Rozdział 12 - "Poświęcenie" cz.II

Nikodem oddalił się powoli. Palce drętwiały mu z zimna. Żołądek podchodził do gardła. Zapomniał, o czym powinien mówić. Wyparowało. Stanął zestresowany. Ręce drżały. Niekoniecznie od temperatury. Zadygotały zęby. Ruszył. Im bliżej był, tym bardziej bał się, że cały wysiłek pójdzie na marne. Uświadomił sobie, że miałby idealne warunki. Nikogo obok. On sam na sam z Bartkiem.

Zauważył panterę chodzącą niedaleko jednego z drzew. Zaledwie chwilę później dostrzegł skulonego Bartka.

Czemu ją widzę? Przecież to... Kurwa, Nikodem, nie skupiaj się na pierdołach.

Przełknął ślinę. Wziął głęboki wdech. Tym razem to nie sen. Zwierzę mogłoby go skrzywdzić. Musiał podejść do tego spokojnie. Zrobił krok bliżej. Pantera wyszczerzyła wściekle zęby. Nikodem zamarł.

— To ja... — powiedział cicho.

Bartek obrócił lekko głowę.

Pantera wyraźnie się uspokoiła. Podkuliła uszy. Cofnęła się posłusznie, ale wciąż nie spuszczała oczu z Nikodema.

Chłopak podszedł. Zacisnął zęby. Bartek nie patrzył na niego. Wzrok miał wbity w ziemię. Wyglądał okropnie. Wymiętolone ubranie, potargane włosy, blada twarz. Nikodem usiadł obok. Chwycił za dłoń przyjaciela i pogładził ją kciukiem. Nie wiedział, po co to robił. Działał intuicyjnie. Nie potrafił wydusić z siebie słów. Zapomniał o wszystkich układanych w myślach zdaniach, o trudzie, jaki włożył, żeby brzmiało naturalnie. Nawet teraz starał się nie zastanawiać zbyt wiele. Jeśli poczuje potrzebę, żeby się odezwać, po prostu to zrobi.

— Naprawdę tu jesteś...? — spytał Bartek półgłosem.

— Widzisz mnie, więc... — Wzruszył ramieniem. — Tak, jestem.

Nic nie odpowiedział. Nadal trwał w tej samej pozycji.

— Bartek... Wróć do mnie, proszę. — Ściszył ton, przysiadając się bliżej.

Chłopak obrócił lekko głowę. Spojrzał na złączone dłonie, a przy tym oddychał nierówno. Nikodem dostrzegł żółty przebłysk w oczach przyjaciela. Poczuł nawet nieprzyjemny, metaliczny posmak w ustach oraz mrowienie w okolicach serca. Bartek sprawdzał coś z pomocą magii. Nikodem zaniepokoił się trochę. Nie miał dobrych wspomnień, ale nie chciał speszyć przyjaciela.

Bartek zabrał nagle rękę. Otworzył szerzej oczy, Złapał się za głowę. Nikodem zaniemówił. Co zrobił źle?

— Ciebie tu nie ma... — wyjęczał pod nosem. — Ciebie tu nie ma...

Co do... Co jemu znów odwala?

Nie panikuj.

— Bartuś... — Usiadł przed nim. — Jestem tu przecież.

Łza ściekła po policzku Bartka.

— Chcą mnie oszukać... Ciebie tu nie ma... Przecież ty niczego nie pamiętasz...

Nikodem postanowił go przytulić.

— Pamiętam, naprawdę. — Pogłaskał chłopaka po ramieniu. — Chciałeś mi tyle rzeczy pokazać z magią.

To najwyraźniej nie przekonało Bartka. Zadrżała mu dolna warga.

— Nie widziałem twojej duszy, nie czuję twojej aury... — Pociągnął nosem. — Ciebie tu nie ma...

