Rozdział 19



Sophie


Lucas naprawdę się na mnie obraził. Nie odzywał się do mnie nawet przy kolacji, gdy mój nowy towarzysz siedział sobie grzecznie na kolanach i wpatrywał się z zainteresowaniem na stół. Głaskałam jego czarne futerko i zajadałam się knedlami, które przyrządził dla nas Mike. Cóż, nie gotował tak dobrze jak Lucas ale dało się przełknąć a mi więcej to szczęścia nie potrzeba. 

- Jak go nazwiemy? - Spytała nagle Mimi przerywając niezręczną ciszę. 

- Właśnie nie wiem, jest taki słodki że powinien jakieś uroczę imię...

- Wrzód na dupie. - Zaproponował Lucas. 

- Bardzo zabawne. - Burknęłam. 

Lucas wzruszył ramionami i upił łyk soku. Pokręciłam głową i podniosłam demona tak aby jego pyszczek był przy mojej twarzy. Chyba wybrałam dla niego imię, idealnie pasowało Kirby. Słyszałam je kiedyś i wpadło mi w pamięć. 

- Hej Kirby, jak tam malutki? - Spytałam całując go w nosek. 

Demon w odpowiedzi liznął mnie w policzek. Cóż, miłość od pierwszego wejrzenia nic dodać nic ująć. Lucas westchnął teatralnie i wyszedł na zewnątrz. Mike i Mimi zajęli się Kirbym więc wyszłam za swoim sługą. Lucas rozsiadł się na trawie i wpatrywał się w gwiazdy, przysiadłam obok niego. Przez chwilę nic nie mówiliśmy. 

- Wiesz, niedługo wracam do szkoły. - Zagaiłam. 

- Hę? Nie będziesz uczyła się tutaj ? 

- Mam w szkole trochę znajomych, kolegów i koleżanek. 

- Oni są bezużyteczni. - Prychnął pogardliwie. 

- Nie mów tak...

- Ja jestem bardziej przydatny, bo jestem tylko twój. - Szepnął i spojrzał na mnie. 

Przeszły mnie ciarki na dźwięk tych słów, i na bank się zarumieniłam. Gapiliśmy się na siebie przez jakiś czas, coś niesamowitego. Chociaż to głupie i nie powinnam to wtuliłam się w Lucasa, ku mojemu zdziwieniu szybko odwzajemnił uścisk. Poczułam się tak wspaniale... Mogłabym tak siedzieć nawet całą noc. 

- Zimno ci, prawda? - Spytał nagle chłopak. 

- Co? Nie...

- Więc czemu się przytuliłaś? 

Jakbym dostała w twarz, tak właśnie się poczułam. Bez słowa wyswobodziłam się z ramion Lucasa i wróciłam do domu. 


Gdy leżałam płacząc cichutko usłyszałam pukanie do drzwi. Zdziwiłam się, bo Lucas wchodził już do pokoju jak do siebie. Otarłam łzy i krzyknęłam : Proszę. Do środka wszedł Mike. Posłał mi blady uśmiech i usiadł na skraju łóżka. 

- Lucas poszedł się przejść, pewnie wróci późno. 

- Och... Dobrze. 

- Płakałaś? 

- Ja... Nie, coś ty. - Opuściłam głowę. 

- Sophie, znam cię już na tyle by wiedzieć kiedy kłamiesz. Co się stało? 

- Zbyt dużo po prostu oczekuje od życia. - Zaśmiałam się smutno. 

- Lucas nigdy cię nie pokocha...

 - Tak. Wiem. 

- Rozmawiałem z nim ostatnio, cały czas miejsce w jego sercu zajmuje Eden. Cóż, nie dziwie mu się. Ona nie miała wad, była wielkoduszna i ufna. 

- Tak... A ja? Jeden wielki huragan. - Przyznałam szybko.

- Jednakże zbyt spokojna jak na mój gust. Chociaż zawsze się uśmiechała, to rzadko rozpromieniała świat swym śmiechem. Ty to robisz nieustannie. Uwielbiam twój śmiech. 

- Dziękuje...

- Więc podnieś łeb i już! Uśmiech proszę. - Mike złapał mnie za brodę i uniósł moją głowę. 

Mimowolnie się uśmiechnęłam, przy Mike'u to było takie łatwe. Naprawdę przy nim poprawiał mi się humor. 

- O wiele lepiej my lady. Ciesze się, że mogłem tu zamieszkać. Czuje się jakbym znów miał rodzinę. Kocham głośne domy pełne ciepła. 

- Lucas najchętniej zamieszkałby w grobowcu. - Bąknęłam. 

- W sumie masz rację, bo on już umarł. Nie wskrzesisz w nim życia nieważne jakbyś się starała. 

- A jest chociaż szczęśliwy? Jak sądzisz? 

- Wydaje mi się, że tak. Mimo wszystko. 

- Dzięki Mike, teraz będzie mi się lepiej spało. 

- Do usług. - Mrugnął do mnie i wyszedł. 



Lucas. 


Tak, dobrze mi się wydawało. Gdy Sophia wróciła do domu chciałem za nią pobiec ale coś przykuło moją uwagę. Byliśmy obserwowani, moja pani była zapewne zmęczona więc postanowiłem działać sam. Dosłownie kilka sekund zajęło mi znalezienie i obezwładnienie podglądacza. Przeraziłem się jednak, gdy zobaczyłem kim był. Amadeus, sługa Strażnika Zachodniej Bramy - młody wampir. 

- Powiesz mi po dobroci czego chce od nas twój pan? - Spytałem siedząc a delikwencie. 

- Pan chciał tylko poznać nowego Strażnika Północnej Bramy. 

- Dlatego kazał ci nas śledzić? Dziwne. 

- To nie do końca tak, miałem się najpierw upewnić że to naprawdę człowiek. 

- A po co twojemu panu taka wiedza? 

- Nie chce aby ktokolwiek skalał imię Strażników. Dostałem rozkaz aby zabić Strażniczkę jeśli plotki są prawdziwe. 

- Więc twój pan nie pozna prawdy. 

- Co masz na myśli? 

Nie odpowiedziałem mu, po prostu jednym sprawnym ruchem skręciłem mu kark. Strażnik Zachodniej Bramy był bardzo potężny i nie stronił aktów pełnych przemocy. Lepiej aby pochodzenie mojej pani pozostało w tajemnicy. Chociaż na jakiś czas. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top