Rozdział 12 - "Poświęcenie" cz.I

Konrad mieszkał stosunkowo daleko, a często też Lupi Karoliny odmawiał posłuszeństwa. Lupi uwielbiał długie drzemki. Korzystał z każdej wolnej chwili. Pewnie przez te dwie sprawy Konrad się spóźniał. Choć też można by podciągnąć to pod prywatny spór. Nie przepadał za Jackiem od czasu zdrady Basi. Sądził, że samo mianowanie jej na Mentorkę było fatalnym pomysłem. To stanowisko przeznaczone dla mężczyzn. Początkowo ją cenił. Sprawowała się nienagannie, pracowała w Radzie Głównej, utrzymywała wszelkie sekrety dla siebie Zdarzały się wcześniej pojedyncze przypadki kobiet na wysokich stanowiskach, ale nigdy nie odznaczały się niczym szczególnym. Konrad omal nie schylił się po stwierdzenie, że udowodniła wartość kobiety.

Niestety jego podejście do Jacka odbijało się echem na Bartku. Owszem, nie zabraniał córkom przyjaźni – to byłaby znaczna przesada – ale krzywił się na ich spotkania. Nawet teraz celowo się nie spieszył. Już druga osoba z rodziny Jacka dopuściła się zdrady. Coraz mniej współczuł Mentorowi. Sądził, że wina leżała właśnie po jego stronie. Popełniał szereg błędów i płacił cenę.

Na jego nieszczęście, Karolina go poganiała.

Zegar w przedpokoju tykał groźnie. Nikodem miał ochotę rzucić czymś ciężkim, żeby przerwać ciągłe tik tak. Próbował zabijać czas rozmową z Olą, ale wskazówki, jak na złość, przesuwały się tak samo.

— No gdzie on jest... — wycedziła przez zęby Ola. — Tato, proszę...

Nikodem objął przyjaciółkę ramieniem, by dodać otuchy.

— Wstyd mi za ojca... — wymamrotała, podciągając kolana. — Chociaż sama sobie jestem winna.

— Bo?

— Widziałam, że coś się dzieje z Bartkiem, a mimo to... nie pociągnęłam go za język, nie wyciągnęłam z niego tej zdrady. Ale nie... lepiej było znów mu zaufać, bo nie jest głupi i sam się tego boi po tym, co się stało z jego mamą...

— Każdy może się winić, Olcia — wtrąciła Daria, siadając obok. — Ja mogłabym lepiej przetrząść jego pokój. Czasami nie mamy wpływu na wszystko, niestety. To była jego decyzja. Tylko, no, wpadł w kłopoty. Teraz lepiej skupić się na tym, jak mu pomóc.

Jacek wyszedł ze swojego pokoju z Akim przy boku.

— Twojego ojca jeszcze nie ma?

Ola pokręciła głową. Jacek zaklął wściekle.

— Mógłby sobie przynajmniej raz wsadzić swoje prywatne zażalenia w dupę. Gdy on czegoś potrzebował, to jakoś nie patrzył, że za mną nie przepada.

— Niestety, taki jest — powiedziała cicho Ola.

— Wiem i gdyby nie fakt, że jest Mędrcem, i to dość dobrym, to dawno bym powiedział, co myślę.

Był w stanie przymknąć na to oko, ale tym razem chodziło bezpośrednio o Bartka. Przyszłego Mentora i, oczywiście, jego syna. Siłą rzeczy, Bartek to ważna osoba w ich społeczności. Tym razem nie popuści ot tak postawy Konrada.

Przyjechał wreszcie wraz z Karoliną. Wyjaśniono im, co zdołano odkryć, podczas gdy oni byli w drodze. Jacek wyraźnie posyłał nieprzyjemne spojrzenie Konradowi. Dawał mu do zrozumienia, że odbędą poważną rozmowę.

Wyszli czym prędzej, żeby dotrzeć z delikatnym opóźnieniem do punktu zbornego. Nikodem marzł. Jego kurtka została w domu, podobne jak reszta rzeczy, które miał ze sobą. Zapomniał napisać ciotce, że może wrócić później. Zmartwi się... Ona dalej nie wiedziała, że odzyskał wspomnienia. Na pewno dostawała na telefon powiadomienia o nieobecnościach i Zaklinacze to ostatnia myśl, która by przyszła jej do głowy.

W punkcie zbornym czekała znaczna część grupy. Jacek nie powiedział im jeszcze dokładnie, co się stało, dlatego spoglądali niecierpliwie. Nie dość, że wezwał tu wszystkich, prosząc o pośpiech, to sam się spóźnił. To wymagało wyjaśnień. Natychmiastowych.

Jacek stanął przed grupą. Wziął głęboki wdech. Nie lubił mówić na forum, ale przywykł, że jako Mentor musiał często przemawiać.

Tylko miewał problemy z początkiem.

A teraz kompletnie nie wiedział, co powiedzieć.

Odetchnął głęboko.

— Sprawa jest poważna. Mój syn dopuścił się zdrady. Nie chcę go tłumaczyć, bo to trochę mija się z celem. Proszę was o pomoc. Nie mam dużej szansy, żeby go uratować, ale to tak samo Twórca jak każdy inny. Trzeba go zatrzymać. Spróbujemy mu pomóc, dlatego, Egzekutorzy, macie być tylko wsparciem. Mam nadzieję, że zrozumiecie.

