Rozdział 16
Sophie.
Miało być jak dawniej, ale niestety nie za bardzo się to udawało. Lucas stał się wobec mnie oziębły, inaczej tego nie nazwę. Prawie ze mną nie rozmawiał, w ogóle mnie nie dotykał i tak dalej. Męcząca sprawa, chyba nie chciał mi dawać powodów do dalszego podtrzymywania uczucia ale nie wychodziło mu to. Nie mogłam przecież tak po prostu przestać go kochać. Mimi widziała moją zbolałą minę podczas treningów, na których musiałam teraz zamieniać motyle w kwiaty i tak dale, więc próbowała rozmawiać z Lucasem. Na marne.
Pewnego wieczoru, gdy leżałam na trawie zmęczona jak wszyscy diabli Lucas oznajmił, że następnego dnia wybierzemy się do lasu na poszukiwanie jakiś małych demonów, które przeszły dziś przez Bramę. Wyczuwał je z tak wielkiej odległości.. Niesamowite. Ucieszyłam się, w końcu mogłam naprawdę spróbować swoich sił, toteż następnego dnia z uśmiechem na ustach maszerowałam za Lucasem leśną ścieżką.
- Bądź uważna, na mój znak będziesz musiała być gotowa do zapieczętowania demona na przykład w liściu a potem przerzucenia go przez Bramę. - Mruknął chłopak.
- Spokojna głowa, jesteś ze Strażniczką!
- Z idiotką.. - Szepnął, ale mogę przysiąc że się uśmiechnął.
Przez kilka minut szliśmy w milczeniu. Przyglądałam się więc różnym krzewom, patrzyłam w korony drzew - ogólnie zachwycałam się lasem i jego pięknem.
- Wybiłaś już sobie z głowy tą miłość do mnie? - Spytał nagle Lucas.
Aż stanęłam z wrażenia. Chłopak również się zatrzymał i spojrzał na mnie.
- Nie wybije sobie tego z głowy. - Warknęłam.
-Prosiłem...
- To nie takie proste jak ci się wydaje. Musisz jakoś żyć ze świadomością, że cie kocham.
- To bezsensowne i głupie.
- Masz problem.
Chłopak prychnął i spojrzał nagle w bok. Na jego twarzy pojawił się cień strachu. Szybko doskoczył do mnie aby mnie osłonić. Spomiędzy drzew wylazło dziwne stworzenie poruszające się na czterech łapach z pyskiem podobnym do niedźwiedzia.
- Co to jest? - Pisnęłam.
- Demon, jednak nie jeden z tych po które przyszliśmy. Jest dla ciebie za silny, zajmę się nim.
- Nie. - Wyrwało mi się.
- Co? Coś znowu wymyśliła?
- Skoro nie jestem dla ciebie ważna i tak dalej mogę łatwo rozwiązać twój problem. Będę sama walczyła z tym demonem, może przy okazji mnie zabije. - Warknęłam bliska płaczu.
- Oszalałaś?! - Lucas odwrócił się w moją stronę. - Jeśli umrzesz znowu pozostaniemy bez Strażnika!
- To postaram się jak umiem. - Wyminęłam go i poszłam w kierunku potwora.
- Nie możesz!
- Lucasie, nie ratuj mnie. -Szepnęłam.
- NIE!!!
Mógł sobie tylko krzyczeć, mój rozkaz był jasny. Wzięłam głęboki oddech i wystawiłam ręce tak jak uczył mnie Lucas.
- Idiotko! Nie dasz sobie z nim rady!!! Cofnij rozkaz!!!
- Więc zginę, już mówiłam.
