Rozdział 9 - "Zazdrość"

Bartek zawiódł się lekko, gdy po przebudzeniu Nikodem nie dawał oznak, że odzyskał pamięć. Zachowywał się tak samo... No, prawie tak samo. Zdarzało mu się spoglądać na Bartka zmartwionym wzrokiem. Niekiedy przyglądał się przyjacielowi i widocznie cisnęły się na usta nieśmiałe słowa. Powstrzymywał się wciąż. Bartek był przekonany, że Nikodem spędził noc pod wpływem żółtej magii i najprawdopodobniej nie rozumiał, z czym spotkał się we śnie.

Musiał sobie coś przypomnieć, ale najwyraźniej nie wszystko...

Próbował zrozumieć, co zrobił źle w czasie zaczarowywania poduszki. Teoretycznie nie powinien wstać, dopóki nie przypomni sobie wszystkiego. W dodatku czar działał w pełni na świadomość, więc Nikodem wiedział, że nie znajdywał się w prawdziwym śnie, tylko uniwersum stworzonym na podstawie utraconych przez niego wspomnień. Pogubił się. Czyżby miał zbyt małą rangę na to zaklęcie? Nie, to głupie. Magia nie posiadała zbyt wielu ograniczeń.

Niemniej zdecydował się to zignorować, przynajmniej na razie. Po głowie chodziła mu rozmowa z matką. Rozum kazał posłuchać. Czasem miewał wrażenie, że magia odbierała mu zdrowe myślenie, ale rezygnacja z niej to niczym wywieszenie białej flagi. Nie chciał poddawać się tak łatwo. Jednak metoda, którą obrał, naprawdę mogła mu zagrażać.

Obudził się w środku nocy, a w głowie wciąż powtarzał ostatnie słowa matki.

„Ojciec stracił mnie. Nie może też stracić ciebie..."

Westchnął cicho. Ojciec go kochał. Pomimo iż pchał na siłę do posady Mentora, to robił to z dobrej woli serca. W sumie Bartek musiał przyznać, że Jacek nie sprawiał wrażenia, jakby to jedyna rzecz, o której myślał. Inaczej nie mógłby z nim dyskutować, obrażać się, zamykać w pokoju czy wszystkich innych czynności. Prawda była taka, że to sam Bartek nawalił sobie nieskończenie wiele myśli. Nie potrafił zaakceptować tego co nieuniknione. Nigdy nie godził się ze śmiercią, nie godził się z dziedziczoną pokolenie przez pokolenie pozycji Mentora...

I tak samo nie godził się, że Nikodem opuścił magiczny świat na zawsze.

Powinienem wreszcie dorosnąć... – pomyślał smętnie, rzucając szybkie spojrzenie szykującemu się do szkoły Nikodemowi.

Serce kazało iść do niego, przytulić go, ale to rozum trzymał go w jednym miejscu. Nie umiał opisać wdzięczności. Oszalałby bez niego. Postanowił zająć się szukaniem pozytywów sytuacji. Co dała utrata wspomnień? Nikodem stał się wyraźnie szczęśliwszy, a Bartek spełnił obietnicę: pomógł mu przeżyć.

Uśmiechnął się delikatnie. Lepiej uważać na życzenia, bo nigdy nie wiadomo, czy nie zapomnimy o czymś ważnym. Bartek powiedział, że nie pozwoli mu zginąć. Nie dodał, że nie pozwoli mu odejść i zapomnieć o magii. Wtedy nawet nie przeszło mu to przez myśl. Sądził, że jego historia potoczy się tak, jak sobie o tym zamarzy. Spotkał się z rozczarowaniem.

Bez celu zaczął przeglądać zdjęcia w telefonie. Wcześniej postanowił zrobić zdjęcia ważniejszych zaklęć z księgi. To dość niestosowny pomysł, który nasunął się mu przypadkiem. Wcześniej uznał siebie za geniusza, a teraz... skręciło go w żołądku, otworzywszy galerię. Kliknął w pierwszą lepszą fotografię.

Sekcja dotycząca Wybranego.

Zapomniał, że z czystej ciekawości zajrzał tam raz i cudem nie zamknął po przeczytaniu dwóch słów. Niby potrzebował tego do dalszego rozwoju, ale tkwił w nadziei, że upora się ze wspomnieniami Nikodema na tyle szybko, że nic nie zmusi go do zabijania...

