Rozdział 36



Mike 


Oszalała. Kobieta, którą kochałem ja i mój przyjaciel. Piękna, słodka i radosna jak pierwsze ciepłe dni wiosny. Trochę nieporadna i zagubiona w tym co robi...Oszalała. Chociaż musiałem przyznać jedno. Wyglądała teraz wręcz... Niebezpiecznie? Oczy napełnione determinacją, wyprostowane plecy a w dłoni kolejna kula energii. Sophie w pełni gotowości do walki do seksowny widok. Uśmiechnąłem się półgębkiem i skupiłem wzrok na przeciwnikach. Aarona trzeba było się obawiać, jeśli chodzi o moją siostrę nie aż tak bardzo. Jej mężulek naprawdę musiał mieć w sobie coś dziwnego aby mieszkać w takim miejscu. 

- Co będziemy robić? - Spytała nagle Nibiru. 

- Walczyć. - Odparłem spokojnym głosem. 

- Hmm? Dlaczemciu? - Posłała mi ogromnie zdziwione spojrzenie. 

- Bo oni chcą nas zabić. 

- A to, nieładnie. 

Sophie zrobiła krok naprzód, zamarłem w pełni skupiając uwagę na jej drobnej postaci. Co zamierzała zrobić? Autentycznie się o nią bałem. Nie mogłam w pełni oddać się walce, musiałem chronić ją przed każdym atakiem. Jej nie mogła stać się krzywda. 

- Dobrze więc, nie dajecie mi wyboru. Itake będzie musiał mi wybaczyć. - Aaron uśmiechnął się złowrogo mrużąc oczy. 

Gdy tylko skończył mówić uniósł dłoń nagle tuż obok mnie z nieba spadł pocisk. Zakryłem twarz ramieniem z przerażeniem wgapiając się w wypaloną ziemię. Coś na kształt meteorytu? W mordę. Sophie jednak się tym nie przejęła. Okręciła się i z dwóch rąk wystrzeliła w stronę Aarona swoje pociski. Facet wszystkie zgrabnie ominął ponownie ciepiąc w nas tym gównem. Odskoczyliśmy jak na komendę, w tym samym momencie rzuciła się na mnie Mikayla. Zakląłem przyjmując na twarz jej niedużą piąstkę. Złapałem siostrę za włosy i uderzyłem jej głową o ścianę. Dziewczyna zaklęła wściekle i drapnęła mnie w oko. Cholerna debilka! Stałem przez to plecami do Sophie, wiedziałem że jeśli zerknę przez ramie to Mikayla dobierze mi się do gardła zębiskami. Dochodziły do mnie odgłosy walki między moją panią a Aaronem, a ja umierałem ze strachu. Mikayla uśmiechnęła się drapieżnie, tak bardzo jej teraz nienawidziłem. 

- Teraz zapłacisz za śmierć naszego ojca, zapłacisz za zostawienie rodziny. - Syczała idąc w moim kierunku.

- Każdy ma swoje życie. -  Warknąłem.  

- Śmieć! - Wrzasnęła. 

 Nagle zza pleców siostry wyskoczyła Nibiru i kopnęła ją zamaszyście prosto w środek twarzy krzycząc - POMARAŃCZA!

Mikayla wbiła się w ziemię, podniosła się po chwili ociężale i wypluła trochę piasku z ust. Uśmiechnąłem się, całkiem miły dla oka widok. Nibiru się do czegoś przydała. 




Sophie


Męczyłam się a to źle. Nie miałam w sobie zbyt wiele mocy, moja aura powoli wygasała a Aaron stał niewzruszony. Jedyne co robił do tej pory do uniki, i niestety dobrze mu wychodziły. Po moim czole spłynęła kropla potu. Co mogłam zrobić? Rzucanie w niego tymi kulami nie miało najmniejszego sensu. Lucas pisnął cicho i trącił mnie noskiem w nogę. Chciał mi coś powiedzieć? Cholerna Martha, gdyby nie ona...

Ałć....

