Rozdział 14 - "Magia"
Nikodem otworzył szerzej oczy z niedowierzania. Zamrugał szybko. On? Przed Bartkiem nie miał najmniejszej styczności z magią. Nie przypominał Zaklinacza z wyglądu. Nie mógł tego zaprzeczyć. Gdyby był tylko człowiekiem – jak powiedział Bartek – poraziłby go prąd.
Może mają na to wytłumaczenie... Jakiekolwiek...
— Moment... — powiedział cokolwiek, by przerwać niezręczną ciszę. — Niby jak? Nie mam praktycznie nic. Ani niebieskich oczu, ani tych zębów, ani... nic...
Bartek pogłaskał Nikodema po przedramieniu.
— Niki, pamiętaj, że istnieją mieszane związki. Nie są zbyt akceptowalne, ale są. Musiałeś mieć w rodzinie Zaklinacza. Jesteś, tak zwaną, „mieszaną krwią". W mieszanych związkach może urodzić się człowiek albo Zaklinacz i tak to zazwyczaj wygląda. Fifty-fifty niemal. Ale jest też szansa, na „mieszaną krew". Generalnie rodzisz się bez magii, ale twoje ciało jej nie odrzuca i możesz w dowolnym momencie życia ją przyjąć.
Nikodem próbował to przetworzyć. Kto w jego rodzinie był Zaklinaczem? Mama? Tata?
Kot?
— Kojarzysz może, kto u ciebie był Zaklinaczem? Mówiłeś kiedyś, że się skądś przeprowadziłeś.
— Mieszkałem kiedyś w Wielkopolsce, ale... nie wiem... — Potarł czoło. — W sensie, tylko ojciec zniknął, gdy byłem młodszy. Może to on...
— Mogę przedzwonić do Rady, żeby poznać twoje korzenie. Zastanów się nad tym. Musiałeś byś po prostu uznany za człowieka i dużo przed tobą ukrywano — wtrącił Jacek. — Ciężko stwierdzić. „Mieszaną krew" ciężko poznać. Jak widzisz, mogą wcale nie wyglądać podobnie.
Czy chciałby poznać korzenie? Dowiedziałby się, kto był Zaklinaczem w rodzinie, może nawet co się stało z ojcem. To niby nic strasznego, ale... podświadomie odczuwał lęk.
Nikodem odetchnął ciężko. Bartek objął go ramieniem, widząc zakłopotanie. Zwrócił się do ojca:
— Tato, skoro Nikodem okazał się Zaklinaczem...
— Nie. Gdy zdradzałeś, nie wiedziałeś o tym.
— Mogę zmyślić, że się domyślałem.
— Dalej niewiele ci to daje, synek.
— Kurw... — Zagryzł język. — Ale to dalej jakiś argument. Może się przyda.
— Nie zaprzątaj se tym głowy — poradziła Daria. — Musisz się wyleżeć. Rada wcale nie jest taka straszna. Bywają bęcwały, ale nie jest źle.
Bartek nie chciał wciąż leżeć na kanapie. Dokuczałby mu dyskomfort. Nikodem zaproponował pomoc z przejściem. Wziął go pod ramię. Szedł całkiem stabilnie, choć czasami zdarzało mu się zachwiać. Dodatkowo Liren plątał się między nogami. Przez niego Nikodem musiał pilnować, by nie wywinąć orła razem z Bartkiem. Najtrudniej było przy schodach. Bartek miał problem ze zginaniem jednego kolana i musiał pomagać sobie rękoma – przy asekuracji. Zwykła czynność trwająca maksymalnie dziesięć sekund, zajęła dobre pięć minut.
Dotarli wreszcie do pokoju.
— Zamknąć drzwi? — spytał Nikodem w wejściu.
— Nie. Jak Liren będzie chciał wyjść, to mi się nie będzie chciało wstać, żeby mu otworzyć i mi się zesra jeszcze...
Nikodem pomógł Bartkowi usiąść. Liren wskoczył na łóżko i położył się za właścicielem.
— Dzięki za pomoc przy schodach.
