Rozdział 11




Lucas


To dziwne, jednak nie wahałem się nawet jednej sekundy nim przekroczyłem wrota.  Co jeszcze dziwniejsze, Mike poszedł razem ze mną. Dygotał jak osika na wietrze  ale starał tego po sobie nie pokazywać. Kroczył z lękiem, noga za nogą i rozglądał się z przestrachem odkąd tylko znaleźliśmy się w lesie po tamtej stronie bramy. Świat tak podobny do ludzkiego a jednak niemożliwy do wyobrażenia sobie. Jak zwykle panował półmrok, który kiedyś tak kochałem. Zatrzymałem się na skraju lasu z daleka majaczyły światła jednego z trzech znanych mi miasteczek. Stolica zwana również Wolfish Town, bo większość mieszkańców to zmiennokształtni jak ja. Sam Król potrafił przybierać zarówno wilczą jak i niedźwiedzią postać  poza tym miał w sobie coś z demona. Na pewno nie chciałem się z nim mierzyć... 

- Idziemy do pałacu króla? - Spytał Mike rozglądając się w panice. 

- Ta. 

- I co dalej? Wejdziemy i ją znajdziemy? To niewykonalne! Pełno tam straży i tak dalej. 

- Wiem. 

Ruszyłem w stronę miasteczka, postanowiłem że na miejscu wymyślę jakiś konkretny plan. Doskonale znałem drogę do siedzimy Króla, byłem kiedyś jego.... Przyjacielem. Król Itake był zawsze porywczy i agresywny. Typ faceta, którego cieszy każde nieszczęście na świecie, nie wiem jakim cudem zdołał spłodzić dziecko z tak paskudnym charakterem. Od zawsze to ja przyciągałem uwagę każdej panny i często się o to kłóciliśmy. Mimo to byliśmy praktycznie nierozłączni, do czasu pewnego incydentu. Ja sięgnąłem dna, gdy Itake szedł w górę aż nie zabił przywódcy nowego wtedy Wolfish Tawn i stał się królem. 

- Oboje mamy wyrok śmierci, jeśli ktoś nas zauważy...  - Jęczał Mike. 

- Po co w ogóle ze mną tutaj przylazłeś? -  Warknąłem. 

- Też chcę uratować Sophie! 

- Mam już pewien pomysł. 

- Tak? Mów Lucas póki nie weszliśmy do miasta! 

- Zwiąż mi ręce. Pójdziemy pod pałac pewnym krokiem , udasz że przez ten cały czas mnie szukałeś i w końcu udało ci się mnie dopaść. 

- To strasznie niebezpieczne!

- Tak, wiem. - Westchnąłem. 

Zdawałem sobie sprawę jak małe są szansę, że wyjdę z tego bez szwanku ale innej drogi do domu Króla po prostu nie było. 




Sophie. 


Przysięgłam  sobie, że gdy jeszcze raz zobaczę Angelikę to za pomocą talizmanu sprawię, że się spali. Nie wiem czy to potrafię, ale warto spróbować. Jak mogła mnie tak oszukać? Gdy tylko znalazłam się za bezpiecznym ogrodzeniem domu ogłuszyła mnie i porwała. Obudziłam się w zimnych i mokrych lochach. Nie miałam bladego pojęcia gdzie jestem ale coś mi mówiło, że po Tamtej Stronie. Bałam się, to oczywiste ale tylko i wyłącznie Lucasa. Już widziałam jego niezadowoloną minę. Dałam się podpuścić jak małe dziecko... 

Po jakimś czasie przyszedł po mnie dziwny koleś oznajmiając, że Król chce ze mną rozmawiać. Poszłam więc związana ale dumna prostym, ciemnym korytarzem prowadzona jak bydło. Zostałam wprowadzona do wielkiej sali oświetlonej jedynie przez ogień w kominku. Rozwiązano mnie i kazano usiąść w fotelu. Cóż, nie kłóciłam się. Nigdy nie należałam do buntowniczych osób. Czekając na Króla rozglądałam się po pokoju. Zarys wielkiej biblioteczki, biurko pod oknem, kilka foteli i nic więcej. Nagle coś spadło z sufitu tuż za moimi plecami, obejrzałam się szybko. Kot...  Mruczek łypnął na mnie okiem i wskoczył na biurko. Odetchnęłam i oparłam się wygodniej. Król kazał mi czekać na siebie około godziny. Na widok wysokiego mężczyzny z długimi białymi włosami i brzydką blizną na policzku aż się skuliłam. Wyglądał na niewiele starszego od Lucasa, na pewno był wyższy i szerszy. Mężczyzna uśmiechnął się do mnie i usiadł na blacie biurka obok kota. 

- Witaj Sophie, nowa Strażniczko Północnej Bramy. - Odezwał się spokojnym, niskim głosem. 

- Witaj królu, którego imienia nie znam. - Przedrzeźnianie kogoś takiego nie było dobrym pomysłem, ale nie mogłam się powstrzymać. Wciąż byłam zła. 

- Nazywam się Itake, miło mi cię gościć. 

- Mogłeś wysłać zaproszenie listem, a nie szaloną psychopatkę. 

- Nazwałaś moją córkę szaloną psychopatką? - Uniósł brew. 

Oho... Sophie ty głupia gąsko... Obraziłaś właśnie księżniczkę całego Tamtego Świata. Skuliłam się czekając na najgorsze jednak Itake.. Roześmiał się.

- Albo jesteś bardzo odważna, albo bardzo głupia. - Wydusił w końcu.  - Lucas nie ma z tobą chyba łatwego życia. 

- Znasz Lucasa? - Ożywiłam się nagle. 

- Oczywiście, mam nadzieję że przyjdzie tutaj po ciebie. - Król wzruszył ramionami. - Dopóki służył Asthonowi, był nie do ruszenia. Ten Strażnik był chyba najpotężniejszy ze wszystkich  dotąd mi znanych. Dzięki tobie w końcu mam sposobność pogadania ze starym znajomym. 

 - Lucas nie jest tak głupi żeby tutaj po mnie przyjść. 

- Nie? Wiąże was traktat. Nawet jeśli nie chce musi przybiec ci na ratunek.

Zmroziło mnie... Nie zdawałam sobie sprawy... Przecież Lucas mówił, że nie będzie mógł mi pomóc jeśli znajdę się po drugiej stronie. Jego pojawienie się tutaj będzie znaczyć śmierć. 

- Och... Zbladłaś. - Itake zacmokał. - To może mu pomożesz? Stań ze mną do walki, jeśli zranisz mnie choć odrobinkę pokażesz mi że Lucas nie obraził całej wilczej populacji aby ci służyć. 

- Mam... Mam walczyć? Ja... Ja nie potrafię...

Itake przestał się uśmiechać a na jego twarzy pojawił się cień rozprażenia. 

- Więc Lucas, nie dość że jest sługą to jeszcze sługą zwykłego człowieka? Bo Strażnikiem nazwać cię nie mogę. Nie sądziłem, że upadnie aż tak nisko. 

Opuściłam głowę. Miał rację. 







Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top