Nikodem zamarł na moment i to było jego błędem. Gdyby odezwał się od razu, może Bartek zdołałby pozwolić się przekonać. Pantera najprawdopodobniej wyczuła niepokój właściciela. Podeszła bliżej. Wyszczerzyła zęby w stronę Nikodema. Położyła uszy. Badała każdy najmniejszy ruch chłopaka. Przyglądała się, jak cofał się panicznie. Powoli szykowała się do ewentualnego skoku.

Nikodem rozejrzał się dookoła. Wilki powinny dostrzec chwilę zagrożenia. Tylko ile innym zajmie reakcja. Nie pamiętał zbytnio, jak długo szedł do tego miejsca.

Spieprzył. Wiedział o tym. Rozmowa potoczyła się inaczej, niż wyobrażał ją sobie. Nie miał pojęcia, co rozumieć przez stwierdzenie: „Nie widziałem twojej duszy". To głupie. Czyżby przez szaleństwo nie potrafił rejestrować poprawnie rzeczywistości? Było znacznie gorzej... Bartek kompletnie tracił kontrolę. Jeszcze chwila, a wpadnie w stan, z którego, być może, nie uda się go wyciągnąć.

Wypadałoby przemyśleć, co powiedzieć, ale brakowało na to czasu. Pantera nie pozwoli zatopić się w myślach.

Postanowił zadziałać spontanicznie.

Bo nic lepszego nie przychodziło mu do głowy.

— Bartek... Proszę! Walcz z tym! Wróć, proszę!

Pantera ryknęła wściekle. Przygotowała się do wyskoku. Nikodem zamarł. Znikąd wybiegł Liren. Rzucił się na panterę. Odciągnął ją. Bartek zerwał się na równe nogi. Przyglądał się wilkowi w osłupieniu. Nie wyglądał z twarzy na złego, ale za to zaciskał dłonie w piąstki.

— Liren! Kazałem ci odejść!

Cofnął się gwałtownie i złapał za głowę.

Nikodem zdębiał. Zamrugał kilkukrotnie i poczuł nadzieję w sercu. Bartek walczył. Starał się odzyskać trzeźwość umysłu. Cierpiała na tym pantera. Przegrywała walkę z Lirenem, bo połączenie między nią a właścicielem musiało być niestabilne. Bartek zaczynał wyrównywać oddech. Już tak nie spinał mięśni. Rzucił Nikodemowi wymowne spojrzenie. Miał łzy w oczach. Wyraźnie prosił przyjaciela o pomoc.

Nie wykaraska się z tego w takim stanie... Nie da rady. Na pewno nie sam...

Usłyszał wycie. Zza krzaków wyskoczyła Regnet. Pomogła Lirenowi w dobiciu pantery. Wreszcie przyszli inni. Okazało się to dość...

Cóż.

Fatalnym zdarzeniem w świetle obecnych wydarzeń.

Gdy Bartek zobaczył – oraz poczuł aury – Zaklinaczy, przestał skupiać się na walce z żółta magią buzującą w jego żyłach. Zadrżał ze strachu. Mamrotał coś pod nosem.

Nie, nie... Nikodem zacisnął wargi. Już było blisko, no...

Bartek stracił panowanie nad sobą. W ciągu chwili panter namnożyło się, a chłopak skrył się między nimi. Rozpętała się walka. Nikodema odciągnięto dla bezpieczeństwa. W okolicy było wiele magii i lepiej by trzymał się od niej z dala.

Miał sobie za złe. Zawiódł. Mógłby inaczej poprowadzić rozmowę. Odważyć się na dwa słowa. Doszukiwał się błędu w niemal każdym segmencie konwersacji. Gdy tak siedział i przyglądał się walce, czuł się, jak piąte koło u wozu. Dołączyła do niego Daria. Pomogła mu się nagrzać. Nie zdawał sobie sprawy, że wciąż ciągał nosem i drętwiały mu palce u rąk.

— Spieprzyłem... — przyznał cicho.

— Robiłeś co w twojej mocy.

Nie widziała tego, ale cóż... Pewnie takie marne pocieszenie.

