Rozdział 3



Lucas.

Nie pamiętam kiedy ostatnio spałem poza tym domem. Może podczas jakiejś wyprawy z moim Panem. Często wychodził, a kilka razy zabrał mnie ze sobą. Podziwiałem z jakim spokojem przegania wszystkie napotkane stworzenia i zagania je do uchylonej bramy by zaraz potem zamknąć ją jedynie pstryknięciem palca. Kiedy mnie ,, zatrudniał '' przekonywał, że potrzebuje nie tyle sługi co ochroniarza jednak szybko zorientowałem się jakie były jego prawdziwe intencje. Wiedział, iż tak silny wilk jak ja nie będzie zadowolony z miana zwykłego sługi a koniecznie chciał mi pomóc. Stary dobry Aston, tyle mu zawdzięczam.

Do tej pory nie mogę uwierzyć, że mnie zostawił. Przez całe dziesięć lat żyłem w przekonaniu.. Ja... Byłem pewny... Miałem go za martwego, a tutaj nagle przychodzi jakaś chuda panienka i oznajmia, że mój Pan dał jej klucze do domu. Ashton był w okolicy a mimo to nie wrócił. Sam fakt, iż miał mnie głęboko w poważaniu sprawiał niemal fizyczny ból. Wolałbym zdechnąć niż po tym wszystkim służyć komuś takiemu jak ona. Jak miała na imię? Sophia? Nieistotne, nigdy więcej nie zobaczę jej roztrzęsionej twarzyczki. Żałosne, tyle mogłem powiedzieć. W żadnym wypadku nie nadawała się na Strażnika. Niestety straciłem dach nad głową, przecież Mimi nie pozwoli jej opuścić domu.

Spojrzałem w rozgwieżdżone niebo, to zawsze mnie trochę uspokajało. Jednak nie tym razem. Siedziałem na gałęzi wysokiego dębu, mogłem obserwować dom. Nie wiedziałem tylko po co... W sumie nie miałem nawet pomysłu co ze sobą zrobić. Wrócić do Tamtego Świata nie mogłem... Nie po tym wszystkim. Zostałbym pojmany i zabity za te wszystkie zbrodnie. Ludzki świat również nie wróżył mi szczęśliwego życia. Nienawidziłem ludzi z całego serca, nie mogłem więc zacząć żyć między nimi.

- Ludzie są słabi i głupi - Wyszeptałem do księżyca.

W odpowiedzi wiatr szarpnął moimi włosami, jakby natura się ze mną zgodziła.



Sophie.

Kiedy się obudziłam przez chwilę nie wiedziałam gdzie w ogóle jestem i dlaczego powitały mnie żółte a nie niebieskie ściany. Ach tak... Jestem Strażniczką. Przeciągnęłam się i usiadłam. Zastanawiałam się co dalej? Nie nadawałam się do życia na ulicy, bałam się własnego cienia a czekało tam wiele niebezpieczeństw. Mogłabym w sumie zostać tutaj aż nie znajdę jakiejkolwiek pracy i nie wynajmę sobie czegoś. Brzmiało jak plan. Wstałam i podeszłam do okna. Ku mojemu zdziwieniu zauważyłam, że na drzewach przed domem zakwitły różowe i białe kwiaty. Przecież był środek lata, dałabym sobie uciąć głowę że wczoraj na tych wiśniach i jabłonkach były liście!

Aż podskoczyłam, gdy usłyszałam pukanie do drzwi. Przyłożyłam dłoń do dudniącego serca i otworzyłam je. Ujrzałam Mimi z wielkim uśmiechem na twarzy.

- Przepraszam, że panią budzę ale usłyszałam panią gdy schodziła z łóżka. Śniadanie jest już gotowe. Zadowolą panią naleśniki? Zwykle to Lucas nam gotował...

- Zjem wszystko -Wyznałam zgodnie z prawdą, byłam piekielnie głodna.

