Rozdział 2 część 1- Wypadek
Jackson POV:
- Możemy już zaczynać? To, że ona się spóźnia, nie oznacza chyba, że będziemy tak tu siedzieć do wieczora, co nie?- Westchnąłem, przytakując. Moja impreza urodzinowa miała zacząć się już godzinę temu, ale jeden gość jeszcze nie przyszedł, a nie chcę świętować bez niego, a właściwie bez niej.
- Masz rację Ian.- Zwróciłem się do mojego przyjaciela, który moje słowa przyjął z wielkim uśmiechem.- Ale zacznijcie beze mnie, ja pobiegnę jej poszukać. Może coś jej się stało i potrzebuje mojej pomocy.- Dokończyłem, a następnie wstałem i wybiegłem z domu watahy.
Szybko przemieniłem się w wilka i pobiegłem w stronę lasu. Isabella już dawno powinna wrócić, zwłaszcza, że pojechała do miasta kilka godzin temu. Oby nic jej się nie stało.
~ Mam złe przeczucia.- Zaskomlał mój wilk.
- Dlaczego. Przecież pojechała ze swoją mamą, jest bezpieczna. Może po protu przedłużyły im się zakupy, sam wiesz jakie są kobiety.
~ Naprawdę myślisz, że Bella, specjalnie nie przyszłaby na nasze przyjęcie urodzinowe, tylko dlatego żeby dłużej pochodzić po sklepach? Poza tym ona nigdy nie była typem zakupoholiczki.
- Masz rację, musimy się pospieszyć.- Biegłem coraz szybciej w stronę najbliższego miasta, które jest oddalone od naszego domu o zaledwie sto kilometrów. Wytężyłem węch, ab poczuć słaby zapach przyjaciółki...i nagle to poczułem...krew.
Dotarłem do szosy, a moim oczom ukazał się straszny widok. Samochód należący do mamy Belli, leżał na dachu, wbity w pobliskie drzewo.
Tylko nie to...podbiegłem do pojazdu, zaglądając do środka. Zarówno Jasmine, jak i Bella, leżały w fotelach nieprzytomne. Okrążyłem pojazd, przemieniając się z powrotem w człowieka. Z lekkim trudem otworzyłem drzwi od strony pasażera i wyciągnąłem poobijaną dziewczynę, a następnie odciągnąłem w bezpieczne miejsce. Odwróciłem się, aby wrócić po Jasmine, niestety, nie zdążyłem zrobić kroku, a auto stanęło w płomieniach. Cholera...
Wziąłem nieprzytomną dziewczynę na racę i zacząłem biec w stronę lasu. Łzy pociekły mi na myśl o tym, że Jasmine, kobieta, która mnie wychowała, po tym jak Maja wyjechała...nie żyje.
Nie mogę teraz o tym myśleć, muszę pomóc mojej przyjaciółce. Wbiegłem na podwórze domu, położyłem dziewczynę na ziemi, a następnie zmieniłem się w wilka. W końcu nie będę paradować nago. Zawyłem, wzywając alfę, oraz lekarza.
Najszybciej przybiegł ojciec Belli. Widziałem, że domyśla się, że z jego mate stało się coś złego. Jego mina pokazywała wszystko. Skłoniłem się nisko, trącając dziewczynę nosem.
- Matt, zajmij się nią.- Zwrócił się do swojego brat, który jednocześnie pełni funkcję lekarza watahy.- Ten jedynie skinął głową i zabrał ze sobą jego córkę.- A ty, powiedz mi, gdzie znajduje się moja mate.- To zdanie skierował do mnie. Przekazałem mu w myślach tą straszną nowinę. Chwilę później po lesie rozniósł się przerażający ryk.
Witajcie w drugim rozdziale:) Trochę mnie tu nie było, ale spokojnie,już wróciłam i rozdziały będą pojawiać się częściej. Czyżby poprzedni rozdział nie przypadł wam do gustu, że jest tylko jedna gwiazdka? Poprzednia część tej książki tak bardzo przypadła wam się podobała, a tej nie chcecie czytać?:(
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top