Rozdział 13 cz.1- Rozmowa
Isabella POV:
Siedziałam w tym cholernym pokoju już trzecią godzinę! Na początku byłam tak zaskoczona wyznaniem Jacksona, że nie próbowałam w żaden sposób się wydostać, tylko myślałam nad tym, czy mówił prawdę o tym, że jesteśmy swoimi bratnimi duszami.
Zawsze był blisko, opiekował się mną i pomagał w trudnych chwilach, ale uważałam go za przyjaciela.Tylko przyjaciela, ale teraz...sama już nie wiem, chciałabym z nim porozmawiać, może to, chociaż w minimalnym stopniu rozjaśniłoby trochę sytuację, ale nie...on musiał uciec. Ciekawe ile zamierza mnie tu trzymać? Mam nadzieję, że niedługo wróci, gdyż już trzy razy musiałam się powstzrymać, aby nie wyważyć drzwi lub nie wyskoczyć przez okno. W sumie, tak by było najłatwiej...uciec tak samo jak on, ale nie, ktoś z naszej dwójki musi być odpowiedzialny.
W końcu usłyszałam jak ktoś wkłada klucz do zamka. Po zapachu poznałam, że to Jackson. Zaczęłam się niecierpliwić, bo mimo tego, że otworzył drzwi, to ciągle stoi na korytarzu.
- Będziesz tam tak stał? Nie uważasz, że powinniśmy porozmawiać?- Spytałam, domyślając się, że wcale nie ma ochoty na tą rozmowę.
- Ja...boję się.- Słysząc te słowa, przestałam się aż tak na niego gniewać, zawsze wiedział jak mnie rozczulić. Wstałam z wygodnego łóżka i podeszłam do drzwi. Nie otworzyłam ich, to on musi wykonać pierwszy krok. Położyłam rękę na ich powierzchni.
- Jackson, to ja, Bella, pamiętasz? Mnie nie musisz się bać, cokolwiek powiesz, ja to zaakceptuję. Zawsze tak było i zawsze będzie.- Jego serce tak szybko bije, nawet tutaj, jestem w stanie je usłyszeć.
- Zawiodłem cię, Bella, ignorowałem przez ten cały czas, ale nie chciałem tego, ja...- Domyśliłam się, jak ciężko musi mu być, mówiąc to wszystko.
- Otwórz drzwi, Jackson. Powiedz mi to, patrząc mi w oczy, chcę wiedzieć...dlaczego zrezygnowałeś z naszej przyjaźni.
- Nigdy tego nie zrobiłem, zawsze byłem przy tobie, choć ty mnie nie widziałaś, musiałem udawać, że już cię nie chcę...on zmusił mnie.- Zmarszczyłam brwi, odsuwając się od drzwi.
- Jackson, ja nic nie rozumiem.- Przełknęłam ślinę, kiedy chłopak otworzył dzielącą nas powłokę. Teraz mogę dokładnie mu się przyjrzeć. Wygląda jakby nie spał co najmniej przez tydzień, a jego oczy są...pełne bólu. Nie mogę znieść tego, że tak cierpi, nie wiem co się stało, ale czuję, że tylko jak mu mogę pomóc.- Jackson.- Położyłam dłoń na jego policzku i zaczęłam go delikatnie głaskać.- Powiedz mi, co się stało, pomogę ci.
- Ja już tak dłużej nie wytrzymam, Bella.- Nie zdążyłam zareagować w żaden sposób, gdy przyciągnął mnie do siebie, a następnie bardzo delikatnie i czule, pocałował w usta. Właśnie w tym momencie zrozumiałam, że miał rację, to on jest moim mate. Oh...jaka ja byłam głupia, że t wcześniej tego nie zauważyłam.
Zaplotłam ręce na szyi chłopaka i oddałam pocałunek. Poczułam przyjemne ciepło, rozchodzące się po całym moim ciele. To jest mój mate, moja miłość, już nigdy więcej nie pozwolę mu ode mnie odejść.
Przepraszam, że tak długo nic nie wstawiałam, ale miałam masę (dosłownie) nauki i nie wiedziałam za co mam się wziąć. Mam nadzieję, że rozdział chociaż troszkę wam się spodobał:) Kolejny pojawi się jutro:)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top