Rozdział 22



Lucas. 


Nigdy bym się tego nie spodziewał... Byłem po prostu zadziwiony i przerażony gdy mała, słodka Sophie użyła takiej energii.. Jej aura rozbłysła jasno jak spadająca gwiazda, a jej podmuch rozwalił całe pomieszczenie. Sprzątając cały ten bałagan wciąż nie mogłem dojść do siebie. Energia Sophie prawie dorównywała mocy mojego byłego pana. Czy ta idiotka zdawała sobie sprawę jak potężna może kiedyś być? Mike obserwował mnie z kuchni, sam nie rozumiał zbyt wiele. Ze smutkiem uświadomiłem sobie, że niedługo Sophie przestanie potrzebować i mnie i jego. Cóż, tak chyba będzie najlepiej. Gdy postawiłem ostatni mebel poszedłem do kuchni by nalać sobie soku, do pomieszczenia weszła również Sophie. Ominęła mnie , złapała jabłko i usiadła na parapecie . Wyglądała naprawdę prześlicznie skąpana w promieniach słońca a jej słodki zapach roznosił się po całym domu. Eden pachniała podobnie.. Odwróciłem wzrok i spojrzałem na Mike'a. Wydawał się być nieobecny, z wielkim uwielbieniem wpatrywał się w moją Sophie... Kochał ją, czułem to z daleka. Westchnąłem i odstawiłem szklankę. 

- Sophie, jeśli mi rozkażesz to się wyniosę. 

- Rozważam to. - Odparła chłodno. - Poradzimy sobie z Mikie'em. 

Zadrżałem, poczułem się nagle taki słaby... Dlaczego aż tak przejąłem się jej słowami. Zdziwiłem się sam sobą. Czemu aż tak nie chciałem aby jednak mnie przegoniła? Kiedy spojrzała na mnie moje serce zabiło szybciej, to niemożliwe. Czy ja cały ten czas? Zamknąłem na chwilę oczy i złapałem Mike'a za ramię. 

- Musimy pogadać. - Warknąłem i wyprowadziłem go przed dom. 

Chłopak stanął jakiś metr ode mnie, w lekkim szoku czekał na moje wyjaśnienia. Przez dobrą chwilę nie mogłem nic z siebie wydusić. 

- Posłuchaj mnie Mike... - Zacząłem cicho. - Jeśli naprawdę każe mi odejść musisz zapamiętać kilka rzeczy. Sophie często odkrywa się w nocy, czuwaj nad tym aby nie poczuła chłodu. Uwielbia pić rano kakao zajadając się kanapkami z dżemem. Koniecznie jagodowym, innych nie lubi. Gdy gdzieś idziecie patrz na jej nogi, często się potyka i może się zranić. Zasypia przy zapalonej lampce, strasznie boi się ciemności i ciszy. Jest bardzo ufna, i dobroduszna uważaj za nią na innych aby nikt jej nie skrzywdził ani fizycznie ani psychicznie. Jeśli dowiem się, że przez ciebie płakała, nie ukryjesz się przede mną. Dbaj o Sophie jak się tylko da, ma być przy tobie kurewsko szczęśliwa rozumiesz?! - Złapałem go za koszulkę, gdy to mówiłem. - Inaczej cię zabije! 

- Ty ją kochasz... - Wydukał Mike. 

- Kocham? - Opuściłem głowę. - Jaa.. J..Ja...

- Kochasz ją Lucas. 

- Nie dam jej szczęścia. - Szepnąłem. 

- Przecież stało się to o czym zawsze marzyła! Odwzajemniłeś jej miłość! 

- Zranię ją...

- Widzę, że nie...

- Ona umrze...- Wydukałem bliski płaczu.  - Ja będę żył kolejne setki lat, a ona za góra sześćdziesiąt trafi do grobu. Nie zniosę tego drugi raz. 

- Właśnie w tym momencie ją tracisz. 

- Zaopiekuj się nią. 

Nie czekając na odpowiedź wbiegłem do środka i zamknąłem się w pokoju. W moim umyśle powstało prawdziwe piekło. Fakt, iż Sophie wciąż była o mnie zazdrosna wcale nie pomagał. Uwolniła swoją moc tylko dlatego, iż pomyślała że ja i ona... Gdyby znała prawdę. Owszem Majana dobierała się do mnie, zdjęła mi nawet koszulkę ale nie mogłem tego zrobić. Jednak chciałem wykorzystać sytuację aby dać do zrozumienia Sophie, że droga do Mike'a jest wolna. Nie pomyślałem nawet.... Jezu....Gdybym tylko mógł, rozpłynąłbym się w nicości. Zjebałem, tak wiele już w życiu zjebałem. 


Położyłem się na łóżku, musiałem od tego wszystkiego odpocząć. Zamknąłem oczy i spróbowałem się odprężyć. Mimowolnie w mojej głowie pojawił się obraz Eden, jej jasne spokojne oczy i delikatny uśmiech. Momentalnie poczułem się lepiej, obecność mojej Eden zawsze mnie koiła. Najlepiej pamiętam dzień, w którym widziałem ją po raz ostatni. Gdy się żegnaliśmy musnęła mnie delikatnie opuszkami palców po twarzy i wyszeptała moje imię. Byłem tak szczęśliwy, że gdybym mógł przytuliłbym cały świat. Gotowy na śmierć i na wszystkie tortury tylko dla niej, najpiękniejszej Eden...

- Wracaj prędko.  - Poprosiła niemal nieśmiało. - Będę bardzo tęsknić. 

- Ależ oczywiście najukochańsza. - Pocałowałem jej dłonie. - Każda sekunda bez ciebie jest udręką nie do zniesienia. 

- Kocham cię, tak bardzo cię kocham. 

- Och Eden, gdybym ja miał wyznać tobie mą miłość zabrakłoby słów na całym świecie. Już jutro będę znów z tobą, bywaj kochana. 

 Wyszedłem z naszej chatki z doskonałym humorem, kiedy się obejrzałem ujrzałem Eden machającą mi z okna. Wiatr rozwiewał jej piękne długie pukle... Największe piękno tego świata, i tylko moje. 

A gdy wróciłem leżała martwa w kałuży krwi a jej piękne oczy wciąż otwarte straciły cały swój blask. Gdyby Sophie....

 Nie! Nie mogłem o tym myśleć, dopóki byłem obok niej musiała być bezpieczna! Tylko, że to mogło się zmienić... Czy Mike da radę ochronić to, na czym mi tak bardzo zależy? 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top