— Ale przy sikaniu ci nie będę pomagał — mruknął w odpowiedzi Nikodem.
Zaśmiali się obaj. Bartek rozejrzał się tęsknym wzrokiem.
— Nadal nie wierzę, że jesteś Zaklinaczem... — powiedział ciszej w czasie przypominania wyglądu pokoju.
— Co ty nie powiesz... — Wywrócił oczami. Przygryzł dolną wargę. — Tylko nie rozumiem, skąd ten brak duszy, o którym mówiłeś.
— To taka iluzja. To tak jakbyś wrzucił mentosa do coli. Jesteś takim mentalnym pierdolnikiem. Nie wiadomo, czym do końca jesteś. — Obrócił głowę. — Materia krąży wokół, a dusza absorbuje jej część. Przenikała przez ciebie, ale twoje ciało jej nie odrzucało i też nie miałeś ani trochę magii w sobie, więc nic nie zostawiła. Żadnej pozostawionej materii.
Ułożył się na Lirenie.
— To bardzo skomplikowane, sam rozumiem to pi razy drzwi.
— Czekaj, skoro magia wnika, a ludzie jej nie tolerują...
— Nie, nie. Źle to rozumiesz. — Skrzywił się. — Może nie tyle co magia, krąży materia w pewnych odstępach od siebie. — Zaczął gestykulować dla lepszego przekazu. — Magia to zbita materia. W Zaklinaczach jest magia, nie materia, dlatego możemy ją zbierać i z niej korzystać, bo świat traktuje nas jak coś swojego. Gdyby magia krążyła, to byłaby widoczna, to po pierwsze, a po drugie żółta magia miałaby od razu wpływ. Żółta materia niezbita nie jest groźna. Mówi się zamiennie magia i materia, ale to są trochę inne rzeczy. Materia przenikająca przez nas zatrzymuje się i zbija się dodatkowo i przez to dusza jest niebieska, u Twórców żółta. Natomiast u ludzi obie te materie się mieszają i łączą przez co powstaje zielony kolor. I nie, to nie magia. To... taka papka, która nic nie wnosi. To tylko oznaczenie dla świata, że to nie jest Zaklinacz. Natomiast w twoim przypadku działa to mniej więcej w ten sposób. Świat traktuje ciebie jak coś niewidzialnego. Z jednej strony jesteś Zaklinaczem, z drugiej nie, bo nie masz magii. Materia przez ciebie przechodzi, bo tolerujesz magię na ogół. Technicznie rzecz biorąc nie istniejesz dla świata. Magia myśli i analizuje.
Nikodem podrzucił brwiami. To brzmiało trochę tak, jakby materia potrafiła myśleć i analizować. Spytałby, gdyby jego mózg nie pękał od nowinek, które starał się zrozumieć.
— I będę musiał się tego nauczyć...
— Niekoniecznie.
Położył ręce pod głową i wyczuwał rytm oddechu Lirena.
— Masz wybór. Możesz przyjąć magię, ale nie musisz. To twoja decyzja.
Nikodem oparł się o łokcie obok Bartka.
— Nie brzmisz zbyt przekonywująco — zauważył z lekkim smutkiem. Złapał za dłoń chłopaka.
— A co? Zmuszę cię?
Obrócił rękę wierzchem i splótł palce. Żołądek Nikodema zrobił fikołka. Gdy poczuł, że kciuk Bartka powoli błądził po gładkiej skórze, wnętrzności wykręciły się jeszcze bardziej.
On mnie chyba zmusza mentalnie. Przełknął ślinę.
— A jak chciałbym magię? — spytał zadziornie.
— Musisz to bardzo przemyśleć. — Zaczął jeździć ręką po przedramieniu chłopaka. — Bycie Zaklinaczem wcale nie jest takie fajne na dłuższą metę. Żyjesz krócej, jest się zagrożeniem dla ludzi...
Oparł głowę o ramię.
