Rozdział 1

Była noc, ciemna i głucha. Niebo pełne gwiazd dziś czarne jak kawa, posypana tak, że nie widać nic pod nią. Nawet piękny księżyc w pełni nie dawał o sobie znać. Las wyjątkowo straszny i cichy. Jakby całe życie z niego uciekło. Nawet liście bały się poruszyć. Mroczne stworzenie wyszło na łowy. Brązowo-czarny wilk żądny ludzkiej krwi, szuka ofiary. Niecierpliwi się, ponieważ noc powoli biegnie ku końcu. Zaczyna działać nerwowo, a w tej sytuacji jest to błąd. Podczas polowania trzeba być cierpliwym i ostrożnym. Każdy krok powinien być przemyślany. Sama jego obecność steruje ofiarę. Mimo iż go nie widzi to, wie, że coś nie gra. Przemierzała nocą tę ulicę wiele razy. I nigdy nie miała tego odczucia. Przeklina w myślach, iż nie została dłużej w klubie. Przecież dobrze się bawiła. Spotkała się tam połowa firmy, mieli własną lożę. A dziś wszyscy chcieli świętować. W końcu podpisali dziś umowę o założeniu nowej siedziby za granicami kraju. Ale nie, zawsze musiała wiedzieć lepiej i postanowiła wrócić do domu. Oczywiście mogła zamówić taksówkę, lecz spacer przecież dobrze jej zrobi. Przecież to tylko pół godziny drogi. A teraz idzie sama, drogą przy lesie. Włosy na ciele stoją dęba, a oddech jest nierówny i drżący. To tylko twoja wyobraźnia, za dużo wypiłaś i ci odbija. Cały czas powtarzała sobie. Lecz jeszcze nie zdaje sobie sprawę, że to złuda. Stukot obcasów sprowadził do niej zabójcę. Dla niego to jak świetlisty znak z napisem „Tu masz ofiarę! Smacznego!". Zadowolony z siebie leży pomiędzy drzewami i czeka. Już snuje plany gdzie się najpierw wgryzie, by jej nie uśmiercić. Przecież jaka to satysfakcja, nie słysząc krzyków i jęków zdobyczy. Pozwoli jej się czołgać, by następnie uszkodzić ścięgna i mięśnie. Już czuje smak jej krwi, przez co się aż się oblizuje. Wybiega tuż przed nią. Brunetka o średniej budowie ciała zatrzymuje się ze strachem w oczach. Wilk pewny, iż sparaliżował ją jego widok, podchodzi powoli, szczerząc groźnie kły.
Na języku czuje smak strachu kobiety. Jednak nie spodziewa się jednego, że zacznie uciekać. Pędem ruszyła w las, gubiąc buty utkwione w ziemi. Zabójca goni za swą ofiarą. W mgnieniu oka przez co upada. Nie lubi, gdy ktoś psuje mu plany. Przez swoją nieuwagę dostaje stopą w nos. Słychać chrzęst łamanych kości. Zatacza się, kichając krwią. Kobieta wykorzystuje moment i prędko stara się wejść na drzewo. Kilka razy ześlizguje się, lecz desperacja i chęć życia pozwala jej usadowić się poza zasięgiem drapieżnika. Po minięciu szoku i bólu zaczyna krążyć i skakać do ofiary. Na niebie zaczyna wyłaniać się słońce. Czas mordercy kończy się. Zrezygnowany i pewny śmierci kobiety odchodzi. Nawet gdyby przeżyła ugryzienie, to jad wprowadzony w krew, zabije ją. Od wielu lat nikt nie przeżył przemiany. Ludzie są teraz tak słabi, że ich organizm wykańcza trucizna. J tak większość, która przeżyła pierwszą przemianę to pierwotna, wykańcza większą część. A to było kupę lat temu. Wszyscy byli wtedy silniejsi. Po czasie osłabiona od ubytku krwi dziewczyna schodzi. Chwiejnym krokiem zmierza ku drodze. Gdy toczy się po jezdni, zatrzymuje ją policja. W głowie chodzi jej jedna myśl „Kurwa! Serio?! A gdzie byliście, gdy zostałam zaatakowana ?!". Lecz żadne słowa nie płyną z jej ust. Nie ma sił. Policjant, widząc jej stan, od razu zabiera ją do radiowozu i na sygnałach do szpitala. Kobieta podczas szybkiej jazdy traci przytomność, a kolor skóry można porównać do trupa. Oddech ciężki i urwany nie świadczy niczego dobrego. Śmierć coraz bardziej się o nią upomina. Lucyfer szczerzy się na wiadomość o nowym słudze. Jednak najpierw czeka ją sąd ostateczny. Lecz każdy, kto ją zna, wie, że do nieba nie pójdzie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top