Rozdział 10.




Ćwiczyłam ile mogłam, ale dni mijały a kwiaty na jabłoni uparcie trzymały różową barwę. Momentami miałam już tego dość a nie mogłam się poddać. Lucas cały czas mnie obserwował uśmiechając się przy tym jak dureń. Był święcie przekonany, że sobie nie poradzę. Tak bardzo chciałam udowodnić, że się myli. Moim jedynym marzeniem stało się teraz zaimponowanie temu facetowi, choćbym miała zginąć. 

Oprócz tego całkiem przyjemnie mieszkało mi się w nowym domu, czułam się już jak u siebie. Żeby nie ciągać Lucasa po mieście, skoro tego nie lubi - ściągnęłam sobie na telefon Aplikacje Wattpad. Teraz całymi godzinami mogłam czytać przeróżne powieści. Szczególnie spodobała mi się jedna o tytule ,, Należysz do mnie''. Była o wilkołakach... Gdy ją czytałam uważnie przyglądałam się co jakiś czas Lucasowi. Gdyby zachowywał się jak główny bohater tej opowieści... Kiedy protagoniści brali ślub płakałam ze wzruszenia. Natknął się na to oczywiście mój sługa. Stanął nade mną i przeczytał kawałek. 

- Głupoty. - Prychnął. - Człowiek i wilk na ślubnym kobiercu? Autorce nie pomyliło się w głowie? 

- Przestań, to romantyczne. 

- Gdyby dokładnie opisała noc poślubną to bym zerknął. - Uśmiechnął się krzywo i puścił mi oczko. 

Skrzywiłam się, bo co miałam niby na to opowiedzieć? Faceci jak zawsze tylko o jednym. Z radością jednak stwierdziłam, że chłopak o wiele częściej był pogodny. Z przyjemnością oglądałam jak zabawiał Mimi różnymi opowieściami. Także lubiłam ich słuchać. Lucas miał swoje lata, dużo wiedział i dużo widział w swoim życiu. 

Dokładnie miesiąc po tym jak trafiłam do tego domostwa Lucas oznajmił, że idzie spotkać się z przyjacielem. 

- Tylko proszę, nie łaź nigdzie sama. - Spojrzał na mnie krzywo, gdy stał już w drzwiach. - Biorę jeden dzień wolnego, robię tak tylko dwa razy do roku. 

- Nie ruszę się stąd. - Obiecałam szybko. 

- Zatem do wieczora. - Uśmiechnął się i zamknął za sobą drzwi. 

Cały dom był teraz do mojej dyspozycji, bo Mimi również gdzieś wywiało. Zrobiłabym obiad, ale uraziłabym tym Lucasa. Mogłam oczywiście poleżeć i poczytać ale poczucie obowiązku wygrało i poszłam grzecznie ćwiczyć te swoje Strażnicze moce. Czy jakoś tak. Usiadłam przed drzewem i zamknęłam oczy. Wsłuchiwałam się w spokojny szum drzew, chciałam się wyciszyć. 

- Nazywasz się Sophie? - Usłyszałam cichutki głos.

Zerwałam się na równe nogi i spojrzałam za siebie. Oparta o płot stała piękna dziewczyna, miała duże szare oczy, prosty nos i wydatne usta o różanym odcieniu. Jej karnacja przypominała trochę porcelanę, była bardzo blada jednak na jej twarzy nie znajdowała się żadna krostka czy pieprzyk. Największą uwagę przykuwały jednak jej włosy. Wspaniałe, gęste i bardzo długie białe pukle spływały kaskadą po jej piersiach. Dziewczyna była ubrana w zwiewną sukieneczkę w kolorze dojrzałej wiśni. 

- K.. Kim jesteś? - Spytałam trochę wystraszona. 

- Nie znasz mnie... Pochodzę z Tamtego Świata. Nazywam się Angelika i jestem córką króla i przybyłam do ciebie w bardzo poważnej i pilnej sprawie. 

Angelika wyglądała na naprawdę zdenerwowaną, widziałam jak mocno zaciska palce na sztachetach od płotu. Podeszłam trochę bliżej. 

- Co się stało? 

- Lucas, twój sługa został wepchnięty do Tamtego Świata. Wysłannicy mojego ojca już go złapali i zabrali do naszego domu. Lucas jest w ogromnym niebezpieczeństwie Sophie! 