Byli wystarczająco blisko siebie, żeby Nikodem wpadł na równocześnie genialny, jak i fatalny pomysł. Przysunął się do Bartka. Zetknął wargi. Nieśmiało. Bartek się wzdrygnął, ale po chwili ścisnął mocniej przedramię chłopaka. Odwzajemnił gest. Przyciągnął go do siebie. Nikodem mruknął cicho. Poczuł dłoń idącą wzdłuż całej ręki, potem opadającą na plecy. Naparła. Starając się nie przerwać pocałunku, zmienił pozycję. Uklęknął okrakiem przed Bartkiem, a dłonie oparł o jego bluzę.
Gdy na plecach pojawił się przenikliwy chłód, Nikodem zacisnął palce na materiale. Powstrzymał jakoś kolejny pomruk. Nie pamiętał zbytnio odczuć przy pierwszych dwóch razach, dlatego teraz rozkoszował się każdym najmniejszym detalem. Było mu dobrze i z tego powodu towarzyszyło mu poczucie, jakby robił coś nielegalnego i niewłaściwego. Na dodatek wypełniła go duma. Nie wiedział dlaczego. Jakoś świadomość, że przeszedł tak długą drogę, żeby wylądować w tym samym łóżku z chłopakiem, przy którym czas zwalniał i mógł odgonić nieprzyjemne wspomnienia. Tylko oni. I Liren.
Wuff... Szczeknął niedbale wilk, przyglądając się scenie.
Nikodem oderwał się, by złapać oddech. Sapał cicho. Drżał przez zimną dłoń Bartka wciąż spoczywającą na plecach.
— Teraz mam dowód, że naprawdę wszystko pamiętasz. — Uśmiechnął się szeroko.
— Boże. Kochany. Szatanie. Opuść. Ciało. Tego. Dziecka.
Obaj spojrzeli gwałtownie za siebie. Karolina stała w drzwiach, przyglądając się chłopakom w dość... nieprzyzwoitej pozycji. Byli zbyt zaskoczeni, by odskoczyć.
Karolina zrobiła w powietrzu znak krzyża.
— Dobrze, udam, że nic się nie wydarzyło, jasne? W razie co powiem, że Nikodem robił ci resuscytację i wygodniej mu było między twoimi biodrami.
— Czego chcesz? — burknął Bartek.
— Daria chciała, żeby ktoś poleciał spytać, czy chcesz coś do zjedzenia, ale widzę, że już się delektujesz czymś innym. — Podrzuciła wymownie brwiami.
— Karolka, wypad.
— Chcesz coś do jedzenia czy nie?
— Kabanosy. A teraz, sio.
— Phi. — Pokazała język. — Tylko nie róbcie tu dzikiej wymiany śliny, jak przyjdę drugi raz, albo zamknijcie drzwi.
Wyszła szybkim krokiem. Chłopcy spojrzeli na siebie i wybuchli gromkim śmiechem. Nikodem usiadł na udach przyjaciela i spoglądał w jasnoniebieskie oczy. Błysnęły na moment. Bartek oblizał wymownie wargi.
— Może zamknąć te drzwi? — zaproponował, wskazując kciukiem na kawałek drewna.
— Nie trzeba. Starczy, jak po prostu będziesz obok.
Wuff! Liren uniósł łeb.
— O tobie też pamiętam durniu.
Wilk zaczął energicznie merdać ogonem.
— Atencjusz.
Nikodem postanowił położyć się obok, przy okazji opierając o Lirena. Najwyraźniej zwierzakowi to nie przeszkadzało. Jedynie zarzucał raz na jakiś czas ogonem na twarz chłopaka, ale dało się przeżyć. Wtulił się. Bartek bawił się jego włosami. Miał wrażenie, jakby oddech stał się płytszy przez zawieruszenie w podbrzuszu.
Bartek przerwał ciszę.
— Próbuję sobie wyobrazić ciebie z błękitnymi oczami.
— A zmieni mi się kolor oczu, jak przyjmę magię?
Kiwnął głową.
— Każdy Zaklinacz ma takie. Bez wyjątku.
Tyknęli się głowami. Nikodem coraz bardziej posuwał się do wniosku, że powinien zakleić pierś taśmą, najlepiej mocną, bo inaczej serce wyskoczy poza orbitę.