Kilka osób z tłumu pokiwało głowami ze zrozumieniem. Nikodem przyjrzał się innym. Widocznie zszokowała ich wieść o zdradzie Bartka, choć niektórzy uśmiechali się z politowaniem. Nikodem pamiętał opowieść Bartka. Zakładano, że chłopak pójdzie w ślady matki. Starał się im udowodnić, że był w stanie zignorować przesądy. Wszystko skończyło się tylko na staraniach. Niestety. Przykro patrzeć, jak nie każdy przejął się zdradą. Niby mieli ją na co dzień, przywykli, ale Nikodem nie potrafił tego zrozumieć.

— Wiadomo, jaką może mieć rangę? — spytał ktoś z tłumu.

— Najprawdopodobniej piątą — odparł Konrad. — Albo jest przynajmniej na dobrej drodze.

Nikodem zobaczył, jak inni przyglądali mu się z zaciekawieniem. Musieli pamiętać go sprzed czasów „przypadku Z". Wtedy był dla nich niezwykle ważny, tym razem również. Też w to nie dowierzał.

— Najpierw Nikodem spróbuje podejść bliżej — zaczął wyjaśniać Jacek. — To dla niego zdradził, nie będę teraz opowiadał, i jest szansa, że zdoła nad sobą zapanować.

Westchnął.

— Ale lepiej przygotować się na najgorsze.

Na walkę – dopowiedział w myślach Nikodem. Wzdrygnął się. Nie ukrywał, nie chciałby, żeby stał się kompletnie bezużyteczny. Jeśli Bartek nie zapanuje nad sobą, gdy dowie się, że Nikodem pamiętał o magii, to spadną szanse na ocalenie. Drastycznie.

Ruszyli szybkim krokiem. Prowadziła ich Ola, która doskonale pamiętała, gdzie był domek, w pobliżu którego ukrył się Bartek. Nikodem walczył z nogami, by nie uginały się wbrew jego woli. Liczyło na niego tak wiele osób. Co mógłby powiedzieć przyjacielowi, jeśli ten pozwoli się do siebie zbliżyć? Dokuczały mu niekontrolowane myśli. Wypadałoby skupić się na jednym, nie skakać po tematach.

Zaczynał układać ewentualny monolog.

Bartek, chciałeś, żebym wrócił. Zobacz, jestem. Pamiętam wszystko.

Nie, za długie, ugh.

Widzisz? Pamiętam. Wróć do domu, proszę.

Nie. To brzmi, jakbym był jego matką.

Jest dobrze, pamiętam wszystko. Wróć, pomożemy ci.

Nie, nie, nie. Musi usłyszeć, że naprawdę pamiętam Dowód. Jakikolwiek. Tak bez niczego nie uwierzy.

Musi być krótko. Liczy się pierwsza chwila, żeby skupić myśli.

Odetchnął.

Wiem o magii... Nie. Dalej brak dowodu.

Myśl, myśl...

Martwię się, wiem o magii, wróć.

Kurwa, dalej i za dużo, i brak dowodu.

Czemu to takie trudne?

Skup się, głupku.

Co może go przekonać?

Musi być krótko, zwięźle i na temat...

A mogłem słuchać na polskim...

Kocham cię... Wróć do mnie...

Proszę...

Niewiele brakowało, żeby Nikodem stanął gwałtownie w jednym miejscu. Dałby radę powiedzieć to przy wszystkich? Parę prostych słów, przy których nie sposób ukryć prawdziwe emocje i intencje. Szczere. Za każdym powtórzeniem „Kocham cię" w myślach, Nikodem używał innego tonu. Raz słabszego, spokojniejszego, innym razem mocniejszego, bardziej nacechowanego. Nie wiedział, który były odpowiedni. Nie chciałby brzmieć sztucznie.

Nie, to ryzykowne... chociaż... przy nim też będzie inaczej. Sam pewnie poczuję, jak powinienem to powiedzieć.

Za dużo myślę.

Zdecydowanie.

Pewnie to i tak skończy się na tym, że będę patrzeć na niego i nie wiedział, co powiedzieć.

Ale wtedy spierdolę i zawiodę wszystkich.

Ale zabrzmieć sztucznie przy Bartku też źle.

W co ja się wpakowałem?

Dasz radę, dasz radę.

Po prostu zrób to od serca.

No, i tego nie schrzań.

Dasz radę.

— Rozdzielić się. — Rozległo się z boku. To wyrwało Nikodema z nadmiernego myślenia. Zdziwił się, że zdołał skupić się na tyle na drodze, żeby nie wpadać na drzewa.

Jacek zatrzymał Nikodema na chwilę. Wyraźnie przypomniał sobie o czymś istotnym. Coś, co mogłoby wpłynąć na dalszy przebieg akcji.

— Będziemy stać trochę dalej. Tylko parę wilków będzie cię pilnować. Może i Bartek najprawdopodobniej nie panuje nad myślami, ale może wyczuć aurę Zaklinacza obok twojej.

Mógłby zareagować zbyt gwałtownie – dopowiedział w myślach Nikodem. Zrozumiał przekaz Jacka. Nikt nie przypilnuje go na początku. Wilki ostrzegą, ale to nadal za mało czasu na ewentualną reakcję. Jeśli nie uda się przekonać Bartka za pierwszym razem i jego życie zostanie postawione w sytuacji bezpośredniego zagrożenia, to będzie musiał poradzić sobie sam. Przynajmniej przez moment. Obecnie Bartek stronił od Zaklinaczy. Aura mogłaby go wystraszyć.

Pewnie... Jeszcze więcej rzeczy, które mogą się spieprzyć.

— Dobrze. Poradzę sobie.

— Proszę, zrób co w twojej mocy. — Poklepał go po ramieniu.

— Postaram się. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top