Nie. Zgasił ekran. Masz się od tego odsunąć... Masz się od tego odsunąć...

Skrzywił się. Niekiedy za dobrze wspominał żółtą magię. Jego cząstka nie chciała za żadne skarby, by rezygnował. Wydawało mu się, że miewał nad tym wystarczającą kontrolę.

Pogubił się we własnych sprzecznościach.

— Ej, Bartek, chcesz jakąś kanapkę? — spytał nagle Nikodem, wyciągając Bartka z zamyślenia.

No ucałowałbym go ze szczęścia... Lekki uśmiechnął musnął jego usta.

— Jeśli to nie problem... — Podrapał się z tyłu głowy.

— Absolutnie żaden. Poza minus jedną bułeczką, kawałkiem masła i plasterkiem salami.

— Matma weszła za mocno? — Zaśmiał się krótko. — Tylko uważaj, żeby ci delta ujemna nie wyszła.

— Weź... rzygam tą deltą. Rozumiem, że Gołąb chciała zrobić ten dział wcześniej, bo uznała, że nam się naprawdę przyda, ale czasami mam wrażenie, że ona się podnieca tą deltą...

— Słuchaj, o gustach się nie dyskutuje. — Wzruszył ramionami. — Romans stulecia. Gołąbek i delta. Ona wieczorami nic tylko pod nosem daje: „b" kwadrat minus cztery razy „ac".

— Powiesz ten wzór jeszcze raz, a nie ręczę za siebie i dam ci czegoś do masła.

Bartek dałby wiele, by wszystkie poranki wyglądały właśnie w ten sposób. Cudowne uczucie. Brakowało tylko nutki magii. Z chęcią rzuciłby prostym czarem do zabawiania dzieci, ale... To wciąż Nikodem bez wspomnień. Ten, do którego spróbuje się przyzwyczaić. Będzie mieć nadzieję, że nie zgubi po drodze nadziei. Postara się trzymać ją jak najbliżej.

Bartek rzadko jeździł autobusami. Zdecydowanie częściej woziła go Daria. Przez to nie czuł się komfortowo, gdy tylko wsiadał do „blaszanej puszki". Akurat dziś utkwił między młotem a kowadłem. Jeśli skoncentrowałby się na wszystkim wokół, poziom zdegustowania wywołałby u niego ogromny niesmak, ale spoglądanie tylko na Nikodema spowodowałoby inne niepożądane skutki. Nie mógł się wyłączyć mentalnie, bo starał się rozmawiać z Nikodemem. Wyjątkowo niemiła sytuacja.

~ ~ ~

Dzień minął spokojnie. Bartek został kilkukrotnie spytany ze względu na nieobecność. Nie przejął się. Zdarzało się, że któryś z nauczycieli próbował na siłę wstawić złą ocenę, ale korzystał ze sprytnych rozwiązań magii. Powstrzymywał się od śmiechu w takich chwilach. To rozczarowanie na twarzy człowieka. Przewspaniały widok. Mógłby podziwiać go bez przerwy.

Wyjątkowo przyglądał się Martynie. Gdy kleiła się do Nikodema, powstrzymywał wszelkie naturalne odruchy. Odkąd przyjaciel wspomniał o darzonym do niej uczuciu, wzbudził nieopisaną zazdrość. Co on widział w niej? Co miała specjalnego? Zero magii, parę talentów muzycznych, pozytywny charakter. Na pewno nie wniosłaby niczego specjalnego do życia chłopaka. Uczyniłaby je takim jak miliony innych. Bez spontaniczności, smaku ryzyka...

Każde przytulenie się do niej sprawiało, że Bartek pragnął jeszcze bardziej opowiedzieć o zdarzeniach z początku roku szkolnego. Wtedy Nikodem na pewno zignorowałby z zalotów Martyny.

Postanowił wyczekać do Walentynek i ciągnął za sobą nadzieję, że Martyna go odrzuci.

~ ~ ~

Poniedziałek nastał po wyjątkowo długim weekendzie. Bartek nie użył żółtej magii ani razu przez te dwa dni. Usunął wszystkie zdjęcia z telefonu, zapomniał o księdze i postanowił zejść z niebezpieczniej ścieżki. Cieszył się, że zrezygnował w odpowiednim momencie. Poczuł, jak w jednej chwili powróciła do niego pełna świadomość.