— A coś różni mnie od... czystokrwistych? — spytał, byleby zachęcić Bartka do dalszego mówienia.
— Trochę. Nie będziesz musiał borykać się z instynktami, bo od małego wychowywałeś się z ludźmi. Niektóre masz pewnie wygaszone. Poza tym to chyba nic. Tak samo możesz się szkolić, dostaniesz pupila. Nie dyskryminuje się przez wzgląd na pochodzenie.
— Niby tak. W teorii. W praktyce bywa to różnie.
— Bynajmniej tak tu nie jest. — Złożył krótkiego całusa na czole Nikodema.
Chyba powinien poszukać tej taśmy.
Rozległo się pukanie do drzwi. Po chwili Karolina wychyliła się powoli, by sprawdzić, czy nie działo się nic niepokojącego. Rzuciła Bartkowi paczkę kabanosów, po czym wyszła. Złapał ją i spojrzał łapczywie.
— I to jest ten moment, gdy patrzysz na paczkę kabanosów jak na seksowny obiekt.
Bartek wywrócił oczami.
— Nie spuchnij z zazdrości. — Odłożył paczkę. — I tak nie mam na razie ochoty nic jeść.
— Nie jadłeś trochę długo... — Uniósł brodę. — Przydałoby się, wiesz?
— Wiem, wiem, ale nie mam apetytu.
— Bo ci siłą wsadzę... Razem z opakowaniem.
Bartek wziął grzecznie paczuszkę. Po otwarciu przypomniał sobie, jaki cudowny zapach miały kabanosy i znikąd pojawił się apetyt. Liren także skusił się na trzy pałeczki.
W międzyczasie Nikodem zauważył wiadomość od cioci. Poprosiła, żeby wrócił, bo potrzebowała pomocy przy sprzątaniu. Przygryzł wargi. Nie chciał opuszać Bartka, gdyż ten całkiem niedawno się wybudził, ale też głupio odmówić cioci. Bartek zauważył kątem oka treść.
— Pomóż cioci, ja się wyśpię przy okazji — powiedział niespodziewanie.
Nikodem zgasił natychmiast ekran.
— Spałeś trzy dni, ale... no dobra.
Nie wstał jeszcze, coś cisnęło mu się na usta i wiedział co. Usiadł. Obrócił głowę do Bartka.
— Poprosiłbyś tatę... — Podrapał się z tyłu głowy. — No wiesz...
— Żeby przedzwonić i sprawdzić twoje korzenie?
— Ta...
— Chcesz?
— Chcę się upewnić, czy dobrze myślę, że to mój ojciec mógł być Zaklinaczem. Tak dla siebie.
— Jasne. — Również usiadł. Objął Nikodema. — Tylko nawet jeśli Rada nie znajdzie nic o tobie albo nie zechce pokazać, to przyjedziesz? Będę czuł się mentalnie lepiej.
Dał mu całusa w nos.
— Jasne, że tak. Przez ten czas pomyślę o tej magii i no...
— Nie spiesz się — przerwał. — To decyzja na resztę życia. Lepiej, żebyś ją solidnie przemyślał. Jeśli nie będziesz mógł znaleźć wad, pisz do mnie, z chęcią wypiszę ci wszystkie.
~ ~ ~
Daria odwiozła Nikodema. Było dopiero południe, ale pogoda prezentowała się wyjątkowo marnie. Nikodem miewał przeczucie, że końcówka lutego to jeden z gorszych okresów. Co roku inny. Pamiętał, jak z lupą musiał doszukiwać się śniegu, a teraz leżało go tyle, że przed oczami robiło się aż zbyt biało. Wpływało to na poziom dróg. Daria na szczęście radziła sobie w trudnych warunkach i dowiozła chłopaka całego.