Rozkoszował się ciepłem dawanym przez magię.

— Miejmy nadzieję, że uda się go ogarnąć mimo wszystko — powiedziała z nadzieją.

— On tam gdzieś wciąż jest. — Zacisnął dłonie. — Po prostu nad sobą nie panuje...

Nikodemowi zapaliła się mentalna lampka nad głową.

— I ma tego świadomość... — dokończył ciszej.

— Masz na myśli?

— On wie, że coś panuje nad jego myślami.

Przynajmniej taki się wydawał – dopowiedział samemu sobie.

— Ale nie potrafi tego wygonić.

— Nikodem, do czego zmierzasz? — spytała z delikatnym niepokojem.

Chłopak uśmiechnął się lekko. Jeśli Bartek faktycznie nie wyczuwał jego aury, to nie wyłapie momentu, w którym się zbliży. Mógłby wykorzystać to do... Właśnie. Do czego konkretnie? Był w lesie... pełnym gałęzi...

— Mam pomysł! — oznajmił nagle, podrywając się do biegu.

— Nikodem, czekaj! To niebezpieczne!

Nie zdążyła go zatrzymać. Nikodem kroczył obrzeżami, starając się unikać spotkania z panterami. Od ilości żółtej magii w powietrzu kręciło mu się w głowie. To był zły pomysł. Jednak nie miał lepszego. Nie chciałby, żeby sytuacja sprzed pół roku się powtórzyła, dlatego starał się unikać miejsc, w których zawroty przybierały na sile. Wolał oszczędzać organizm, zanim podejdzie bliżej Bartka.

Parę razy minęły go pantery, wilki lub oba jednocześnie. Zmuszał nogi do współpracy. Drżał z zimna. Musiałby siedzieć dłużej przy Darii, żeby ocieplić się wystarczająco, a nie było na to czasu.

Zaciskał zęby, przyglądając się Bartkowi. To musiało się udać. W innym wypadku powstrzymanie wszystkich panter zajęłoby zbyt długo. Złapał za złamaną, trochę masywniejszą gałąź. Wtedy jedno ze zwierząt wyskoczyło tuż przed nim. Cofnął się przerażony. Przygotował broń. Znów z pomocą przybiegł Liren. Odepchnął „wybryk natury". Spojrzał szybko na Nikodema, wystawiając przy tym język.

Wuff! Machnął łbem, po czym odbiegł.

Chyba powinienem to rozumieć jako: „Nie ma za co, sieroto, ratuj mojego pana, bo jak nie, to pogryzę ci tyłek".

Nikodem wziął głęboki wdech. Zakradł się niedaleko Bartka i wyczekiwał na odpowiedni moment. Gdy pantery odbiegły trochę, a Bartek stał tyłem, Nikodem wybiegł. Zrobił zamach. Trafił w tył głowy chłopaka. Padł na kolana, potem bezwładnie osunął się na ziemię. Nikodem od razu sprawdził, czy nie przesadził. Oddychał.

Westchnął z ulgą.

Pantery zniknęły. Inni podbiegli czym prędzej, żeby przyjrzeć się stanowi Bartka.

— Zgłupiałeś?! — wysyczał Jacek z boku. — Tu było tyle magii, że znów mógłbyś źle na tym skończyć!

— Przecież wiem. — Obrócił głowę. — Po prostu... Powiedział, że nie czuł mojej aury i chciałem to wykorzystać.

Jacek zmarszczył brwi.

— Zaraz... Jak to nie czuł twojej aury? — spytał zaniepokojony. — Takie zdarzenia są tylko, gdy...

— Jacek... — Daria omal nie płakała przez załamany głos.

Jacek przykląkł przy Darii i pogłaskał ją po ramieniu, żeby się uspokoiła. Nikodem spojrzał przerażony.

Daria wzięła głęboki wdech.

— On... Niebieska magia w nim zanika, jest jej stosunkowo niewiele... — Pociągnęła nosem. — On... umiera... 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top