Rozdział 10 - "Odkryty"
Jacek wszedł do mieszkania. Na jego terenach parę dni temu zauważono wzrost żółtej magii, a ze szkoły zniknęła jedna znajoma Bartka, gdyż o niej mówił. Był niemal pewien, że nawinął się kolejny Twórca. Mało tego podejrzewał własnego syna. Zbyt wiele ścieżek krzyżowało się właśnie na nim.
Co robię źle, że druga osoba z rodziny zdradziła...?
Powiesił płaszcz w holu, po czym przeszedł do małego salonu. Oparł się rękoma o blat zmęczony. Miał wrażenie, jakby wszystko sypało się w jednej chwili tuż przed oczami, ale ogarniała go bezradność. Scenariusz prawie identyczny do tego, który spotkał go osiem lat temu z Basią...
— O, Jacek, dobrze, że jesteś!
Do pokoju weszła Daria szybkim krokiem. Jacek nie odwrócił się na przywitanie.
— Coś nie tak?
— Znalazłam to w pokoju Bartka... — Położyła na stół księgę o żółtej magii.
Jacek zamarł w kompletnym bezruchu. Kilkanaście razy przeczytał tytuł. Nie. Czyżby miał rację? Przez ten cały czas...
— Gdzie to było? — Spojrzał na Darię. Nie potrafił ukryć zaniepokojenia.
— Leżało na biurku. Wchodziłam już kilka razy do jego pokoju, więc nie wiem, gdzie ją kładł, że jej nie zobaczyłam... — Przygryzła dolną wargę. — Musiał jej nie schować.
Jacek zacisnął dłoń w pięść, a po chwili uderzył nią wściekle w stół. Zaklął głośno.
— Skąd on mógł ją wziąć?! — Wyskoczył wściekły. — Nie trzymam takich rzeczy w domu!
Daria speszyła się trochę przez ton Jacka. Wzięła głęboki wdech.
— Nie wiem, ale skądś na pewno. — Pogładziła się po ramieniu. — Myślisz, że to on...
— Mam nadzieję, że to nadal jest tylko zasranym przypadkiem... — Oparł się o ścianę. — Ma być przyszłym Mentorem, a odwala takie cyrki!
Daria nie wytrzymała.
— Jacek, przestań myśleć tylko o tym! — Zmarszczyła brwi. — Twój syn może być właśnie w śmiertelnym niebezpieczeństwie, a jedyne czym się przejmujesz, to tym zasranym Mentorem!
Jacek zaniemówił.
— Wiesz, czemu mógł zejść na tę ścieżkę? Gdy stracił tamtego chłopaka, potrzebował OJCA, nie MENTORA. — Wskazała na niego palcem. — Przeżywał. Starałam się mu jakoś pomóc, ale to nie zmieniało faktu, że brakowało mu ciebie. Nigdy nie przestał mieć ci za złe za wtedy.
— Kurwa, Daria, nie miałem innego wyjścia! — Odszedł gwałtownie od ściany.
— Dobrze, ja to wiem, ale on nadal dorasta. Magia odebrała mu kolejną osobę i zaczynał mieć jej serdecznie dość. Zamiast trochę zejść z niego, dać mu wcześniej luzu, to w kółko wałkowałeś to samo. — Założyła ręce.
— Równie dobrze mogłaś zareagować wcześniej.
— Przepraszam cię bardzo, czyim jest dzieckiem? Mam dbać o twoje dziecko? Jasne, mogę pomóc ci go wychowywać, ale to nie zmienia faktu, że on potrzebuje ojca.
— Wiesz, jak wygląda moja praca. Jestem naprawdę często zajęty.
— Basia była w Radzie, a ciągle zajmowała się Bartkiem. Proszę, nie wywijaj się teraz brakiem czasu. Brakuje ci go tylko wtedy, gdy na teren nawali się Twórca lub grupa obok prosi o pomoc. Tu chodzi o coś innego.
Jacek odwrócił wzrok i zacisnął niespokojnie dłoń na oparciu krzesła.
— Powiedz, o co chodzi. Możliwe, że twój syn właśnie babrze się w żółtej magii i zostało się modlić, że nie osiągnął rangi, której nie da się uratować. — Stanęła obok niego. — Naprawdę cię proszę.
