Rozdział 34.




Sophie. 


Mikayla? Czy to siostra Mike'a? Na pewno byli podobni ale dlaczego miałby się tutaj na nas zaczajać? Nie wyglądała na kogoś cieszącego się widokiem brata, a ofiary. Uśmiechała się drapieżnie idąc powoli w naszym kierunku. Była ubrana w ciemną skórzaną sukienkę z futrem przy kapturze, widocznie upolowała coś dużego. Mikayla stanęła przed nami i położyła rękę na biodrze, widziałam jak uważnie mi się przygląda. 

- Czego od nas chcesz? Co robisz w Wąwozie? - Syknął Mike. 

- Och... Mieszkam tu przecież. - Zaśmiała się słodko przykładając dłoń do ust. 

- Co to ma znaczyć, że tu mieszkasz? Przecież...

- Poszłam tu kiedyś poszukać ojca, i spotkałam przyszłego męża. - Wzruszyła ramionami. 

- Więc ten demon...

- Tak Aaron mieszka nieopodal na końcu Wąwozu. Pomyśl jaki musi być silny, że z taką łatwością tu przeżył. Pomagał mi w poszukiwaniach i tak się zaczęła nasza miłość. Swoją drogą, właśnie tu zmierza. 

Zaczęłam się rozglądać, trupy cały czas stały za naszymi plecami, zero drogi ucieczki. Złapałam Mimi za rączkę, czułam jak drży przy moich nogach. Lucas przysiadł i popiskiwał cicho tylko Nibiru się nie bała, próbowała uderzyć w miłą pogawędkę z jednym z duchów. Nagle zrobiło się okropnie zimno a z gęstej mgły tą samą ścieżką co Mikayla zmierzał w naszym kierunku młody mężczyzna. Wyglądał przerażająco, po jednej stronie głowa obcięta na jeża a po drugiej białe włosy sięgające ramion. Jego oczy emitowały jasnym, żółtawym światłem tak jasno że nie było widać źrenic. Nagi od pasa w górę, z potężnymi mięśniami i wielką kosą w dłoni. Stanął obok Mikayli i pocałował ją delikatnie w głowę. 

- Dziękuje ci moja małżonko za tak wspaniałe dary. - Wyszeptał niskim, zachrypniętym głosem. 

- Wszystko co najlepsze dla mojego ukochanego. - Odparła miękko patrząc na niego z oddaniem i czcią. 

- Z wielką chęcią podzielę się nimi z tobą . Wybierz kogo chcesz zabić. 

- Mój najdroższy, mamy jednak pewien problem. 

- Kochana? 

- Jest z nimi Strażniczka Północy. Itake nie byłby rad z jej śmierci z naszych rąk. Powinniśmy go zawiadomić by nie przyciągnąć na siebie jego gniewu. 

- Nie musisz się lękać, moja piękna. 

- Rozumiem, przecież od tylu lat żyjesz w tym miejscu. Jako jedyny przeżyłeś nie dość, że podróż to do tej pory chodzisz po nim swobodnie a te maszkary się ciebie lękają. - Wskazała na duchy. - Jednakże nalegam. 

- Nie będę się z tobą kłócić różyczko. - Mówiąc to wskazał na nas dłonią i nagle zostaliśmy zamknięci w klatce z korzeni pobliskich drzew. - Pośle do króla list, do tego czasu niech sobie posiedzą. Macie przynajmniej dwa dni życia więcej. 

- Jesteś taki łaskawy.  - Warknęłam. 

Mike położył dłoń na ramieniu na znak, że powinnam odpuścić. Uderzyłam pięścią w korzeń robiący za szczebel naszej klatki i usiadłam na ziemi. Lucas położył się od razu obok mnie i uważnie przyglądał się Aaronowi. Wyczuwał w nim poważne zagrożenie. Mimi znalazła schronienie w ramionach Nibiru, która opowiadała jej jakieś wesołe opowiastki. Mike cały czas stał i przeszywał wzrokiem swoją siostrę. To dla niego musiał być poważny cios. Własna rodzina i takie rzeczy. 

Po jakimś czasie Aaron i Mikayla gdzieś poszli zostawiając nas samych w pustce, nawet duchy się schowały. Zrobiło się strasznie zimno, słońce powoli zachodziło a do Wąwozu nie dostawały się już żadne promienie. Mike otworzył plecak i rzucił we mnie bluzą, kiwnęłam mu głową i szybko się ubrałam. Cały czas głaskałam Lucasa po łbie, jak w jakimś transie. 

- Nie wiem jeszcze jak, ale wyciągnę nas z tego. - Wypalił nagle Mike. - To nie może się tak skończyć. 

- Nie wiem co możesz zrobić. Jeśli nie Aaron, to Itake nas pozabija. - Wyszeptałam smutno. 

- Jestem za ciebie cholera odpowiedzialny, jesteś moją panią i naprawdę się postaram. - Warknął. 

Podszedł do mnie, uklęknął i złapał mnie za rękę którą głaskałam przed chwileczką wilka. Spojrzeliśmy sobie w oczy. 

- Posłuchaj Sophie, nie pozwolę cię skrzywdzić bo cię kocham. Wiem, że tego nie docenisz bo jesteś zapatrzona w Lucasa ale... Chciałem ci to po prostu powiedzieć. 

- Ależ Mike...

- Od dawna cię kocham. - Uśmiechnął się blado. - Ale to już wiesz. 

- Mike...

- Boje się Sopie, wiesz? Boje się wszystkiego, boje się ruszyć, boje się oddychać. Bałem się ciebie dotknąć. Sprawiłaś, że cię pokochałem i przyrzekam nie umrzesz w moich ramionach. Nie dziś, nie jutro...Nigdy nie widziałem czegoś tak perfekcyjnego... Tak pięknego jak twoja osoba.  Nie skrzywdzę świata pozwalając ci zginąć. Dlatego zrobię wszystko, rozumiesz? 


Pocałował moją dłoń cały czas patrząc mi w oczy, nie wiedziałam co mam odpowiedzieć. Nagle Mike skrzywił się i odskoczył z piskiem. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że Lucas dziabnął go w..

- Moje kurwa jaja!  - Wrzasnął Mike. 

- Lucas! 

Wilk warknął na Mike'a a potem ułożył się tak aby jego głowa spoczywała na moich kolanach. Jakby chciał pokazać, że jestem jego. To niemożliwe, on rozumiał o czym rozmawialiśmy? Mike chyba pomyślał o tym samym bo patrzył na Lucasa ze zdziwieniem mieszanym z wściekłością. 

- Lucasie, rozumiesz mnie? - Spytałam cicho. 

Wilk pisnął cichutko i zamerdał ogonem. Czy to oznaczało tak? Więc mając świadomość cały czas z własnej woli tak się do mnie tulił? 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top