Rozdział 39
Sophie.
Cała straż zaatakowała nas w ułamku sekundy, naskoczyli z każdej strony. Od razu osłoniłam nas tarczą, Mike złapał miecz wiszący na ścianie i ruszył do walki. Nibiru wskoczyła zgrabnie na jednego ze strażników i stanęła na jego głowie.
- Jakie stąd są fajne widoki, ciekawe czy zobaczę swój dom!
- Nibiru skup się! - Wrzasnął Mike.
Wyciągnęłam dłonie i zaczęłam rzucać moimi kulami gdzie popadnie, Lucas rzucił się do gardła facetowi znajdującemu się najbliżej mnie. Walczyliśmy chwilę w pełnym skupieniu. Oczywiście największą robotę odwalał Mike, po kilku minutach cała straż leżała u naszych stóp. Władca gór zaklął i zeskoczył z krzesła.
- Różyczko twoja kolej!
- Ja miażdżyć! - Wrzasnęła królowa.
Ruszyła na Mike'a jak czołg i z taką samą mocą wbiła go w ścianę. Chłopak upuścił miecz próbując odepchnąć od siebie jej wielkie cielsko.
- Ona go zaraz zgniecie...- Szepnęłam.
- Będzie wyglądał jak naleśnik, bardzo lubię naleśniki. Chciałabym być naleśnikiem, to nie fair Mike! - Nibiru zrobiła naburmuszoną minę i założyła ręce na piersi. Chciałam ruszyć przyjacielowi na ratunek jednak tuż przede mną przeleciał miecz i z impetem wbił się w ścianę. Spojrzałam w bok, Król uśmiechał się złośliwie.
- Nie pozwolę ci się do niego zbliżyć.
- Zobaczymy! - Warknęłam i strzeliłam w niego ostrzegawczą kulą.
Miał się po prostu odsunąć,zrobić zwykły unik niewielki krok w bok jednak chyba miał za słaby refleks i przyjął cios na siebie a jego głowa po prostu.... Wybuchła. Krew oblała wszystko wokół. Zabiłam... Spojrzałam na swoje dłonie, to niemożliwe. Skąd we mnie taka moc? Królowa puściła Mike'a i podeszła do mnie. Popatrzyła przez dłuższą chwilę na ciało swojego męża.
- O nie. Ty zabić mój nieudacznik. - Stwierdziła fakt spokojnym głosem.
- Ja... Ja nie chciałam...
- Teraz ja zabić was!
Zamachnęła się na mnie, jednak Mike był szybszy. Przed moją twarzą pojawiła się jego czerwona czupryna, zablokował jej potężną łapę swoim nowym mieczem.
- Cofnij się Sophie! - Krzyknął.
Przytomnie odskoczyłam pod ścianę, Nibiru usiadła przy stole i zaczęła dojadać resztki z uczty. Swoją drogą, gdzie podziali się inni biesiadnicy? Gdy pojawiła się straż po prostu wyparowali. Mike wciąż próbował pokonać kolosa, postanowiłam mu troszkę pomóc. Złożyłam dłonie, potem uklęknęłam i położyłam je na ziemi. Coś jak łańcuch z run oplotło królową. Mike idealnie wykorzystał sytuację i wypchnął królową przez okno, cud że się zmieściła. Po kilku sekundach doszło do nas donośne bum. Wbiła się w ziemie jak spadający samolot. Opadłam na ziemię, byłam przerażona i zmęczona. Zabiłam człowieka, omal nie zginęłam... Ja naprawdę nie chciałam już być Strażniczką. Mike podszedł i usiadł obok mnie.
- Spokojnie, był demonem. Wyglądał dość ludzko to prawda ale nie był do was podobny chociażby jak ja. - Spróbował mnie pocieszyć.
- Nie chciałam go zabijać..
- Wiem, i uwielbiam to w tobie. Nie obwiniaj się, musimy iść dalej.
Pokiwałam głową i podniosłam się. Przeszliśmy przez cały zamek zabierając po drodze jakiś prowiant, wodę, ja ogarnęłam sobie płaszcz z kapturem podobny do tego w którym powitała nas Nibiru. Bluza się zniszczyła a w samej sukience było mi cholernie zimno. Wyszliśmy z zamku a naszym oczom ukazała się wielka polana. Z każdej strony otaczały ją góry i las.
- Zbudował ten zamek ten zamek głównie po to aby mieć władzę nad Bramami. - Mruknął Mike.
Stały po środku bramy, dwie tak jak myśleliśmy. Jedna prowadziła do Japonii, druga do z tego co mówił Lucas niezbyt miłego Strażnika Południa.
- Czemu akurat te dwie bramy stoją obok siebie? - Spytałam.
- Nie jestem pewien, ale chyba pierwsi Strażnicy Centrum i Południa byli dobrymi przyjaciółmi i do siebie chcieli mieć najbliżej. Nasza brama sąsiaduje chyba z Wschodem. Tylko Zachodnia Brama Marthy stoi samotnie. Oczywiście nasza nie jest aż tak blisko jak do Wschodniej jak te tutaj. Dzieli je z kilometr.
- Przez którą musimy przejść?
- Ty mi powiedz. - Mike uśmiechnął się i ruchem ręki zachęcił bym to ja podeszła bliżej.
Tak też uczyniłam. Stanęłam przed Bramami i zamknęłam oczy. Wiedza spadła na mnie jak z nieba. Nie wiem skąd, ale od razu wiedziałam że ta po lewej zaprowadzi nas do Japonii.
- Iwabe, szykuj się na nas. - Szepnęłam i pewnym ruchem otworzyłam bramę.
Nie czekając na resztę przekroczyłam próg. Oślepiło mnie bardzo jasne światło, gdy otworzyłam oczy znalazłam się w lesie pomiędzy drzewami z różowymi kwiatami. Coś wspaniałego, po chwili dołączyła do mnie reszta.
- Wow, pięknie tu. - Szepnęłam.
- Guren... - Warknął Mike.
- Daizaichū? ( Goście). - Usłyszałam bardzo piękny, jedwabisty głos.
Odwróciłam się, moim oczom ukazała się przecudowna postać. Kobieta ubrana w krótką czerwoną sukienkę, z odsłoniętym udem i długimi rękawami. Miała długie ciemne włosy z których wystawały dwoje białych uszu. Za jej plecami dziewięć jasnych ogonów machało, każdy w inną stronę.
- Kore ga gādiandesu ( To strażnik) - Wyjęknął Mike, skąd on znał na tyle japoński?
Kobieta przekręciła głowę. Nas los zależał od tego czy Mike dobrze wszystko powiedział.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top