Rozdział 14- Powrót do domu

To już przedostatni rozdział tej książki, epilog postaram się wstawić jeszcze w tym tygodniu:)

Izabela POV:

Dzisiaj jest dzień rozdania dyplomów. Powinnam się z tego cieszyć, bo wreszcie mogę wrócić do mojego rodzinnego domu i stada, ale w cale nie czuję się szczęśliwa. Mam wrażenie, że kończy się pewien bardzo ważny okres w moim życiu, a ja nic nie mogę na to poradzić. W tej szkole poznałam wielu przyjaciół, z którymi muszę się teraz rozstać, a prawda jest taka, że to z nimi wolę przebywać, a nie z moim ojcem, który od śmierci matki, kompletnie się zmienił. 

Z cichym westchnieniem odebrałam dyplom i wróciłam na swoje miejsce. Spojrzałam ukradkiem w stronę Jacksona, który z uśmiechem wyczekiwał na swoją kolej. 

On zdecydowanie bardziej niż ja,cieszy się z tego, że za kilkadziesiąt minut opuści mury tej szkoły już na zawsze. 

***

Ostatni raz sprawdzałam czy spakowałam wszystkie swoje rzeczy, kiedy usłyszałam delikatne pukanie do drzwi. Nie zdziwiłam się, kiedy za nimi ujrzałam Jacksona. 

- Gotowa?- Dawno nie widziałam go już tak podekscytowanego. 

Skinęłam głową i pozwoliłam mu zabrać moją walizkę i torbę, założyłam plecak i razem z chłopakiem poszliśmy do sekretariatu, gdzie zostawiliśmy klucze do naszych pokoi. 

W drodze do auta, poczułam jak Jackson łapie mnie za rękę. Odwzajemniłam uścisk i uśmiechnęłam się smutno.

- Wiem, że ci przykro, ale spróbuj znaleźć jakieś pozytywy. Pomyśl o tym, że teraz możemy być razem i twój ojciec wreszcie nas zaakceptował.- Prychnęłam, kiedy usłyszałam słowo "zaakceptował". To naprawdę bardzo delikatnie powiedziane. Tak naprawdę został do tego zmuszony, gdyż po mojej kłótni z Jacksonem, zadzwoniłam do niego i zrobiłam mu niezłą awanturę. Później miał pretensje do mojego mate, stwierdził, że buntuje mnie przeciwko niemu, ale on też się postawił i w gruncie rzeczy wyszło na to, że będziemy razem, czy mu się to podoba  czy nie.

Wsiadłam do auta, które ma zawieść mnie i Jacksona na lotnisko. Przytuliłam się do niego, na co objął mnie ramieniem. Zamruczałam zadowolona. 

Mimo tego, że teraz nasze relacje są jak najbardziej pozytywne, to po naszej małej sprzeczce długo musieliśmy pracować nad tym, aby było tak jak teraz. Przez pewien czas ciągle żywiłam do niego urazę, za to, że tak łatwo dał się zmanipulować mojemu ojcu, ale po części rozumiałam jego zachowanie. Poza tym, nie potrafiłam się na niego gniewać, zwłaszcza po tym, jak przerwał apel w sali gimnastycznej i przy całej szkole wręczył mi bukiet białych róż, a potem oświadczył mi się. 

Uśmiechnęłam się na to wspomnienie. Świadomość tego, że teraz nic już nas nie rozdzieli, trochę poprawiła mi humor. 

Wsiedliśmy do samolotu i zajęliśmy swoje miejsca. Postanowiłam przespać podróż, aczkolwiek nim zapadłam w objęcia Morfeusza, ostatni raz spojrzałam przez szybę na oddalający się Paryż. 


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top