Epilog
Isabella POV:
Dwa lata po naszym powrocie ze szkoły, postanowiliśmy z Jacksonem wziąć ślub, oczywiście sparowaliśmy się dużo wcześniej, podczas pierwszej wspólnej pełni, ale ja bardzo chciałam zostać panną młodą, więc Jackson chcąc mnie uszczęśliwić, od razu znalazł pierścionek zaręczynowy.
Jakiś czas po naszym ślubie, mój ojciec ogłosił stadu, że rezygnuje ze stanowiska alfy i to mój mąż zajmie jego miejsce, a ja stanę się luną. Wkrótce potem, odkryłam powód jego nagłego zrzeknięcia się stanowiska...ojciec zachorował i nie zostało mu już dużo czasu.
Kiedy dwa miesiące później zmarł, czułam wielką pustkę, ale wiedziałam, że teraz wreszcie jest szczęśliwy, bo znów może być z moją mamą, tym razem na wieczność.
Przeżyłam żałobę i razem z moim mate, zdecydowaliśmy się na dziecko, niestety okazało się, że mimo wielu prób nie mogę zajść w ciążę. Załamałam się i popadłam w depresję. Czułam żal i smutek, że nie mogę dać mężowi upragnionego dziecka, a przede wszystkim miałam wrażenie, że zawiodłam stado, bo nie jestem w stanie urodzić następcy, przyszłego alfy.
Jackson cały czas mnie wspierał i pod jego naporem, postanowiłam udać się na leczenie. Szanse były bardzo małe, dlatego nie łudziłam się, że coś z tego wyjdzie.
Jakim wielkim zaskoczeniem było dla mnie, kiedy w wieku trzydziestu lat, wreszcie udało mi się zajść w ciąże. Jackson oszalał z radości. Jednocześnie stał się jeszcze bardziej zaborczy i opiekuńczy. Z jednej strony nie dziwiłam mu się, bo szanse na donoszenie ciąży były niewielkie, ale z drugiej czułam się osaczona i w pewnym sensie zniewolona, kiedy w ostatnich dwóch miesiącach, nie mogłam nawet sama wstać z łóżka.
Dzień narodzin naszego syna, był najgorszym i jednocześnie najszczęśliwszym dniem w moim życiu. Ból był nie do zniesienia, a oprócz tego pępowina owinęła się wokół szyi mojego chłopca. Lekarzem cudem go odratowali, więc kiedy usłyszałam jego kwilenie, popłakałam się ze szczęścia.
Jacob, wyrósł na silnego i odważnego młodego alfę. Szybko zdobywał kobiece serca i jeszcze szybciej je łamał. Był prawdziwym casanową i nic nie dało rady go naprostować....nic do czasu, kiedy spotkał swoją mate. Wyjechał wtedy w jakiś sprawach służbowych z Jacksonem, a wrócił z piękną brunetką o zielonych oczach. Mia szybko zaszła w ciąże i urodziła bliźniaki, chłopca i dziewczynkę.
To właśnie wtedy postanowiliśmy z Jacksonem oddać naszemu potomkowi władze. Okazał się doskonałym alfą i ojcem, bo wkrótce potem doczekałam się kolejnych wnucząt. W sumie szóstkę małych pociech.
W tym momencie,historia moja i Jacksona się kończy. Przeżyliśmy wspólnie całe życie, a teraz czas na to, abyśmy odeszli z tego świata. Już niedługo trafimy tam, gdzie są moi rodzice i wszystkie inne wilki, które zakończyły swój żywot. Złapałam mojego ukochanego za rękę i wtuliłam się w niego. On resztką sił mnie objął i złożył ostatni pocałunek na moim czole. Zamknęłam oczy, a po chwili poczułam, że przyszedł już czas, aby odejść w wieczną wędrówkę razem z moim mate.
KONIEC
Hejka:) Mam nadzieję, że prolog wam się spodobał. Nie zamierzam dłużej ciągnąć tej książki, bo mam wrażenie, że to idealnym moment, aby ją zakończyć. Poza tym, od początku planowałam napisać krótką historyjkę, a nie opowiadanie z niezwykle rozwiniętą fabułą. Mam nadzieję, że spodobały wam się losy Belli i Jacksona:) Piszcie w komentarzach opinie na temat całej książki, chętnie się dowiem co o niej myślicie:)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top