— To coś związanego z Basią.
— W sensie?
Opuścił głowę.
— Zdradziła dla Bartka...
Daria uchyliła bezwiednie wargi.
— Ale...
— Powiem ci potem. Teraz musimy jakoś ogarnąć Bartka.
~ ~ ~
Bartek wyszedł na spacer z Lirenem, a przy tym do towarzystwa zawołał Zina. Zaczynał rozumieć funkcjonowanie pupili od żółtej magii. Starał się odganiać Lirena. Miał nadzieję, że w ten sposób uchroni go jakkolwiek. Powtórzył parę razy wilkowi, żeby odszedł, gdy tylko właścicielowi odbije.
Dręczyły go wyrzuty sumienia. Odkąd przyczynił się do śmierci Martyny, nie mógł spać po nocach. Owszem, nie potrzebował zbyt wiele godzin odpoczynku, ale to nie oznaczało, że unikanie snu nie wywierało negatywnych skutków. Było ich dość dużo. Chodził osowiały, zmagał się z uporczywymi bólami głowy, łapały go skurcze w rękach, i wiele innych. Wszystko neutralizował żółtą magią. Tylko w ten sposób mógł funkcjonować.
Po zabiciu Wybranego nie potrafił znów odsunąć się od żółtej magii. Niestety nie miał innego wyjścia. Jeśli zwlekałby zbyt długo, wyszłoby to niekorzystnie dla obu stron. Łącząca ich nić parzyła go od środka, przez co wciąż nie przestawał o niej myśleć. Nie chciał przelewu krwi... ale przerastało go to. Teraz żałował tego. Nie mógł cofnąć czasu.
Nikodem również krzątał mu się po głowie. Ten brak duszy... Bartek przekartkował wściekle księgę, ale nie znalazł niczego, co mówiłoby o zaniku energii duchowej dawnych Wybranych. To nie było normalne. Coś kryło się w Nikodemie i nie potrafił tego wyjaśnić.
Wuff!
Liren zatrzymał się gwałtownie.
— Co ci? — Bartek zmarszczył brwi.
Wuff!
Zakręcił się dookoła dwa razy.
— Liren, chodź już i nie wymyślaj.
Złapał za rękaw bluzy Bartka. Zaskomlał cicho i położył uszy. Wyraźnie nie chciał wracać do domu.
— Liren, przecież nic się nie dzieje. — Pogłaskał go między uszami. — Uspokój się.
Szedł dalej, ale Liren wciąż kulił uszy. Im bliżej byli domu, tym bardziej wilk pragnął się wycofać. Jego zachowanie zaczynało irytować Bartka. Miał ochotę go zbesztać, ale nie potrafił się do tego zmusić. Kazał zwierzakowi zostać na podwórku, by „wybiegał swoje żale", a sam wkroczył do domu. Otrzepał buty ze śniegu i już na wejściu przywitał się z nieprzyjemnym spojrzeniem ojca. Opierał się o framugę.
— Coś chcesz, tato? — spytał niepewnie, nie rozumiejąc, dlaczego ojciec na niego czekał.
— Chodź ze mną na moment.
Przeszli do salonu. Jacek wziął do ręki księgę znalezioną u Bartka.
Chłopak zdębiał.
Jak... Jak... Nie schowałem jej? Nie panikuj... Nie panikuj... Wybrniesz z tego...
— Powiedz mi, co robiło TO w twoim pokoju — powiedział trochę agresywniej.
— Ja... — Podrapał się z tyłu głowy. — Tak z ciekawości...
— Bartek, dlaczego używałeś żółtej magii?
Mocne słowa jak na początek rozmowy. To od razu speszyło Bartka.
— Wiesz, jaka jest niebezpieczna. — Zacisnął zęby. — Proszę, powiedz mi dlaczego.
Bartek pogładził się po przedramieniu.
— Nie zrozumiesz... — wycedził.
— Chcę zrozumieć.
Zabiją cię... – powiedział cichy głosik w jego głowie. – Zdradziłeś. Zabiją cię.
— Synek, proszę... — Odłożył księgę. — Chodzi o Nikodema?
Bartek nie odpowiedział.