Dostałam cios prosto w brzuch, poleciałam w tył i boleśnie upadłam na plecy. Podniosłam się na łokciach, bluza na mnie była przypalona i dymiła lekko. Aaron wyszczerzył zęby i mrugnął do mnie figlarnie. Doskonale się bawił. Wystawił rękę i a w moją stronę poleciała srebrna strzała stworzona z energii, szybko wyciągnęłam dłoń i zasłoniłam się tarczą. Nie tym razem. Podniosłam się szybko nie zważając na ból, potem się wyleczę. Podbiegłam kawałek i złączyłam dłonie. Aarona oplotły łańcuchy z run, nie czekając aż się wyswobodzi podniosłam rękę a tuż za nią pojawiło się pięć potężnych kul. Zgięłam palec i wszystkie poleciały w stronę przeciwnika. Ucieszyłam się , gdy każda z nich trafiła w cel. Korzystając z okazji zaczęłam się leczyć. 

- Koniec zabawy.- Mruknął Aaron a jego oczy zaświecały jasno.

Nagle z jego ramion wyrosły wielkie czarne, krucze skrzydła. Cofnęłam się instynktownie. 

- Nikomu nie udało się mnie zranić, aż do dzisiaj. 

- Jak widać nie jesteś taki dobry. - Szczęknął Mike gdzież zza nas. 

- Nie? To ja rządzę tym miejscem, jestem pierdolonym władcą tego wąwozu. To ja zabiłem osobiście każdą osobę, która się tu zapuściła. Te maszkary są ich duszami, moimi zabawkami, psami....- Aaron wybuchł. 

- Najdroższy? - Nagle obok nas pojawiła się Mikayla. - Ty... Ty zabiłeś każda osobę? - Głos dziewczyny załamał się przy ostatnim zdaniu. 

- Moja gwiazdo...

- Szukałeś ze mną ojca, wiedząc że zabiłeś go wcześniej? Jest tu? Wśród tych dusz? Mój tatuś? - Pytała cichutkim głosem. 

- Pożałowałem tego, gdy tylko cię ujrzałem miłości. 

Mikayla zakryła twarz dłonią, jej ramiona zadrżały. Aaron olewając mnie zupełnie podszedł do swojej kobiety i objął ją. W tym samym monecie Mikayla złapała go za włosy, odchyliła głowę i wgryzła mu się w szyje. Krew trysnęła nawet na mnie a stałam kawałek od nich. Aaron odskoczył trzymając się za rozszarpaną ranę , tracił bardzo dużo krwi. 

-  Trafiła w tętnice. - Szepnął Mike. 

To był co prawda idealny moment, ale nie mogłam się zebrać w sobie aby zaatakować tak rannego przeciwnika. Z resztą Aaron wyglądał jakby chciało mu się płakać, cała jego potęga i chwała zniknęły. Upadł na kolana wciąż wpatrując się w ukochaną. 

- Tak bardzo mi przykro... Gdybym wtedy wiedział...

- Zamknij się, nie chce tego słuchać! 

- Wybacz mi...

- Śnisz, alboś głupi. - Warknęła. - Nienawidzę cię wszystkim co we mnie żyje. 

Aaron zamknął oczy i zaśmiał się cicho. Z przerażeniem wpatrywaliśmy się w całą sytuację. Mogliśmy uciec, ale aż nie mogłam się ruszyć. 

- Zabij mnie więc. - Szepnął. - Bo nie chcę żyć w świecie, w którym będziesz na mnie zła.... W którym nie będziesz moja. 

- Twoje życzenie, najdroższy. 

Mikayla pstryknęła a w jej dłoniach pojawił się czarny, ogromny topór. Bez chwila wahania wzięła zamach i odcięła głowę Aarona.....

On... On nie próbował się nawet bronić, cały czas się uśmiechał. Mikayla odrzuciła topór i stała oddychając ciężko w zupełym bezruchu. Wpatrywała się tępo w głowę leżącą u jej stóp. Odsunęła się nagle o kilka kroków i opadła na kolana wrzeszcząc jakby płonęła żywcem. Zaczęła wyrywać sobie włosy z głowy garściami. 

-  Aaron... Ja... Och mój Boże! - Krzyknęła i uderzyła głową o ziemię roztrzaskując sobie nos i raniąc czoło. Potem jeszcze raz, i jeszcze. 

- Przestań! - Pisnęłam płaczliwie. 


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top