Liren podskakiwał radośnie.

Wuff! Wuff!

On także nie ukrywał radości. Jego właściciel postanowił zaufać możliwościom niebieskiej magii. Rozumiał, że w ten sposób życie Bartka nie było zagrożone bezpośrednio. Zrobił się wyraźnie skoczniejszy, chciał się więcej bawić. Bartek zrozumiał jedno. Wilk nastawiony na zbyt długą emisję żółtej magii ulegał stopniowym przemianom, jeśli nie sprzeciwił się człowiekowi.

Ciekawe, kto jeszcze by na tym ucierpiał...

Bartek zszedł po schodach wraz z Lirenem. Wygonił zwierzaka na podwórko, żeby wybiegał się po nocy w domu. Przywitał się z ojcem i Darią wkuchni. Wyciągnął z lodówki paczkę kabanosów.

— Synek, pamiętasz tamtego psa wampira z tamtej grupy? — spytał nagle Jacek zupełnie bez kontekstu.

— Jak mógłbym zapomnieć? — Oparł się o blat. — Rozwalił mi rękę.

— To był jego wilk.

Bartek omal się nie zadławił. Odkaszlnął kilka razy.

— Chcesz powiedzieć... — Przełknął ślinę, jeszcze cicho charcząc. — Chcesz powiedzieć, że żółta magia może doprowadzić do czegoś takiego? W sensie, wiedziałem, że wpływa na pupile, ale chyba nie do takiego stopnia.

— Jak sam widziałeś, ta magia wiecznie zadziwia. — Westchnął. — Chcesz wiedzieć, jak do tego doszli?

— Skoro już zacząłeś.

Tym razem odłożył kabanosy. Dla bezpieczeństwa.

— Zmusili tamtego do mówienia. Trochę to zajęło. Do tej pory wszyscy byli przekonani, że wilki odchodzą od Twórców. Okazało się, że mogą pozostać wierne.

— Czyli tym samym był ciągle pod wpływem, tak?

— Nawet nie tyle, gorzej. Przez tą wierność, magia przeszła na niego i pełnia sił Twórcy była w nim. Zachowywał się jak typowe zjawisko, ale to wciąż był wilk.

Bartek nie umiał tego skomentować. Pomyślał o Lirenie. Sytuacja wyglądała gorzej, niż myślał. Czy z jego kochanym „dużym idiotą" stałoby się coś podobnego?

— To już jest ogólnie potwierdzone — wtrąciła Daria — więc możliwe, że wszyscy nowi Twórcy znajdą sposób, żeby zmusić wilki do posłuszeństwa.

— Świetnie... — burknął, krzywiąc się wściekle. — Czyli to nie był typowy wampir, ale wyglądał jak on. Czyli co? Mogą przyjmować inne formy? Wilk mógłby stać się nagle jeleniem?

— Najwyraźniej.

— Jeśli Twórcy znajdą sposób, to wszystko zacznie się pierdzielić. Do tej pory magia tkwiła w Twórcy, a zjawiska to jej cząstki. Teraz, gdy wilki przejmą magię i będą ją mnożyć, to samo złapanie Twórcy nie wystarczy. Nawet żadnego nie uratujesz, bo tylko zniszczenie więzi spowoduje, że wilk zatraci się w magii. Choć i tego nie jestem pewna.

— W sensie?

— Wilki nie są głupie. Jeśli magia je przejmie, to mogłyby żyć bez więzi. Tak jak my chociażby... Huh... — Podrapała powiekę. — Jak ci to wyjaśnić... O! Ola. Straciła Viri, ale tylko dlatego, że ta zginęła w walce. Żal w niej został, pomimo iż więź jest zniszczona, bo nowa jest z Amis. My mamy magię, która jest w stanie zrobić nową więź. Rozumiesz, do czego zmierzam?

— Wilki znajdą nowego pana?

— Tak. Role się odwrócą. Wtedy to nie wilk zostanie zmuszony do magii a Zaklinacz.

— Czyli pełne pozbycie się Twórcy będzie niemożliwe — zwieńczył Jacek, zaciskając palce na ubrania.