— Chcę ci pomóc. Pozwól mi zrozumieć, co cię pchnęło.
Postawił krok w stronę syna, ale ten odsunął się gwałtownie.
Zabiją cię.
Pamiętasz, co zrobili z tamtym.
Nie podarują ci tego...
— Ile to trwa? — zapytał spokojnie. — Na pewno da się cię z tego wyciągnąć. Pozwól sobie pomóc.
Bartek zrobił kolejny krok w tył. Panikował. Trząsł się jak galareta. Niewiele brakowało do nagłego zrywu i ucieczki jak najdalej. Gorzej, jeśli ktoś by go złapał. Wtedy były skończony.
Zabiją cię...
— Słonko — wtrąciła się nagle Daria wychodząca zza rogu — to poważna sprawa.
Oni nie chcą ci pomóc.
— Synek, straciłem już w ten sposób mamę. Nie chcę stracić i ciebie. Proszę, porozmawiajmy na spokojnie.
Kłamią...
Jacek powiedział niemal te same słowa co Basia. To wprawiło Bartka w zakłopotanie.
— Zostawcie mnie... — wydukał cicho, cofając się o kolejny krok. — Niczego nie rozumiecie.
Zabiją cię...
— Niczego nie rozumiecie... — wymamrotał.
Wiedział, że odchodził od zmysłów, ale nie potrafił temu zaradzić. Tracił panowanie nad własnymi myślami. Cichy głosik przejął je w pełni. Kazał mu uciekać. I, prawdę powiedziawszy, to wydawało się najlepszym wyjściem.
Nawet nie kontrolował momentu, w którym wybiegł w popłochu.
Liren ruszył zaraz za nim. Usłyszał groźne szczekanie. Domyślił się, że to ślady na śniegu zdradzały kierunek, w którym podążał. Rzucił szybkim zaklęciem. Wszelkie pozostawione oznaki znikały w mgnieniu oka. Jednak goniący go wilk nadal był dużo szybszy. To tylko kwestia czasu, gdy znajdzie go po zapachu.
Nie ucieknie. Nie biegł wystarczająco szybko. Unikał gałęzi. Starał się zataczać chaotyczną drogę. To wciąż za mało. Goniący go wilk zbliżał się wciąż. Niewiele brakowało, by jego trud poszedł na marne.
Nie mógł na to pozwolić.
Przypomnij sobie... To jedno zaklęcie...
Już nie próbował dojść, czyj głos opanował jego myśli.
Wziął głęboki wdech. Przystanął nagle. Liren stanął obok. Przykląkł. Ujął pysk zdezorientowanego wilka.
— Mam jedną szansę... — Przełknął ślinę. — Musi się udać...
Liren położył uszy.
— Nemo me inveniat...*
Oczy Bartka zabłysły na złoto.
— Dimitte me ab oculis eorum!**
Ku jego zdziwieniu, nie pomylił się. Nawet nie sądził, że znał takie zaklęcie.
W jednej chwili znalazł się w zupełnie innym, obcym na pierwszy rzut oka miejscu. Odetchnął z ulgą. Warczenie ucichło. Upewnił się, że Liren przeniósł tu razem z nim. Wilk rozglądał się panicznie dookoła. Żałował. Rozsądniej było zostawić go tam.
Usiadł pod przypadkowym kamieniem. Podciągnął kolana. Zaniósł się głośnym płaczem. Wiedział, że dojdzie do tego. Wiedział, że nie zdoła ukrywać się przez wieki. Wiedział, że ojciec się wścieknie... Widział to w jego oczach. Na pewno „spokojna rozmowa" przerodziłaby się w kłótnię.
Chociaż... Sam nie miał pewności.
Czuł się jak kretyn.
Zrobiłeś dobrze...
— Zamknij się! — krzyknął w desperacji. — Czymkolwiek jesteś, zamknij się!
Zakrył twarz dłońmi.
Liren przyjrzał się zaciekawiony. Trącił właściciela pyskiem i polizał go po twarzy, Bartek jedynie uśmiechnął się lekko. Pogłaskał Lirena. Więcej łez napłynęło mu do oczu.
— Liren, odejdź ode mnie...
Wuff!
Oburzyła go ta propozycja.
