Rozdział 32.


Sophie. 


Gdy postać zdjęła pelerynę nieźle się zdziwiłam. Oto przed nami stała najdziwniejsza dziewczyna, jaką do tej pory widziałam. Uwagę najbardziej przykuwały białe kocie uszy wystające z jej głowy. Duże srebrne oczy, trochę przerażające i drobna twarzyczka z różanymi polikami. Włosy sięgające kolan, gęste w pięknym turkusowym kolorze. Nieznajoma była ubrana w ładną, prostą żółtą sukieneczkę, wokół jej osłoniętych kolan owinął się puchaty ogon. Zaniemówiłam na moment, dziewczyna obserwowała nas uważnie z lekkim uśmiechem. 

- Cześć, jestem Nibiru miło mi was tu widzieć. Przyszliście na wycieczkę? Na pewno nie jesteście stąd, hej masz bardzo ładna sukienkę. O jaki śliczny piesek! - Zaczęła trajkotać jak opętana machając przy tym dłońmi. 

Spojrzałam na Mike'a, wzruszył tylko ramionami. Zauważyłam jednak, że Lucas się uspokoił. Zamachał ogonem i usiadł, może ją znał? 

- Witaj , nazywam się Sophie..

- O! Śliczne imię! 

- D..Dziękuje, masz rację nie jesteśmy stąd. 

- A ja tak, mieszkam tu. O właśnie tu. - Wskazała na ziemię. - Chociaż tak właściwie bardziej to mieszkam tam. - Machnęła ręką na stojące nieopodal drzewo. - Dawno już z nikim nie rozmawiałam, nieczęsto ktoś tędy przechodzi chyba że idzie w kierunku Bramy ale wtedy zwykle nie chce rozmawiać...

- Czekaj, czekaj. - Wszedł jej w słowo Mike. - Znasz drogę do Bramy? Wiesz która to? 

- Najbliżej jest Zachodnia, tak o w tamta stronę. - Pokazała na góry. 

- Cholera. - Zaklął chłopak i kopnął w ziemię. 

- A za górami, tuż za pałacem Władcy Wzgórz jest Centralna brama. 

- Centralna? Jesteś pewna? - Ożywiłam się. 

- Tak, na pewno to ona. A co? Idziecie do niej? Och nie... Czyli nie porozmawiamy.

Nibiru zrobiła smutną minkę i opuściła głowę. Zrobiło mi się jej szkoda, musiała być dość samotna w takim miejscu. Z drugiej strony jednak nie powinnam ufać żadnemu stworzeniu mieszkającemu po Tej Stronie. 

-  Przecież możemy trochę pogadać, oprowadzisz nas po swoim... Domu? - Położyłam dziewczynie dłoń na ramieniu. 

- Sophie... To nie jest...- Zaczął Mike. 

- Naprawdę?! Jejku ale fajnie, będę miała gości. Oczywiście, zapraszam tędy, tędy! 

Nibiru zlapała mnie za rękę i poprowadziła do drzewa, w którym jak się okazało były drzwi. Domek Nibiru był bardzo mały, zmieściło się w nim tylko łóżko, stoliczek z jednym krzesłem i szafeczka. Gospodyni wyciągnęła zza łóżka słoik i położyła go na stole. 

- Kompocik z moich jabłek, bo wiecie to drzewo to jabłoń. - Uśmiechnęła się szeroko rozlewając napitek do kilku kubków. 

- Dziękujemy. - Wypiłam porządny łyk, byłam bardzo spragniona. O dziwo kompot smakował wyśmienicie. 

- Co robisz sama na takim za...pustkowiu? - Zagadnął Mike. 

- Och, tu kiedyś nie było pusto. - Spojrzała w okno.  - Cała ta polana aż do gór była usiana pięknymi drewnianymi chatkami. Każdy z nich miał piękny i zadbany ogródek. Mieszkało nas tu wielu. Kocie demony. - Uśmiechnęła się smutno. - Niewinne istoty, kochające naturę... Żyło nam się tu bardzo spokojne i miło. Raz na jakiś czas przez naszą wioskę przeszedł jakiś demon chcący dostać się do Bram ale nie zajmował sobie nami głowy. Do czasu... Pewnego dnia do naszej osady przybył młody mężczyzna, zmiennokształtny. Tak jak inny podążał ku Bramom, jednak on po prostu nie przeszedł. On.. - Nibiru zamknęła oczy. - Wymordował wszystkich, nawet dzieci a potem spalił naszą wioskę. Przetrwało jedynie to drzewo i ja, ukryta w jego gałęziach. Pamiętam, że gdy ten zwyrodnialec odchodził w stronę gór to krzyczał... Okropnie krzyczał. 

Przeszły mnie ciarki, oboje z Mike'iem spojrzeliśmy na drzemiącego Lucasa. Czy Nibiru mówiła o nim? Nie mogłam sobie tego wyobrazić. Tylko Mimi chyba nic nie załapała, siorbała swój kompocik lustrując Nibiru. 

- Pójdziesz z nami ? - Spytała cicho. 

- Hę? Ja? Nigdy nie opuszczałam tej polany, żyje tu sama od ponad czterystu lat, nie wiem czy...

- To może być niezła przygoda, przecież zawsze będziesz mogła wrócić. 

- W sumie, chyba jeśli mnie tu chwilę nie będzie to nic się nie stanie. Kwiatki raczej przeżyją kilka dni, wątpie by ktoś się włamał.  Dobrze, pójdę z wami ale będzie zabawa!

- Jeśli pozwolisz to przenocujemy dzisiaj w twoi ogródku. - Wtrącił cicho Mike. 

- Jasne, nie ma problemu zaraz dam wam jakieś koce, chociaż wiecie noce na razie są dość ciepłe. W sumie tutaj rzadko jest zimno czy pada, dla was lepiej.

Jedno było pewne, przy Nibiru nie groziła nam cisza.


Następnego dnia wyruszyliśmy o świcie. Nibiru szła obok mnie wciąż o czym gadając. Była taka wesoła i beztroska pomimo tragedii, którą kiedyś przeżyła. Szkoda, że Lucas tak nie umiał. Z tego co zdążyłam się dowiedzieć, droga do Centralnej Bramy miała trwać kilka dni. 

- Najgorzej będzie przejść przez Pałac Władcy Wzgórz. Nie wpuszcza nikogo do swojego domostwa. 

 - Moja matka kiedyś o nim opowiadała. - Mike westchnął. - Itake trochę obawiał się walki z tym facetem więc wygnał go w góry i nadał tytuł ich władcy byle tylko pozbyć się problemu. 

 - Itake się kogoś obawiał? - Zdziwiłam się. 

- Cóż, jak widać. Dlatego nie napawa mnie optymizmem wizja odwiedzenia tego gościa. 

- Nie ma innej drogi? 

- Chyba nie Sophie. - Nibiru pokręciła energicznie głową. - Chyba, że chcesz dostać się do Północnej lub Wschodniej Bramy. Też są dość blisko ale ponoć trzeba przepłynąć Jezioro Umarłych aby się do nich dostać. Z kolei Południowa mieści się praktycznie w zamku Króla. Sporo można się dowiedzieć z podsłuchiwania demonów. 

Z nietęgą miną spojrzałam na góry. Dla dobra Lucasa, warto zmierzyć się z każdym przeciwnikiem. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top