Rozdział 47
Sophie
Ten głos... Słyszałam go tylko przez chwile i to dość dawno temu to i tak nie mogłam go zapomnieć. Jednak to aby tu tak po prostu przyszedł wydawało się być czymś wręcz nierealnym. Bardzo powoli odwróciłam się, by ujrzeć uśmiechniętą twarz Ashtona. Był ubrany w biały, długi płaszcz, czarne spodnie i nie miał na głowie tego dziwnego kapelusza więc jego blond czupryna tańczyła na wietrze.
- Co ty tu robisz?- Wybąkałam.
- Cóż, obserwowałem cię Strażniczko i teraz wiem iż nie pomyliłem się tego dnia, kiedy cię wybrałem. Twoja aura przywołała mnie do parku, była niesamowicie silna i niespotykana. Wiedziałem, że doskonale mnie zastąpisz droga Sophio. Dodatkowo udało ci się dokonać niemożliwego, czegoś czego nawet ja nie umiałem. Wyleczyć Lucasa do końca. Nie wiecie nawet jak się cieszę waszą miłością. Teraz jednak muszę wkroczyć, nie bójcie się pośpieszyłem resztę strażników i ...
Urwał w pół zdania bo doleciał do niego Lucas i uderzył go z pieści w twarz. Zakryłam usta ręką aby nie krzyknąć, Ashton zachwiał się na nogach i złapał się za krwawiący nos.
- Uważałem się za przyjaciela, a ty po prostu wyszedłeś na zakupy i nie wróciłeś. Zostawiłeś mnie jak psa!
- Obaj doskonale wiemy, że nie dałbyś mi odejść a tym bardziej nie zgodził się na przekazanie stanowiska Sophie.
- Jasne, lepiej postawić mnie przed faktem dokonanym!
- Dajże spokój wyszło ci to na lepsze...
- Tęskniłem, martwiłem się i ciągle o tobie myślałem.
- Przepraszam.
- A teraz przyszedłeś tu zginąć dla nas?
- Zginąć? Nie mój drogi.
To mówiąc Ashton podszedł do bestii pewnym krokiem i wyciągnął dłoń. Wilk skamieniał stanął w bezruchu gapiąc się na swojego małego przeciwnika, po chwili zaczął otwierać paszczę lecz nie zdążył nic zrobić. Ashton zacisnął pięść a wilk zgasł nagle i zmienił się w popiół. Niesamowite!
- Nie martw się Sophie, niedługo będziesz umiała o wiele więcej niż poskramiać demony, ja akurat w tym się specjalizuje. - Uśmiechnął się do mnie szeroko.
Itake upadł na ziemię i zaczął łapać potężne hausty powietrza. Biedaczek nieźle się zmachał odwracając uwagę demona.
- Więc inni strażnicy już tu podążają? - Upewnił się Mike.
- Tak, tak. Powinni tu być za niedługo. Tak mi się zdaje. Jednak nawet z ich pomocą będzie tam bardzo trudno. Eliza jak na razie się bawi.
- Bawi? - Spytał Lucas patrząc na Iwabe i Guren.
Dopiero teraz zauważyłam jak licho jest z nimi. Iwabe był już zmęczony, ledwo stał na nogach a Guren wciąż próbowała trafić przeciwniczkę, Eliza za to robiła tylko uniki. Niewiele myśląc sama stworzyłam kulę i wykorzystałam fakt iż Eliza nie patrzy na mnie i cisnęłam w nią z całej siły. O dziwo, trafiłam ją prosto w łeb. Elizę odrzuciło i upadła na ziemię. Wszyscy zamarli, tylko ja w myślach tańczyłam właśnie taniec szczęścia.
Eliza podniosła się powoli i stojąc do nas plecami otrzepała ubranie z piasku i ziemi. Zaśmiała się cicho i pokręciła głową a jej włosy zafalowały.
- Jesteś martwa dziewuszko.
Odparła, odwróciła się do nas z uśmiechem i.. Zapłonęła, dosłownie. Jej włosy stały się pochodnią, skóra rozbłysła na pomarańczowo nawet ubrania paliły się na niej. Mimowolnie stanęłam za Lucasem.
- Hmm... To i tak by się stało. Oto prawdziwa postać Eliza, jednej z pierwszych. - Mruknął Ashton.
- Co my niby mamy zrobić? - Jęknął Mike.
- Sophio, chyba mam dla ciebie zadanie specjalne. Nie wiem czy ci się spodoba...
- Mów Ashtonie.
- Tak więc, przeteleportuje cię do miejsca, gdzie obecnie zamieszkuje rodzeństwo Elizy. Będziesz musiała ich nakłonić do pomocy inaczej nawet, gdy wszyscy strażnicy przybędą nie wróże nam wygranej.
- Nie posłuchają mnie...
- Jesteś jedyną osobą, której może się to udać.
- Mogę iść z nią? - Przerwał mu Lucas.
- Obawiam się tego trochę, masz cięty i szybki język...
- Nie odezwę się nawet słowem jeśli nie będzie trzeba.
- Więc zapytaj swoją panią. - Ashton wskazał na mnie.
Szybko kiwnęłam głową, bez Lucasa bardzo bym się bała. Złapałam go za rękę, uśmiechnął się delikatnie i cmoknął mnie w czoło.
-Więc gdzie nas wysyłasz?
- Prosto do nieba.
- Do... Nieba?
- Lucas ci wszystko wyjaśni teraz nie ma na to czasu. Znajdź Pierwszych i przekonaj ich aby zabrali stąd swoją siostrę. - Mówiąc to podniósł ręce a wokół nas wszystko zawirowało.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top