Rozdział 4


Sophie

Lucas zamarł wpatrzony w swoje ręce. Zdążyłam się podnieść i ukryć za drzewem a on stał dalej jakby w coś nie dowierzał. Widziałam jego przerażoną twarz, wydawał się nawet nie mrugać. Co się właściwie stało? Wampir wzruszył ramionami, wyminął Lucasa i zaczął iść w moim kierunku. Kiedy prawie dochodził do drzewa Lucas z dzikim wrzaskiem rzucił się na niego. Zanim oboje zwarli się w walce zauważyłam tylko, że ma czerwone oczy. Walczyli tak zawzięcie, że ledwie nadążałam. Doskakiwali do siebie, odskakiwali i tak w kółko. W pewnym momencie Lucas złapał przeciwnika za włosy i uderzył jego głową w swoje kolano z takim impetem że po lesie rozszedł się huk. Krzyknęłam i zasłoniłam usta ręką bo potem było znacznie gorzej. Wilk przewrócił wampira, usiadł na nim i raz za razem uderzał pięściami w jego głowę. Leżący zaczął błagać o litość ale Lucas nie przestawał, jakby był w amoku. Wyskoczyłam z kryjówki.

- Proszę, przestań go bić! - Wydusiłam próbując się nie rozpłakać.

Pięść chłopaka zawisła w powietrzu.

- Jak sobie życzysz, pani- Wycedził i podniósł się.

Zdębiałam. Od kiedy Lucas był takim pokornym pieskiem? Uparcie na mnie nie patrzył, opuścił głowę a długie włosy zasłaniały mu twarz. Ominęłam go i pochyliłam się nad Victorem. Wypluł krwawą flegmę i spojrzał na mnie z trwogą.

- Nie.. Nie wiedziałem, że Lucas jest pani sługą! Bardzo panią przepraszam, już wracam do siebie!

- On? To nie tak, Lucas nie jest moim sługą - Pomachałam dłońmi.

- Jestem...

Obejrzałam się, Lucas w końcu poniósł głowę jednak jego twarz nie miała żadnego wyrazu. Jakby ktoś wycisnął z niego wszystkie emocję. - Gdy panią zasłoniłem, wywiązał się miedzy nami ,,kontrakt ''. Dopóki nie zwrócisz mi wolności... Jestem twoim sługą.

- Och... - Tylko to zdołałam z siebie wydusić.

- Co mam z nim zrobić, pani? Mogę jedynie podpowiedzieć, iż śmierć byłaby dla niego najlepszą karę za podniesienie ręki na strażnika.

- A.... Możesz go wrzucić do Tamtego Świata przez bramę? Bo chyba nie jest w stanie chodzić.

- Jak sobie życzysz, pani. - Warknął i podniósł wampira za płaszcz.

Chciałam spytać czy też mogę iść, chciałam w końcu zobaczyć tę całą bramę jednak Lucas ruszył z miejsca tak szybko, że nie zdążyłam nawet otworzyć ust. Spojrzałam na Mimi, która podeszła do mnie nieśpiesznym krokiem.

- Lucas jest zrozpaczony, czuje to - Powiedziała cichutko.

- Mogę zwrócić mu wolność..

- Albo cię zabije, albo ucieknie pani Sophie. Poczekajmy aż cię poduczy chociaż trochę. No i przyda ci się ochrona. Tacy jak Victor przechodzą przez bramę prawie codziennie.

Mała miała trochę racji, chociaż nie czułam się za dobrze z tym że zmuszam Lucasa do bycia przy mnie musiałam przecież nauczyć się jak zamknąć bramę.


****


Gdy wróciłyśmy do domu od razu poczułam zapach pieczonego mięsa. Ślina napłynęła mi do ust, jak zaczarowana podążyłam prosto do kuchni. Zastałam w niej Lucasa. Chłopak kroił ogórki, robił to szybko i zwinnie. Oparłam się o ścianę i podziwiałam jak sprawnie obsługuje się nożem. Wrzucił plasterki do miski, w której była już posiekana papryka i cebula. Robił jakaś sałatkę?

Chłopak zachowywał się jakby nie było mnie w pomieszczeniu, był naprawdę zły smutny. Odbiłam się od ściany i podeszłam do niego.

- Lucas... Przykro mi, że tak się stało ale kiedy tylko pomożesz mi zamknąć Bramę zwrócę ci wolność.

- Nie zamknie pani bramy - Odparł sucho - Nie posiada pani aury, która wyróżnia zwykłych ludzi od strażników a teraz bardzo panią przepraszam, chciałbym zostać sam. Kolację podam za godzinę.

- J..Jasne. - Wycofałam się do drzwi - Chciałabym ci jeszcze podziękować za uratowanie mnie.

Nic nie odpowiedział, wbił tylko nóż w blat. Wolałam wyjść z domu. Kiedy znowu znalazłam się na dworze poczułam się nieco lepiej. Usiadłam pod jabłonią i podziwiałam kwiaty na jej gałęziach. Po jakimś czasie dołączyła do mnie Mimi.

- Lucas zawsze był dość gburowaty - Zaczęła nagle - Jednak wiedziałam, że był szczęśliwy. Pan Aston był dla niego wszystkim. Panem, przyjacielem, bratem... Nie znam dobrze ich historii, po prostu pewnego dnia prawie trzysta lat temu pan Ashton wracając z jednej z wypraw przyprowadził ze sobą Lucasa. Był brudny, bardzo i miał ręce we krwi. Pan Aston umył go, nakarmił i dlatego Lucas postanowił przyjąć propozycję zostania tutaj jako sługa. Był bardzo oddany panu, i gdy ten opuścił dom długo rozpaczał. Nadal pewnie za nim tęskni a to potęguje jego złość na panią.

- Rozumiem - Wydukałam patrząc na domek.

- Dlatego może być ci trudno do niego dotrzeć, pani.

- Już wpadłam na pewien pomysł - Posłałam dziewczynce szeroki uśmiech.

Nieszczery niestety. To co zamierzałam zrobić było ciosem poniżej pasa.




****



Po kolacji Lucas wyszedł do ogródku, podlać kwiaty.Poprosiłam Mimi aby nam nie przeszkadzała i pobiegłam za nim. Stał po w środku klombu z tulipanami, skąpany w ostatnich promieniach słońca. Wiatr delikatnie poruszał jego długimi włosami. Stałam przez chwilę zapatrzona jak w obrazek.

- Oczekuje pani czegoś ode mnie? - Spytał nagle zerkając w moją stronę.

Miał lekko zmrożone oczy, wyglądał wręcz drapieżnie, rzeczywiście miał w sobie coś z wilka. Chrząknęłam nerwowo.

- Po pierwsze, nie zachowuj się tak. Nie jestem twoją panią, potrzebuje jedynie twojej pomocy i ochrony. Nie musisz mówić do mnie per pani, dobrze?

- Tak, Sophie.

- A po drugie... Od jutra zaczniemy się uczyć.

- Nie chcę cię uczyć.

- Chociaż spróbujmy. A może się uda? Kiedy zamknę bramę powiem ci gdzie jest Ashton - Skłamałam.

Chłopak otworzył szeroko oczy i uchylił usta. Poczułem się okropnie widząc jak bardzo poruszyły nim moje plugawe kłamstwa. Lucas zamknął oczy, jakby chciał się uspokoić, gdy je otworzył znów był zimny i opanowany.

- Daje ci rok, potem nie interesuje mnie sprawa twojej nauki - Mruknął.

- Dziękuje ci - Uśmiechnęłam się do niego. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top