Gdy skończyłyśmy jeść usiadłyśmy w ogródku na miękkiej zielonej trawie. Okolica domu była doprawdy imponująca. Morze kwiatów krzewów. Moją uwagę w szczególności przykula wiekowa jabłoń stojąca przy samym płocie.

- Mimi? Powiesz mi dokładnie czego ode mnie oczekujesz?

- Chciałabym panią prosić o zamknięcie bramy. Pan Ashton robił to raz na jakiś czas, gdy ta otwierała się bez powodu.

- Obawiam się, że naprawdę nie umiem tego zrobić.

- Może spróbuje pani się nauczyć? Każdy Strażnik kiedyś zaczynał - Zauważyła przytomnie.

- Mogę ją zobaczyć? Tę bramę?

- Obawiam się, że to niebezpieczne. W każdym momencie może przez nie coś przejść. Na Tamtym Świecie żyją różne dziwne stworzenia. Dawno, bardzo dawno temu pierwsi strażnicy stworzyli go by wypędzić stąd wszystkie złe stwory. Wilkołaki, wampiry, demony czy złe duchy. Wszyscy żyją tam w świecie trochę podobnym do tego. Nie wszystkie co prawda są złe, ale nie warto ryzykować. Odkąd wrota są uchylone co jakiś czas coś się przedostaje. Lucas robi co może, ale jako zwykły sługa bardzo naraża życie walcząc z nimi. Pan Ashton wcześniej się nimi zajmował, ale to dla niego bułka z masłem. Starczały talizmany i małe uroki.

- Nie potrafię robić żadnej z tych rzeczy, naprawdę jestem zwykłym człowiekiem...

Mimi pokiwała głową a na jej twarzy pojawił się cień zwątpienia. Zawiodłam tę małą dziewuszkę i chociaż to głupie poczułam się z tym bardzo źle.

- Hmm... Więc jak mogę się tego nauczyć?

- Och... Nie mam pojęcia, nigdy nie widziałam pana Astona podczas rytuałów. Lucas czasami mu towarzyszył, wiedziałby co ma pani robić.

- W takim razie nie pozostaje nam nic innego jak znalezienie Lucasa - Wzruszyłam ramionami. Miałam dziwne przeczucie, że nie odszedł daleko.

- Najprawdopodobniej zaszył się w lesie pani Sophie.

- Co powiesz na mały spacer? - Uśmiechnęłam się do Mimi i podniosłam się.



Lucas.

Żałosne i śmieszne. Ludzka miernota i Mimi krążyły po lesie. Chyba mnie szukały. Śmiechu warte, powinny zdawać sobie sprawę, że jeśli nie będę chciał by mnie znalazły to nie uda im się to. Wyczułem je już z daleka i przeskakiwałem z gałęzi na gałąź by prawie w rozbawieniu oglądać ich starania. Po jakimś czasie zrobiły sobie przerwę i rozsiadły się na brzegu rzeki. Obserwowałem je, chociaż już dawno powinienem to olać i udać się w swoją stronę. Chyba byłem po prostu ciekawy kiedy ta mała odpuści i wróci do domu. Ludzie nie są wytrwali.

Drzemałem oparty o gruby konar, gdy w moje nozdrza uderzył nieprzyjemny, ostry zapach. Otworzyłem oczy i spojrzałem w kierunku bramy. Znałem właściciela owego odoru, w dawnych czasach nie raz się spotkaliśmy. Victor, wampir półkrwi, idiota i morderca wielu ludzi. Zerknąłem w dół, Sophie i Mimi cały czas moczyły nogi w rzecze. Uśmiechnąłem się półgębkiem, bo wiedziałem jak ciekawe szykuje się przedstawienie. Victor zbliżał się powoli w naszą stronę, wyczuł moją obecność ale mimo to nie zwolnił. Ciekawe, przestał się mnie obawiać? Możliwe, w końcu każdy wiedział, że stałem się sługą. Zeskoczyłem nieco niżej, gdy pojawił się na polanie. Spojrzał najpierw na mnie, potem na ludzkie dziewczę. Oblizał wargi i ruszył pewnie naprzód. Wyglądał tak samo jak w dniu naszego ostatniego spotkania. Ciemne włosy związane w kucyk i przełożone przez ramię, czarne oczy wokół których pojawiło się teraz kilka sinych żył i to jego staromodne ubranie. Wyglądał trochę jak jakiś pirat.