Bartek zaniemówił kompletnie. Powstrzymał drżenie rąk, ale nie był w stanie kontrolować bladej skóry. Informacja martwiła wszystkich. Okazało się, że żółta magia rosła w siłę. Powolnymi krokami wkraczała na rejon, który stanowił dla Zaklinaczy martwy punkt. Jeśli nie znajdą sposobu na „opętane" wilki, to mieliby niewielki wpływ na rozprzestrzenianie się żółtej magii.

— Ale nie ma na razie co zamartwiać się na zapas. — Daria położyła dłoń na ramieniu Bartka. — Wiemy, że takie coś istnieje, więc dużo osób się zmobilizuje.

— Bodajże Najwyższy Mentor pogania, żeby znaleźć sposób. Choć cholera wie, co tam się u niego dzieje.

— Ale przez tyle lat nie działo się nic podobnego? — spytał z lekkim niezrozumieniem Bartek.

— Może i się działo, ale nikt o tym nie wiedział.

— Pogadam z Olką. — Bartek znów wziął kabanosy. — Sprawa jest poważna.

— Tylko bez paniki. — Daria zabrała rękę. — Zjedz i się szykuj. Tata cię zawiezie.

Bartek znów omal nie zadławił się kabanosem. Daria nie powstrzymała chichotu, Jacek również. Nie zdarzało się zbyt często, żeby ojciec woził syna do szkoły. Nie tylko przez fakt, że fatalny z niego kierowca. Zazwyczaj zanurzał się w wir pracy lub bał się, że wyskoczy coś niespodziewanego. Tym razem uznał, że zacznie polepszać swoją relację z synem. Przy okazji sprawdzi zachowanie syna. Upewni się, że podejrzenia dotyczące żółtej magii były niesłuszne.

Bartek przeszedł szybkim krokiem do pokoju, dojadając po drodze kabanosy. Dręczyła go sprawa z wilkami. Nawet bardziej przejmował się Lirenem. Minie czas, zanim żółta magia zejdzie w pełni. Co jeśli przejdzie na Lirena? Świat musiałby upaść, żeby jego pupil wyparł się wierności.

Niemniej starał się myśleć pozytywnie. Raczej już nie cofnie się do zdrady. Spróbuje nauczyć się żyć ze świadomością, że nie odzyska przyjaciela.

Niewidzialna siła kazała mu otworzyć księgę na odpowiednim rozdziale. Przeczytał zaklęcie kilkukrotnie, starając się zapamiętać krótkie zdanie.

Homo, er hoc nuni tibi victima es*... – powtórzył parę razy. Nigdy nie wiadomo, czy niespodziewanie nie zmieni poglądów. Wolał być przygotowany.

Wyszedł. Zbiegł pospiesznie. W locie założył kurtkę i pożegnał się z Darią. Na podwórku wygłaskał Lirena z sierścią mokrą od śniegu. Wsiadł do auta, unikając wzroku ojca. Początkowo nie potrafili znaleźć tematu do rozmowy, ale w końcu Jacek z ogromnym zaciekawieniem dopytywał o życie prywatne syna, a przy tym starał się wspominać o magii jak najmniej. To było małe zaskoczenie dla Bartka.

~ ~ ~

Droga minęła dłużej niż zwykle, ale też całkiem przyjemnie. W szkole Bartek musiał poczekać chwilę na Nikodema. Ciągle powtarzał w myślach łacińskie zdanie. Nie chciał nagle go zapomnieć. Rozważał spisanie je na kartkę, ale uznał to za zbyt duże ryzyko. Nikt nie zajrzy mu do głowy, a kawałek papieru każdy mógł zobaczyć. Bezpieczniej trzymać frazę w sobie.

Przyszedł Nikodem. Wyciągnął Bartka ze świata magii. Bartek zauważył, jak dłonie przyjaciela drżały. Domyślił się przyczyny. Martyna. Był czternastego lutego. Walentynki. Święto, którego Nikodem wyczekiwał.

— Jesteś strasznie blady — powiedział Bartek.

— Serio? Widać? — Wziął głęboki wdech. — Spotykałem ją już, ale za bardzo bałem się podejść.

Bartkowi nie umknął uciekający wzrok Nikodema. Pamiętał, że robił tak tylko w jednej sytuacji.

Kłamie...? – spytał z niedowierzaniem w myślach.

Po co by kłamał? Czyżby coś pamiętał?

