Rozdział 23.
Mike stał się nagle moim cieniem. Jak idiota ciągle patrzył na moje nogi, co chwilę pytał czy nie mam ochoty na kanapkę z dżemem jagodowym i tak dalej. Powoli zaczynało mnie to irytować, chociaż bywało to nawet słodkie. Lucas został, ale prawie w ogóle się teraz z nim nie widywałam. Znów zaczął gotować i w sumie to w kuchni spędzał więcej czasu. Nawet nie próbował ze mną rozmawiać, nie wiedziałam nawet czy tego chcę. Nadal na widok chłopaka moje serce mocniej biło jednak musiałam się hamować. Z resztą i tak nie miałam do tego głowy, wakacje zbliżały się ku końcowi. Trochę nie mogłam sobie wyobrazić powrotu do szkoły, teraz po tym wszystkim czułam się z tym dość dziwnie ale cieszyłam się, że znów ujrzę znajomych.
-O czym myślisz? - Spytał mnie nagle Mike.
Siedzieliśmy razem nad rzeką, Kirlby biegał wokół nas i węszył w poszukiwaniu śladów demonów które mogłabym odesłać.
- O szkole...
- Będziesz tam chodzić sama? - Mike zmarszczył brwi.
- Chyba tak, nie potrzebuje ochrony w mieście.
- Skoro tak... Chociaż wolałbym ci tam towarzyszyć.
Wyobraziłam sobie wtedy Mike'a siedzącego obok mnie w ławce i gapiącego się w moje oczy spojrzeniem nie gorszym od kota ze Shreka i się wzdrygnęłam.
- Spokojnie Mike, poradzę sobie świetnie.
Widząc, że Mike nie jest przekonany uświadomiłam sobie, że na zakupy przed szkołą muszę wyjść wczesnym rankiem gdy reszta domowników będzie jeszcze spała. Wciąż pamiętałam zachowanie Lucasa w mieście, a Mike wydawał się być o wiele mniej okrzesany.
Mój plan zaczęłam realizować już po szóstej rano. Na szczęście i bez budzika udawało mi się wstawać dość wcześnie. Uniosłam się delikatnie na łóżku by sprawdzić czy Mike wciąż śpi. Kiedy głośno zachrapał uśmiechnęłam się pod nosem i powoli zsunęłam nogi na podłogę. Przeszłam na palcach nad śpiącym sługą i zamknęłam się na chwile w łazience. Powitałam swoją pogodną twarz w lustrze, tak dawno nie byłam w mieście wśród normalnych ludzi. Rozczesałam włosy, umyłam zęby i zrobiłam delikatny makijaż. Od pociągnęłam powieki eye-linerem a rzęsy tuszem. Założyłam ulubioną czarną bluzę, dżinsy, trampki i byłam gotowa do wyjścia. Wyjrzałam z łazienki i spojrzałam na drzwi od pokoju Lucasa. Gdy był w kuchni miał je uchylone, teraz były zamknięte. Bardzo dobrze. Rozglądając się za Mimi powoli dobyłam drzwi, nie lubiłam się tak wymykać ale tym razem musiałam. Wsadziłam słuchawki w uszy i ruszyłam polną drogą rozkoszując się porannymi promieniami słońca.
Lucas.
Od razu po przebudzeniu wiedziałem, że coś się zmieniło. Aura domu zmieniła się diametralnie, jakby została mocno osłabiona. Usiadłem na łóżku i przez chwilę nasłuchiwałem ale panowała wokół dobijająca cisza. Miałem złe przeczucia. Od razu skierowałem kroki do pokoju Sophie. Zapukałem cicho, raz potem drug. Otworzył mi zaspany Mike, potarł oko i spojrzał na mnie nieco przytomniej.
- Co? - Spytał i ziewnął potężnie.
Nie odpowiedziałem mu tylko zajrzałem do środka i....
- Gdzie Sophie? - Warknąłem wchodząc do środka i przepychając Mike'a.
- Nawet nie zauważyłem, że jej nie ma. Może wyszła przed dom albo coś?
- Zwykle śpi do dziewiątej, jest siódma. - Mówiąc to podskoczyłem do okna i otworzyłem je jednak nigdzie nie czułem zapachu dziewczyny.
Wbiegłem do salonu, potem kuchni i łazienki. Wszędzie pustki, Sophie zniknęła. Tym razem na serio odeszła? Może... Może miała mnie dość, nie mogła znieść mojego widoku i postanowiła wrócić do... No właśnie dokąd? Nie miała domu. Jedno było pewne... Musiałem ją znaleźć. Ubrałem się szybko i wyskoczyłem z domu zostawiając zdziwionego Mike'a. Biegiem ruszyłem w stronę miasta. Nienawidziłem tego miejsca ale tylko tam mogła być Sophie. Będąc sam wśród tylu ludzi, samochodów i świateł czułem się jeszcze gorzej ale nic nie mogło mnie teraz zawrócić. Tylko jak znaleźć igłę w stogu siana?
Nagle poczułem znajomy zapach a serce stanęło mi na ułamek sekundy. Gdzieś w okolicy wałęsał się naprawdę paskudny demon..
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top