- Witam nową Strażniczkę - Pokłonił się nisko, gdy Sophie drgnęła i spojrzała w jego stronę.

Mimi od razu wiedziała co się święci, zerwała się na równe nogi ciągnąc za sobą dziewczynę. Sophie nie spuszczając wzroku z przybyłego założyła buty.

- Kim jesteś? - Spytała po chwili.

- O! Jesteś Strażniczką i nie wiesz z kim masz do czynienia? Interesujące. - Victor zrobił kilka kroków w przód - Jestem wampirem, ponoć w ludzkim świecie dobrze znaną postacią. Oglądałem Zmierzch, więc wiem.

- W..Wampirem? Och... To... Super! - Sophie cofnęła się. Ha! W końcu załapała, że zaraz umrze?

- Owszem kochanie, i bardzo nie podoba mi się iż Północna Brama ma kogoś na zastępczo Astona. Do tej pory mogłem sobie co jakiś wychodzić ,, na miasto ''. Niestety będę zmuszony cię zabić, abyś nie zamknęła mi tych drzwi do lepszego świata.

Mimi rozejrzała się w popłochu jakby spodziewała się że jestem gdzieś w pobliżu. Mała spryciula. Kiedy nasze oczy się spotkały poczułem dreszcze, była zrozpaczona.

- Nie opuszczam pani - Uprzedziła Sophie zanim wskoczyła na moje drzewo.

Dziewczyna podążyła wzorkiem za nią, gdy mnie zobaczyła otworzyła szeroko oczy. Tak, cały czas tu byłem głupi człowieku.

- Lucasie, proszę! Nie możesz pozwolić jej umrzeć! - Mimi złapała mnie za skraj szaty.

- Nie? Niby czemu?

- Tylko ona może nam pomóc...

- Ta miernota nie umie pomóc sama sobie, oboje popatrzmy jak zostaje zjedzona i wszystko wraca do normy.

Victor słysząc moje słowa rozochocił się na dobre i doskoczył do Sophie, która od razu zaczęła wrzeszczeć jak opętana.

- Lucasie... Musisz jej pomóc!

- Nic nie muszę - Bąknąłem rozsiadając się wygodniej.

Sophie podjęła żałosną próbę wyswobodzenia się z uścisku wampira, rozbawiła go tym tylko. Złapał ją za brodę i przyłożył wargi do szyi. Więc standardowy.

- Uratuj ją, będzie cierpieć na naszych oczach - Zapłakała Mimi - Nigdy ci tego nie wybaczę.

- Nadal mam to gdzieś - Warknąłem.

- Ashton by cię potępił...

Hmm... Wiedziała gdzie uderzyć. Po tym wszystkim co zrobił dla mnie mój pan nie chciałem go zawieść. Westchnąłem teatralnie i zeskoczyłem na dół. Victor od razu uskoczył a Sophie upadła na ziemię. Mogłem ją złapać ale mi się nie chciało.

- Wracaj do siebie - Bąknąłem obojętnym głosem.

- Naprawdę myślisz, że to zrobię? Krew kogoś obdarzonego Znakiem jest najpyszniejsza na świecie. Za nic nie odpuszczę. - Przyszykował się do skoku.

Niewiele myśląc zasłoniłem dziewczynę stając pomiędzy nią a przeciwnikiem. W tym samym momencie na sekundę zabłysnęły na moich nadgarstkach złote kajdany. Nie... Gdy uświadomiłem sobie co właśnie się stało myślałem, że oszaleję. Stając w obronie Strażniczki automatycznie stałem się jej sługą. Wpatrywałem się w ręce chociaż kajdany już dawno zniknęły. Myślałem, że wściekłość rozerwie mnie od środka. Ja sługą pospolitego człowieka? Lucas.. Ty skończony głupcze! 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top