Gdy Nikodem wszedł do domu, poczuł zapach spalonego obiadu. Świadczył o tym także dym. Nikodem zdjął czym prędzej odzienie wierzchnie, po czym sprawdził, co działo się w kuchni. Helena starała się pozbyć wnerwiającej, siwej pary i nie zwróciła uwagi, że siostrzeniec wrócił. Jakoś wspólnymi siłami doprowadzili mieszkanie do porządku.
Okazało się, że Helena doświadczyła złośliwości rzeczy martwych. Naczynie w piekarniku pękło i, niestety, wszystko trzeba było wyrzucić. Jednak Nikodem i Helena uśmieli się do łez, dzięki czemu sprzątanie przeminęło całkiem sprawnie.
— A miałam nadzieję, że zjesz coś ciepłego — powiedziała, wyrzucając ostatnie paproszki z szufelki. — No, ale chyba musisz przegryźć coś innego.
— Zamówimy pizzę?
— W sumie też jakieś wyjście. — Uśmiechnęła się. — Zaraz coś wybierzemy.
Nikodem pomógł jeszcze przy salonie, tymczasem Helena zajęła się łazienką. Chłopak umilał sobie chwilę muzyką, ale szybko zorientował się, że łatwo odbiegał z myślami. „Jesteś Zaklinaczem" – powtarzał ciągle. Ciocia powinna wiedzieć. Odpowiadała za niego, więc trzymanie tego w sekrecie nie wyglądało zbyt dobrze. Znała ich, więc nie łamałby żadnej zasady. Nie potrafił określić tylko, jakiej oczekiwał reakcji. Załamki? Radości? Przerażenia?
Pogłaskał kota między uszami, gdyż ten plątał się wciąż po parapecie. Skończył. Położył się swobodnie na kanapie. Zarzucił nogi na oparcie. Zamknął oczy. Pomyślał o nim... Leżenie obok niego było inne. Miał darmową poduszkę. Teraz definitywnie brakowało mu czegoś i przez to nie potrafił utkwić w jednej pozycji. Zacisnął wargi.
Pamiętał, jak skakał jak głupi, gdy Daria zapewniła, że Bartek miał bardzo duże szanse przeżyć. Jeździł codziennie, wyczekiwał, aż przyjaciel otworzy oczy. Na dodatek okazali sobie tyle bliskości niemal od razu. Może to dlatego chciałby, żeby wciąż przebywał w pobliżu?
Kocham go po prostu.
Do salonu weszła Helena.
— Skończyłeś już?
Kiwnął głową.
— O, to super! — Usiadła przy nogach chłopaka. — Jak tam było u zacnych czarodziei?
Musiała zacząć od tego?
— Oh... Bo widzisz. — Położył ręce pod głową. — Jest ważna sprawa.
Zbladła zaniepokojona.
— Co się stało? Odgryźli ci coś? Kazali tańczyć?
— Nie. — Zmarszczył lekko brwi. — Spokojnie. Po prostu... Coś sprawdzili i... Jestem Zaklinaczem.
Helena zacięła się i brakowało tylko kółeczka buforowania na jej czole.
— Ale jak? Przecież...
— Też tego nie ogarniałem, ale wszystko mi wyjaśnili. — Wstał i przybliżył się do cioci. — I właśnie mam dylemat. Mogę przyjąć magię, ale nie muszę. Sam nie wiem.
Kobieta odetchnęła z ulgą.
— Bałam się, że to coś poważnego, że coś ci grozi. — Poczochrała włosy Nikodema. — A tak to musisz pomyśleć. Będziesz żyć krócej, będziesz przechodził przez to szkolenie, ale za to ile wrażeń. — Zachichotała pod nosem. — Może wypisz sobie gdzieś plusy i minusy, wtedy zobaczysz.
— Ja dalej nie wierzę, że ktoś z mojej rodziny... Heh.
— To szok. Przejdzie — odparła pocieszająco. — Leć na górę. Zamówię pizzę i pogadamy. Przy jedzeniu lepiej się myśli. Jaką chcesz?
— Pepperoni, dużą. Więcej jedzenia, więcej myślenia.
