Rozdział 2 część 3- Nie zaniedbuj go

Isabella POV:

Zignorowałem natarczywe pukanie w drzwi i wtuliłam twarz w poduszkę. Od pogrzebu mamy minął równy tydzień i od tamtego czasu, ani razu nie opuściłam swojej sypialni. Nie rozmawiałam też z nikim, wyjątek stanowi Jackson, który jako jedyny spędza ze mną cały swój wolny czas. Mam ogromne wyrzuty sumienia względem niego, w końcu zniszczyłam mu jego imprezę urodzinową. On uważa, że to nic takiego "Skończyłem dopiero trzynaście lat, jeszcze wiele imprez przede mną.", ale i tak myślę, że popsułam mu ten dzień i żadne słowa tego nie zmienią. 

- Bella, otwórz, to ja, Jackson.- Co on tu robi o tak wczesnej porze? Jest dopiero ósma rano, powinien jeszcze spać i wypocząć, gdyż za godzinę zaczyna trening. 

Wstałam ociężale, założyłam puchate kapcie na nogi i dopiero wtedy otworzyłam drzwi. Chłopak zlustrował mnie wzrokiem, cóż...raczej nie ma czego podziwiać. Zdecydowanie, nie, no chyba, że lubi patrzeć na przetłuszczone włosy, worki pod oczami i słaby uśmiech, którym zawsze go obdarzam, nie stać mnie na nic więcej. 

- Co tu robisz? Nie powinieneś jeszcze spać?- Zazdroszczę mu tej czynności, ja od wypadku, nie przespałam ani jednej nocy, gdyż ciągle dręczyły mnie koszmary. 

- Wyspałem się już, ale za to widzę, że ty znowu nie mogłaś spać. Ledwo stoisz na nogach.- Muszę wyglądać koszmarnie. 

- Chodź, powinnaś się trochę przespać.- Patrzę na niego niezrozumiale, dopóki nie podnosi mnie i zanosi do łóżka. Nie wiem dlaczego się tak stara, przecież i tak nie zasnę.

- Zostanę z tobą dopóki nie uśniesz, nie mogę patrzeć, na to jak się męczysz.- Mówił,  przy okazji zdejmując moje kapcie.

- To nic nie pomoże.- Powiedziałam niepewnie.

- Zaufaj mi.- Uśmiechnął się, po czym położył się obok mnie i przytulił do siebie, tak, że leżeliśmy na tak zwaną łyżeczkę. Przykrył nasze ciała kołdrą, a następnie zaczął nucić mi moją ulubioną kołysankę z dzieciństwa. Uśmiechnęłam się, pamięta nawet takie drobne szczegóły, jest najlepszym przyjacielem, jakiego kiedykolwiek mogłam mieć. Wtuliłam się w niego, a po chwili odpłynęłam w objęcia Morfeusza. 

***

Obudziłam się wypoczęta jak nigdy. Nic mi się nie śniło, a w dodatku cały czas, czułam przy sobie ciepło Jacksona, mimo, że kiedy wstałam, jego już przy mnie nie było. Uśmiechnęłam się, widząc tacę pełną moich ulubionych tostów serem i kawałkiem szarlotki. Pomyślał nawet o tym, aby przygotować mi jedzenie. Właściwie, to od tygodnia tak robi, tyle, że ja prawie w ogóle nic nie jadłam. Dzisiaj poczułam wyjątkowy apetyt na wszystko co znajduje się na tacy. 

Sięgnęłam po nią i położyłam sobie na kolanach, cieszę się, że położył ją na szafeczce obok łóżka, dzięki czemu od razu mogę zabrać się za jedzenie. 

Dopiero po chwili zobaczyłam małego, białego misia, który leży po drugiej stornie łóżka, na poduszce Jacksona.  O...zostawił nawet liścik.

Mam nadzieję, że ten miś zastąpi ci mnie, kiedy ja nie będę mógł przy tobie być. Potraktuj go jako mały prezent i zajmij się nim dobrze, uwielbia się przytulać, więc nie zaniedbuj go;) Mam nadzieję, że ci się podoba. Jackson. 

Witam:) Wiem, że bardzo długo nie wstawiałam rozdziałów, moja wina, przepraszam. Na swoje usprawiedliwienie mam tylko tyle, że kompletnie nie miałam weny:( Ale spokojnie, już jestem i nie zamierzam zostawić tego opowiadania. Od teraz rozdziały będę wstawiać regularnie (na tyle, ile pozwoli mi szkoła.) Wyczekujcie weekendu, mam dla was małą niespodziankę:) 

Komentujcie i gwiazdkujcie. Do następnego:)  

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top