Nie... To nie mogło się dziać. Oczami wyobraźni widziałam Lucasa przykutego łańcuchami do jakiejś maszyny tortur. Sam powiedział, że jeśli wróci czeka go śmierć. Coś mi jednak nie pasowało w tym wszystkim. 

- Dlaczego chcesz mi pomóc? 

- Nie uważam aby zachowanie mojego ojca było słuszne. - Odparła z pasją. - Znam wejście, o którym nie wie nawet tata. Mogę cię tam wprowadzić i razem uwolnimy Lucasa zanim zrobią mu coś strasznego. 

Poczułam się nagle strasznie dziwnie, cały świat zawirował. Oparłam się o jabłoń a przez moje ciało przeszedł dreszcz. 

- Dobrze Angeliko. Prowadź! 





Lucas. 


Jake mój znajomy wychodził do mnie specjalnie z Tamtego Świata tylko dwa razy do roku. Gdyby ktokolwiek stamtąd dowiedział się, że się ze mną kontaktuje zostałby stracony. Dawno temu byliśmy prawdziwymi kompanami, lubiłem więc z nim rozmawiać. Chociaż był demonem o ludzkich proporcjach nie posiadał za grosz agresji, nie musiałem się obawiać że kogoś zaatakuje. 

- Gadają, żeś teraz sługą normalnego człowieka. Prawda to? - Spytał Jake, gdy siedzieliśmy razem na czubku jednego z wyższych drzew w lesie. 

- Niestety. - Mruknąłem. - Ale mała ma potencjał, widać to gołym okiem. Coraz bardziej wierzę, że coś z niej będzie. 

- Zaiste dziwaczne, jednak rad jestem iż szczęśliwy jesteś bracie. 

- Szczęściem bym tego nie nazwał. - Burknąłem. 

Potem na szczęście rozmowa zeszła na inne tematy, Jake obiecał wpaść za góra miesiąc. Potem znów musieliśmy czekać rok na kolejne spotkanie. Do domu wracałem odprężony i spokojny. To dziwne, ale nie mogłem się doczekać aby posłuchać paplania Sophie. Dzięki niej dom w końcu odżył. Kiedy zbliżyłem się do domostwa od razu w oczy wpadła mi jabłoń. Miała niebieskie kwiaty. No proszę... Aż stanąłem z wrażenia. Naprawdę jej się udało! Zachciało mi się śmiać, ale to chyba z radości. Zamierzałem wejść do środka i serdecznie pogratulować Sophie ale...Nie było jej w środku. Zajrzałem do każdego pokoju, obszedłem dom . Zniknęła. Zostawiła nas? Znów przypomniał mi się Ashton i to potworne uczucie pustki, gdy odszedł. Nie, Sophie by tego nie zrobiła... Nie mogła. 

- Mimi! - Wrzasnąłem. 

Dziewczynka od razu pojawiła się obok, musiała stawić się wezwanie każdego domownika. 

-Lucas? 

- Gdzie jest Sophie?! 

- Nie mam pojęcia, wpadłam na chwilę do Tamtego Świata odwiedzić siostrę...

- Więc odeszła...

Usiadłem na ławeczce i ukryłem twarz w dłoniach. Jak mogła? 

- Hej! Lucas! - Usłyszałem wołanie Mike'a. 

Niechętnie spojrzałem na drogę, chłopak biegł w naszą stronę z bukietem kwiatów. 

- Wpadłem do Sophie. - Uśmiechnął się głupkowato. 

- To masz problem, uciekła. Jak ostatni tchórz. - Warknąłem z goryczą w głosie. 

- Naprawdę? To dziwne..Nie wyglądała na taką...

- Może i nie wyglądała ale stało się! - Wrzasnąłem. 

Mimi pociągnęła mnie za koszulkę i wskazała na las. Spomiędzy drzew wyszedł Jake. 

- Co ty tu jeszcze robisz?  - Spytałem niezbyt grzecznie. 

- Widziałem ja Angelika niesie nieprzytomną dziewczynę do pałacu króla. To... To chyba był człowiek. 

- Sophie... - Wyszeptałem. 

- Mój Boże, Lukas co my teraz zrobimy?! - Jęknął żałośnie Mike. 

- Jeszcze pytasz? Idę po nią. 

- Nie możesz! - Mimi aż zbladła. - Jeśli cię złapią, zginiesz! 

- Muszę ratować moją panią.  - Odparłem i pewnym krokiem ruszyłem w kierunku bramy. 


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top