Złapał kota krzątającego się obok, po czym ruszył w stronę pokoju. Ulżyło mu. Bał się, że ciotka spanikuje. Porozmawia z nią szczerze później, gdy też dokładnie przetrawi nową informację. Przynajmniej nie wyglądała, jakby miała z góry założyć, że nie będzie chciała, by marnował sobie życie.
Tylko czy faktycznie zmarnuję je, gdy zdecyduję się na tę cholerną magię?
Postawił kota na biurku. Złapał za pierwszą, lepszą kartkę i długopis. Postanowił pójść za radą Heleny i wypisać, co tylko przyjdzie mu do głowy. Początkowo nie miał pomysłów, ale w końcu coś stworzył.
Plusy
* będę częściej widzieć Bartka
* ściąganie
* będę częściej wyspany
* zabawy magią
* kolejny pupil
* urozmaicenie życia
* dowartościowanie
* kanapki od Darii
* w końcu nauczę się bić
Minusy
* krótsze życie
* trudne szkolenie
* zagrożenie dla ludzi
* Karolka kopiąca wszystkich po jajach
* sekrety
* łacina
Zapisał kolejną gwiazdkę przy minusach, ale niezbyt wiedział, co dopisać, dlatego postanowił skończyć na niej. Miał przed sobą znaczną większość najważniejszych rzeczy. Teoretycznie dominowały zalety, ale wciąż nie podobały mu się wady. Nie chciał kierować się tylko nimi, ale nie mógł też zapomnieć o ich istnieniu.
Oby rozmowa z ciotką trochę pomogła...
Bartek kazał się nie spieszyć, ale Nikodem wolał nie zwlekać. Im dłużej będzie się zastanawiał, tym więcej straci. Lepiej podjąć decyzję teraz, by nie ciążyła przez cały czas. Poza tym, nawet jeśli finalnie stwierdzi, że nie chce magii, to później bez problemu mógłby zmienić zdanie. Szkoda, że nie działało to również w drugą stronę.
Zabrzęczał mu telefon. Bartek napisał.
Ej stary
Śmieszna sprawa
Ta noga co wiesz miałem problem
Podciągnąć do góry
Sparaliżowało mi ją XD
Co
Jak
Kiedy
Nie będziesz mógł chodzić?
Nieeee spokojnie
Będę
Daria powiedziała że to przejdzie
Jakieś tam problemy których totalnie nie
rozumiem za dużo biologii
W sensie gdyby nie magia to bym pewnie
nie mógł chodzić
A tak to na spokojnie
Boże nie strasz
Ej bogiem jeszcze nie jestem
Jeszcze
Nie schlebiaj sobie
Ale wiesz jaka ta noga jest śmieszna? XD
Tak się macha bezwładnie
Jak makaronik
Czy ty się nią bawisz?
Nie
Czemu
Jezu...
Powaliło cię
Może trochę
Spałem dobre trzy dni
Daj mi się pobawić moim makaronikiem
Przecież ci nie bronię...
Wysłać ci filmik?
NIE
Phi
Nie doceniasz makaronika
Ty miałeś spać
No wiem
Ale ta noga jest za cudna do zabawy
Przypomnij mi dlaczego się znamy...
Ratowałem ci dupę
Ratowałeś mi dupę
Jesteś kochany
Hmm
Starczy ci?
Powiedzmy
Idź spać i zostaw tę cholerną nogę
Ale makaronik :(((
MUSISZ SPAĆ TYLKO TRZY GODZINY
POTEM SIĘ NIM POBAWISZ
DO SPANIA
Już już...
Bo mnie pobijesz przez ten telefon
Dobranoc :)
Won z tą minką
Bo będę się bał zasnąć
O to chodzi
~ ~ ~
Bartek odłożył telefon z uśmiechem na twarzy. Przejechał palcami po ustach. Nikodem mógłby odwzajemniać uczucia i to cieszyło go niezmiernie. Na dodatek był Zaklinaczem. Gdyby tylko zechciał magię, to Bartek wybuchłby ze szczęścia. Nie ukrywał, że chciałby, żeby przyjaciel się zgodził, ale nie zmusi go siłą. To jego osobista decyzja. Zrobi tak, jak podpowiadało mu serce.