— Tak będzie lepiej... — Pociągnął nosem. — Dla nas obu.
Liren zapiszczał i wtulił się do Bartka.
— Liren, proszę. — Odsunął się od pupila. — Nie możesz przy mnie zostać.
Liren znów podszedł bliżej, ale Bartek wciąż go odpychał.
— Liren, nie chcę, żeby coś ci się stało! — Mimowolnie załamał się mu głos. — Możesz zdechnąć, jeśli przy mnie zostaniesz! Zrozum to!
Wilk skulił uszy.
— Proszę... — Wziął gwałtownie powietrze. — Mój kochany idioto, zrób to dla mnie. Będziesz bezpieczniejszy.
Wydał z siebie ciche skomlenie. Merdał szybko ogonem. Podbiegł do właściciela, pragnąc przytulić go ostatni raz. Bartek pozwolił mu. Gładził go po karku. Chciał zapamiętać każdy detal swojego pupila. Został kilkukrotnie polizany na twarzy.
Odsunął od siebie zwierzaka. Nie musiał powtarzać, żeby Liren odszedł. Wilk ruszył w stronę lasu, a Bartek patrzył, jak ukochany zwierzak znikał za drzewami.
~ ~ ~
Jacek wrócił do domu bardziej zdesperowany niżeli wściekły. Gdy Aki nie znalazł Bartka, omal nie upadł. Nie rozumiał, jak udało mu się zbiec przed wilkiem. Miał nadzieję, że zdołają go zatrzymać, przemówią mu do rozumu...
Usiadł na fotelu. Oparł łokieć. Zagryzał dolną wargę. Poczucie winy zwiększyło się znacząco. Zaczęło się właśnie od niego. Tylko co on mógł zrobić tamtego haniebnego dnia? Nie dało się inaczej uratować Nikodema. A przynajmniej nie tak, by nie odczuł żadnych skutków ubocznych. Tak miało być. Może ten zakaz dotyczący wspominania o magii doprowadził syna do desperacji?
— Jacek... — zaczęła cicho Daria, ocierając policzki z łez. — Znajdziemy go.
— Niemal jak z Basią... — Zacisnął dłonie w piąstki. — Prosiłem, ale i tak miała to gdzieś...
— To nie byli oni. — Pogładziła go po ręce. — Wiesz, jak działa żółta magia. Po prostu Bartek musiał używać jej już zbyt długo. Ale znajdziemy go.
— A jeśli nie?
— Bądź dobrej myśli. — Uśmiechnęła się zachęcająco. — Na pewno uda nam się go ogarnąć.
Jacek przypomniał sobie poprzednie słowa Darii. Coraz bardziej rozumiał, jak wiele rzeczy robił źle. Teraz odczuwał tego skutki.
— Jestem chujowym ojcem... — przyznał z nieprzyjemnym uściskiem w żołądku.
— Nie. Nie jesteś. Po prostu popełniłeś parę błędów...
— Przez które właśnie mój syn może umrzeć i niewiele mogę z tym zrobić — przerwał, odwracając wzrok.
Daria postanowiła przemilczeć. Nie potrafiła znaleźć odpowiednich słów. Zamiast tego pomyślała o Bartku. Teraz liczyło się sprowadzenie go do domu. Potem będą się martwić, jak wyplenić z niego żółtą magię. Wyraźnie postradał zmysły. Musiał mieć jej zbyt wiele w ciele. Nie zechce wrócić po dobroci. Zostaną zmuszeni walczyć z nastolatkiem...
Sama wątpiła, czy Bartek wyjdzie cało...
Mentalna lampka zapaliła się nad jej głową.
— Jacek... — Stanęła centralnie przed nim. — Mam pomysł.
Uniósł brew.
— Nikodem. Jeśli Bartek zobaczy, że Nikodem pamięta i chce, żeby wrócił...
W oczach Jacka zapłonęła żywa nadzieja.
— To się może udać — odpowiedział z lekką ekscytacją. — Tylko... Jak przypomnieć o wszystkim Nikodemowi?
— Nie wiem, ale to na pewno tylko dzięki niemu będziemy mogli sprowadzić Bartka do domu...
*Niech nikt mnie nie znajdzie...
**Pozwól mi odejść od ich oczu!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top