Aż serce zabiło mu mocniej.

— Poradzisz sobie. — Wymusił uśmiech. — Wierzę w ciebie.

Nikodem zdjął kurtkę i zmienił obuwie. Wyszli razem. Skierowali się do sali na angielski. Obaj mówili głównie o weekendzie. Tylko czasami Nikodem wspomniał mimochodem o Martynie, co wprowadziło Bartka w niepokój. Starał się go nie okazywać – powstrzymywał nagłe zaciskanie palców na plecaku, zagryzanie dolnej wargi.

Niespodziewanie przyszła Martyna i zaczepiła Nikodema. Bartek odszedł dalej pod pretekstem zajęcia miejsc w klasie. Stanął w bezpiecznej odległości, po czym się obrócił. Nie słyszał rozmowy, więc analizował język ciała. Nikodem wyraźnie był spięty, natomiast Martyna nie mogła ustać w miejscu. Bartek czekał, aż chłopak odsunie się, zrezygnuje; cokolwiek, co wytłumaczyłoby wcześniejsze kłamstwa.

Gdy Martyna doprowadziła do styku ust, Bartek się zawiódł.

Zacisnął dłonie w piąstki. W jednej sekundzie zapłonęły w nim jednocześnie gniew i żal. Czym prędzej ruszył w stronę klasy, wciąż klnąc pod nosem. Postawił plecak na wolnej ławce na końcu sali. Bez namysłu wrócił na poprzednią pozycję. Upewnił się szybko, czy nikogo nie było w pobliżu, po czym spojrzał na parkę. Niby zmów kontynuowali rozmowę, ale to nie uspokoiło Bartka.

Użył żółtych oczu. Coś wzbudzało w nim niepokój. Teoretycznie i Martyna, i Nikodem to ludzie.

A mimo to mieli różne dusze.

A dokładniej Nikodem jej nie miał.

Podczas gdy u Martyny krążyła lekka, zielona materia, u Nikodema nic nie płonęło. Brak jakiegokolwiek źródła, śladu po duszy.

Czemu on...

Otrząsnął się. Nie dysponował nieograniczonym czasem. Skupił uwagę na Martynie i powtórzył słowa kłębiące się w myślach:

Homo, er hoc nuni tibi victima es...

Między nim a Martyną pojawiła się niewidzialna dla ludzkiego oka, złocista nitka. Martyna złapała się za głowę i stęknęła cicho. Bartek uśmiechnął się dumnie.

Skutki uboczne – pomyślał opryskliwie.

Powędrował z powrotem do sali lekcyjnej. Wypakował potrzebne książki, założył radośnie nogę na nogę. Rozpierało go nieopisane szczęście. Poczekał, aż przyjdzie Nikodem. Wreszcie przyjaciel wkroczył wraz z Martyną, na której twarzy malował się smętny uśmiech.

Nikodem usiadł obok przyjaciela.

— I jak? — spytał z zaciekawieniem Bartek.

— Całkiem dobrze. Poprosiła o wyjście na miasto, ale... — Położył z impetem zeszyt na ławce. — Odmówiłem.

Bartek zamarł.

— Co? Czemu? Miałeś idealną okazję. — Jego język plątał się niemiłosiernie.

— Jakoś tak... — Podrapał się z tyłu głowy — Pocałowała mnie i wtedy jakoś... Kompletnie tego nie chciałem. Odsunąłem się szybko i wyjaśniłem jej, że raczej nic z tego nie będzie. Bardziej widzę w niej siostrę, jak tak teraz o tym pomyślę.

— Nie boisz się, że zmarnowałeś okazję?

— Nie. — Odwrócił wzrok. — Nie mówmy o tym, jasne?

— Luzik... — Podniósł ręce w geście poddania się. — Twoja decyzja, stary.

Bartek oparł się wygodnie o ścianę. Spoglądał wielkimi oczami na Martynę, która wciąż gładziła się po czole. Zrozumiał, że podjął zbyt pochopną decyzję, od której nie mógł teraz uciec. Rzucił czar. Uczynił z Martyny Wybranego. Zerwanie niewidzialnej nici było możliwe tylko w momencie zabicia którejś ze stron... Nie dało się inaczej.

Co ja najlepszego zrobiłem...


*Człowieku, teraz jesteś tego ofiarą... 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top