Starał się nie myśleć o żółtej magii. Spoglądanie na biurko nie pomagało. Miał nadzieję, że Daria zabrała wszystko łącznie z notatkami, by nie musiał patrzeć na to ponownie. To już za nim. No, prawie. Jeszcze przeżyć spotkanie z Radą. Jeśli wszystko pójdzie pozytywnie, wróci do normalnego życia. Prawdę powiedziawszy, marzył o tym. Nikodem, który pamiętał wszystko, on, który pozbył się żółtej magii (z pomocą, oczywiście). Na dodatek nie zanosiło się na inne kłopoty.
Ale lepiej nie wykrakać...
Daria weszła do pokoju z ciepłą herbatą dla chłopaka. Zaraz za nią szedł Jacek z lekko zmartwionym wyrazem twarzy.
— Jak noga? — spytał, stając przy łóżku.
— Luźna.
Daria parsknęła śmiechem.
— Nic mu nie będzie. — Poczochrała Bartka po włosach. — Dzień i będzie mógł chodzić.
Bartek przygryzł wargi. To idealna chwila, by porozmawiać z tą dwójką. Może dowie się jeszcze czegoś nowego.
— Możemy pogadać? — Wyraźnie spoważniał, czym zdziwił trochę ojca.
— Coś się stało?
Chłopak odwrócił wzrok. Poczuł łzy w kąciakach oczu.
— Dlaczego nigdy nie powiedziałeś, że wiesz, dlaczego mama zdradziła?
Kropla ściekła mu po policzku. Jacek zdębiał.
— Wiem, że wiesz — dodał Bartek. — Zanim się obudziłem, widziałem się z mamą. Pokazała mi wszystko. Wiem, że Daria ma ogon. Wiem, skąd pochodzi magia. Trochę mi powiedziała.
Daria i Jacek spojrzeli na siebie osłupieni.
— Zamierzałeś mi w ogóle o tym powiedzieć, tato?
— Sprawa z twoją mamą była... jaka była. Nie mogłem za bardzo mówić o tym na lewo i prawo, bo gdyby ktoś to usłyszał, to nie pamiętano by o niej zbyt dobrze raczej, a chciałem, żeby zachowała raczej dobre imię. Czułem się trochę winny. Parę lat temu byłem strasznie wpatrzony w prawo, bardziej niż teraz. Mogłem pogadać z nią, rozważyć wszelkie za i przeciw, a nie od razu drzeć się i nie zgadzać. Nie umiałem cię też zbytnio sam wychować, za dużo myślałem o niej. W końcu chyba sobie to uświadomiłem, że czasem trzeba po prostu złamać prawo... — Uśmiechnął się lekko. — Inaczej by ciebie tu nie było.
Bartek westchnął.
— A co do magii. — Usiadł obok. — To może być szokujące. Sam nie lubię tego, bo wiem, jak twoja matka strasznie się tym denerwowała. Odkąd trafiła do Rady, nie radziła sobie z prawdą ukrywaną przed tyloma osobami. Dlatego powiedziała mi o tym. Inaczej bym nie wiedział. Ponoć zaczęto ukrywać to przed Zaklinaczami wiele lat temu i okazało się to całkiem skuteczne. Im mniej się wie, tym lepiej się śpi. Lepiej, żebyś też nikomu innemu o tym nie mówił.
— Skoro obie magie są z piekła... To nie znaczy, że są na równi?
— Są, słonko — wtrąciła Daria. — Tylko kontrola nad żółtą jest niemożliwa. Przynajmniej nam powiedziano, że jest niemożliwa. Nie wiadomo, co się dzieje u takich Egzekutorów czy w Radzie i wyżej. Wszystko jest możliwe. Wiesz, jak działa magia. Myśli...
— I analizuje. Tak, wiem. Po prostu całe życie w błędzie.
— Spokojnie, synek. Idzie się do tego przyzwyczaić. — Pogłaskał go po ramieniu. — Napij się i zdrzemnij się. Później ustalimy, co z Radą.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top