Rozdział 54

Sophie

Dni powoli ciągnęły się jeden po drugim niezmącone żadną złą sekundą. Cieszyłam się w końcu może nie nudnym ale spokojnym życiem. W ten sposób minął prawie rok. Nibiru zamieszkała w małym domku, który zbudowaliśmy pod drzewami w ogrodzie. Bardzo się ucieszyła, mieszkała prawie jak dawniej i nie była samotna. Zajęła się ogrodem i muszę przyznać byłam zachwycona. Wszędzie rosły tulipany, niezapominajki, bratki, kaczeńce i róże. Godzinami mogłam siedzieć w ogrodzie i po prostu podziwiać jego piękno. Lucas też jakby się cieszył z ogrodu chociaż mamrotał pod nosem że to nie jest jeszcze to.
Mike na dobre zadomowił się w starym pokoju Lucasa, A Lucas spał ze mną. Mimi częściej spala u Nibiru niż u nas na poddaszu. Byłam dużo spokojniejsza, chociaż Itake nie stał się nagle miłośnikiem ludzi tak nie pozwolił aby jego podwładni probowali się przedostać przez moją bramę. Często go z resztą odwiedzaliśmy. Mike częściej widywał się z rodziną nawet z siostrą.
Czasami myślałam o Ashtonie i niezmiernie go żałowałam. Siedział sam już tyle czasu... Przynajmniej świat był wolny od Elizy.

Pewnego wieczoru, gdy oglądałam sobie jakąś komedię w salonie podszedł do mnie Lucas, miał niewyraźną mine. Usiadł obok i przez moment po prostu gapił się na ścianę.

- Em... Sophie, pójdziesz ze mną w jedno miejsce ? Proszę..

- No jasne, wszystko będzie lepsze niż ten film.

Mówiąc to zaskoczyłam z sofy i razem wyszliśmy z domu. Lucas prowadził mnie drogą przez las aż do niewielkiego jeziorka. Usiedlismy na brzegu podziwiając zachód słońca. Za jeziorem rozciągały się same łąki pełne kwiatów. Z uśmiechem na ustach podziwiałam zapierajace dech w piersi widoki. Lucas również się odprężył, jego twarz złagodniała. Złapałam go za rękę, pocałował ją delikatnie.

- Chciałeś o czymś pogadać ?

- Ja ...

Lucas zaśmiał się cicho i pokiwał głową. Uniosłam brew, to było strasznie dziwne. Przysunełam się bliżej i pocałowałam Lucasa w policzek. Chłopak westchnął i podniósł się, również wstałam. Znów chciał gdzieś iść?

- Sophie wiele razem przeżyliśmy, dobrych czy złych chwil. Do tej pory czuje do siebie żal, że nie chciałem od samego początku się przyznać co do Ciebie czuje jednak bałem się znów kogoś stracić. Byłam tchórzem i teraz to widzę. Co najdziwniejsze, jestem tak stary że sam sobie się dziwię że podoba mi się tak młoda dziewczynka jak ty.  - Zaśmiał się.  - Być może to połączenie dusz, możliwe że od dawna byłaś mi przeznaczona... Od bardzo dawna i... I dlatego z Eden tak wyszło. Wciąż ją kocham wiesz o tym, ale teraz kocham ją tak jak można kochać anioła. Dlatego też Sophie, zrodziło się we mnie uczucie aby iść o krok dalej. Tak więc Strażniczko czy zechcesz wyjść za mnie ?

Spytał, upadł na jedno kolano i wyciągnął małe puzderko. Zaniemówiłam z wrażenia A Lucas wciąż wpatrywał się we mnie z niepokojem.

- Odpowiedz  coś kurwa. - Wycedził błagalnie.

- Em... Ja... Tak, cepie!

Lucas uśmiechnął się i otworzył pudełeczko. Moim oczom ukazał się najpiękniejszy pierścionek z wielkim białym brylantem. Wyglądał niesamowicie, wyglądał na bardzo stary. Gdy wsunął mi go na palec nie mogłam się powstrzymać i zapytałam.

- Czy on miał należeć do Eden ?

- T...Tak, jednak nie byłaby zła o coś takiego, zaufaj mi. Ten pierścionek został wybrany dla kobiety, która kocham nad życie A teraz to ty nią jesteś.

Patrzyłam na pierścionek nie wiedząc co o tym myśleć, mimo wszystko miał należeć do Eden i to z myślą o niej Lucas go kupił. Mimo wszystko byłam taka szczęśliwa! Lucas pocałował mnie i przytulił bardzo mocno.

- Od dzisiaj będziemy na zawsze razem. Obiecuje ci to. - Wyszeptal.

- A Ja obiecuje, że nie umrę za szybko.

Lucas zaśmiał się cicho.








Lucas. 60 lat później.


Cóż. Tego przecież nie mogłem uniknąć. Sophie odeszła we śnie, nie cierpiała. Uśmiechała się jak zwykle. Przeżyliśmy naprawdę niesamowite chwilę, niektóre gorsze lecz większość lepszych. Była najlepsza, silną i odważna Strażniczką.
Zostawiła mi dwie córki, z czego jedna z nich o dziwo urodziła się już taka jak ja. To tylko oznaką, że ludzie i my nie powinni się spotykać.
Sophie była coraz strasza, jej włosy stawały się białe A zmraszczki na twarzy pogłębiały się a mimo to dla mnie wciąż była piękna.
Ja przez cały ten czas postarzalem się może 5 lat. Wyglądalem dopiero jak dobiegający trzydziestki mężczyzna w kwiecie wieku.
Przynajmniej nie zostałem sam.
Na razie.
Miałem jeden cel. Poczekać minimum osiemnaście lat i odszukać Sophie. Miałem nadzieję, że będzie wyglądała tam samo. Pewnie odrodzi się jako koci demon czy coś takiego. Musiałem ją odnaleźć, i znów w sobie rozkochac lub nawet wszystko jej przypomnieć!
To tylko kilka lat ...
Tylko kilka lat ....




       Koniec.

Hejka kochani, mam nadzieję że podobala wam się ta historia. Niebawem zadecyduje co napisze dalej. Czekajcie na powiadomienia   :D

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top