Rozdział 41




Lucas 


Z Guren to ogólnie była dość ciekawa historia. Akurat miałem jeden z lepszych dni, o ile tak można było nazwać moje uczucia po stracie Eden. Byłem tymczasowo w jednym z miast Tego Świata. Krążyłem przez jakiś czas między oboma światami mordując praktycznie każde napotkane stworzenie ale wtedy miałem ochotę na coś innego. Znali mnie w tej niewielkiej miejscowinie, wiedzieli że nie powinni nawet krzywo na mnie patrzeć. Pewnie się cieszyli, w końcu nie zabijałem. Mogłem więc swobodnie chodzić brudnymi uliczkami aż nie dotarłem do tawerny, postanowiłem się napić czegoś mocniejszego. Przy barze siedziała ona, naprawdę piękna Kitsune. Od razu zauważyłem, że ma dziewięć ogonów czym bardzo mi zaimponowała. U lisich demonów to właśnie ilość ogonów pokazywała jak są silne. Nigdy wcześniej nie spotkałem Kitsune z taką ich ilością więc od razu usiadłem obok. Spojrzała na mnie uwodzicielsko i uśmiechnęła się nieznacznie. Była piękna, drapieżna i niebezpieczna... Pociągała mnie, a tak długo już pościłem. Nie była łatwa o, co to to nie... Nachodziłem się za nią aby mi się oddała ale było warto. Przez chwilę pomyślałem, że to jest to.. Może znów się zakocham... Cokolwiek. Była idealna, co mogło się nie udać? Jednak po upojnym wieczorze, gdzie w końcu się wyszalałem przyśniła mi się Eden. Nic nie mówiła, kiwała tylko głową jakby była zła. Z samego rana opuściłem wynajęty pokój w zajeździe zabierając ze sobą drogocenny naszyjnik Guren. Chyba chciałem mieć po niej jakąś pamiątkę, sam nie wiem. Miała prawo być na mnie zła, nie chciałem jednak z nią walczyć. Ona jednak owszem.. Rzuciła we mnie swoją kulą energii, zrobiłem unik jednak oberwałem od tyłu. Kula wróciła w jej dłonie. Kitsune uśmiechnęła się zwycięsko. 

- Guren, przestań natychmiast! - Krzyknął Iwabe. 

Kobieta skrzywiła się momentalnie i upadła na kolana. Zerknąłem na Strażnika, wydawał się być czymś wystraszony. Po chwili również to poczułem. Potężna energia pojawiła się gdzieś na Tamtym Świecie. Oboje popatrzeliśmy w kierunku Bramy. 

- Co to jest? - Spytała cicho Sophie. 

- Nie jestem pewien, jest póki co dość daleko od wszystkich Bram ale musi być piekielnie silne skoro wszyscy to czujemy. 

- Jakiś demon? - Spytałem szybko. 

- Możliwe, chociaż jest to zdecydowanie silniejsze nawet od Króla Itake..

- Tak, wiem... - Mruknąłem. 

- Cokolwiek to jest, musimy to zbadać. - Zadecydował Iwabe. 

- Wracamy tam? Chyba sobie jaja robicie! - Zdenerwował się Mike. 

- Jasne debilu! 

- Chłopak ma rację. - Przerwał mi Strażnik. - Nie powinniśmy iść sami. Koniecznie trzeba zwołać zebranie Strażników. 

- Jesteś pewien? To pokolenie jeszcze tego nie robiło. 

- Lucasie, właściciel tej potężnej mocy na pewno nie ma dobrych  zamiarów a żadna z Bram nie wytrzyma takiego naporu. 

Niestety miał rację, chociaż w ogóle mnie to nie cieszyło. Ponownie spotkanie z Marthą czy Draki'em wydawało mi się ryzykowne. Jedynie Shenela, Strażniczka Zachodu była w porządku.  Westchnąłem  i pokiwałem głową. Iwabe oznajmił żebyśmy się rozgościli a on wszystko załatwi, Guren poszła za nim rzucając w moim kierunku krzywe spojrzenia. Mike choć raz wykazał się taktem i również gdzieś zniknął zabierając ze sobą Mimi i Nibiru. Sophie usiadła na schodach, wyglądała na bardzo zmęczoną. Nie dziwiłem się jej zupełnie. Przysiadłem tuż obok i uśmiechnąłem się do niej. 

- Pamiętasz wszystko? - Spytała. 

- Chyba tak, na pewno to że Mike wyznawał ci miłość. No i historię Nibiru... Tak to byłem ja. 

- Rozumiem. 

- Jestem ciekaw jednego, gdy Aaron złapał nas w klatkę zaszła w tobie dziwna przemiana. Mogę wiedzieć co ją spowodowało? 

- Nie wiem czy mi uwierzysz... - Opuściła głowę. 

- Nie drocz się, mów. 

- Śniła mi się... To chyba była Eden. 

- C.. Co? - Aż wstałem z wrażenia. - Jak to? 

- Powiedziała mi, że we mnie wierzy... 

- Łgarstwa! - Warknąłem. - Skąd w ogóle o niej wiesz?! 

- Od Mike'a. - Przyznała cicho. - Nie kłamię... Mogę ci ją nawet opisać. 

- Nie chce tego słuchać. Nigdy więcej o niej nie mów, szczególnie takich bredni! 

- Dobrze. - Uśmiechnęła się jakby smutno, wciąż na mnie nie patrzyła. - Tęskniłam za tobą...

Przez chwilę nie wiedziałem co mam jej odpowiedzieć. Siedziała taka przygaszona, zrobiło mi się jej szkoda. Przewróciłem oczami i pokręciłem głową. 

- Byłem przy tobie cały czas. 

- Ale lubię słuchać twojego głosu,i patrzeć ci w oczy...

- Skończ Sophie, naprawdę pogarszasz sprawę. Zranisz sama siebie. 

- Tak,wiem. 

Miałem dość,  musiałem się przejść. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top