Zrobiłam jeszcze kilka kroków i skupiłam się potworze. Jedyne co musiałam zrobić to narysować palcem w powietrzu odpowiedni znak runiczny. Zadziałało! Na ziemi, wokół bestii pojawił się znak pieczęci. Z zadowoleniem patrzyłam jak nie może się poruszyć. Posłałam Lucasowi zwycięski uśmiech, chłopak jednak na mnie nie patrzył. Po sekundzie wiedziałam już dlaczego. Demon szybko pokonał moją pieczęć i rzucił się w moim kierunku, krzyknęłam próbując uciekać ale złapał mnie za nogę i wbił w nią kły. Zawyłam z bólu próbując się mu wyszarpać, na nic...
- Sophie! Ja cię błagam, pozwól mi pomóc!
- Nie! Nie zależy ci na mnie, więc sobie daruj! - Wycedziłam przez zęby, wciąż szarpiąc nogą.
- To nie tak! Zależy mi na tobie Sophie! Jesteś dla mnie ważna, więc błagam daj mi się uratować! Może... Może kiedyś cię pokocham, postaram się Sophie! .
W jego głosie było tyle desperacji... Spojrzałam na niego. Miał minę jakby chciało mu się płakać.
- Uratuj mnie...
Lucas nie czekał na nic więcej, doskoczył do potwora i oderwał go ode mnie porządnym kopem. Odetchnęłam z ulgą i podczołgałam się pod drzewo. Zajęłam się leczeniem nogi, więc walczący zniknęli mi z oczu. Z dala dochodziły mnie tylko przekleństwa Lucasa i powarkiwania demona. Byłam tak otępiała z bólu, że nawet nie przejmowałam się Lucasem. Wrócił do mnie nim do końca się uleczyłam, uklęknął przede mną i spojrzał na moją nogę.
- Sophie... Dlaczego? - Spytał łamiącym się głosem.
- Ja... Sama nie wiem... Coś we mnie chyba pękło.
- Przecież nie jesteś mi obojętna... Ja... Lubię cię.
Spojrzeliśmy sobie w oczy i trawiliśmy tak dobrą chwilę. Przełknęłam ślinę.
- Wiem, przepraszam. Możemy wrócić do domu?
- Jasne, te demony które mieliśmy złapać nie są niebezpieczne.
Lucas podniósł mnie i na rękach zaniósł do domu.
Wieczorem siedzieliśmy razem w salonie, ja czytałam a Lucas znowu opowiadał coś Mimi. Czułam się jakby znów było jak dawniej. Nie czułam się skrępowana, Lucas już nie starał się mnie olewać. Przyjemna nostalgia. Nasz przyjemny wieczorek przerwał Mike. Zjawił się nagle pod naszymi drzwiami z oczami smutniejszymi od Kota w Butach ze Shreka.
- Czego? - Warknął do niego Lucas, gdy wpuściłam go do środka.
- Wyrzucili mnie z domu, nie zapłaciłem czynszu...
- Biedactwo.. - Objęłam przyjaciela.
- Wielka szkoda, a teraz wypad. - Lucas wskazał na drzwi.
- Właściwie przyszedłem zapytać czy nie moglibyście mnie przyjąć. Mógłbym zostać twoim sługą Sophie. Możesz mieć dwóch.
- Może, ale nie potrze...
- Jasne Mike.
Gdy tylko to powiedziałam na nadgarstkach Mike'a pojawiły się na ułamek sekundy złote kajdany. Chłopak uśmiechnął się i uściskał mnie mocno. Dopiero po chwili uświadomiłam sobie, że nie mamy więcej łóżek a kanapa w salonie się nie rozkładała.
- Spokojnie, mogę spać na podłodze w twoim pokoju. - Zaproponował Mike. - Sługa ma do tego prawo.
- Skoro tak... Dobrze Mike. - Skinęłam głową.
Lucas nagle stanął między nami odpychając Mike'a pod ścianę. Wyglądał na wciekłego.
- Śpisz u mnie. - Warknął do niego. - Ja będę spał u Sophie. Jestem ważniejszym sługą, więc ja będę przy pani.
Mike widząc, że lepiej się nie kłócić potulnie podreptał do pokoju Lucasa. To było dziwne.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top