Rozdział 3- Szkoła
Ważna wiadomość: zaczynamy maraton:) Przez try dni, będę wstawiać po dwa rozdziały dziennie:) Piszcie w komentarzach, czy rozdział wam się podoba:)
Jackson POV:
Skoczyłem na mojego przeciwnika, powalając go na ziemię, przygwoździłem go do niej przednimi łapami, aczkolwiek nie użyłem całej swojej siły, w końcu to tylko trening, nie chcę zrobić mu krzywdy.
Po paru minutach puściłem go, wygrywając tą walkę. Minąłem wilka i udałem się w stronę domu watahy. Trening skończony, pora na prysznic.
Umyłem się najszybciej jak tylko potrafiłem, a następnie zbiegłem do kuchni, aby przygotować jakiś posiłek dla Belli. Odkąd nasza luna odeszła, całe stado podupadło, ale to alfa i jego córka, przeżyli to najbardziej.
Od dnia tego strasznego wypadku, żadne z nich, nie opuściło swojej sypialni ani na chwilę, nie wliczając w to pogrzebu luny. Obowiązki alfy przejął jego beta. Nikt w stadzie, nie wie co się z nim dzieję, z nikim nie chce rozmawiać, nawet z Bellą, to okropne, że odpycha nawet własną córkę.
Zabrałem talerz z jajecznicą, oraz szklankę z sokiem malinowym. Kiedy się odwróciłem, o mało co nie upuściłem wszystkiego na podłogę, widząc swojego przywódcę.
- Alfo.- Skinąłem głową, okazując mu tym samym szacunek. Nie odważyłem się, spojrzeć mu w oczy, samą postawą pokazuje swój autorytet. Odkąd pamiętam, zawsze traktował mnie gorzej niż innych. Jasmine, zajmowała się mną, traktowała jak syna, natomiast on, jak...podrzutka, nic nie wartego członka stada.
- Z tego co wiem, to powinieneś być jeszcze na treningu, a tym czasem, znajduje ciebie w kuchni. Masz na to jakieś wytłumaczenie?!- Cholera, to prawda, że skończyłem trening trochę wcześniej, ale tylko dlatego, żeby w spokoju przygotować posiłek dla Belli, później panuje tu straszny chaos, wszystkie wilki, dosłownie, rzucają się na jedzenie.
- Ja...zrobiłem to dla Belli, ostatnio mało jadła, staram się przygotowywać dla niej w miarę regularne posiłki.- Przełknąłem ślinę, błagając w myślach, aby mnie nie ukarał. Najwidoczniej, słysząc imię swojej córki, trochę złagodniał.
- Skoro o niej mowa...postanowiłem, że wyjedzie na jakiś czas do szkoły z internatem dla wilkołaków. Uznałem, że powinna zmienić otoczenie, poznać nowe osoby, przygotować się do obowiązków luny.- Nie uważam tego za dobry pomysł, aby odcinać ją od najbliższych, wtedy kiedy jest w rozsypce. Ciekawe o której szkole mówi? Jest ich kilka na świecie, a najbliższa znajduje się w Stanach.- Przekaż jej proszę, że za tydzień wyjeżdża.
- Czy mogę wiedzieć, do której szkoły, alfo?- Podniosłem głowę, zaraz potem ją spuściłem widząc jego ciemne tęczówki.
- Tak, pojedzie do Francji.- Nic więcej nie powiedział. Czekałem w milczeniu aż odejdzie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top