Rozdział 27





Sophie. 


Gdy w korytarzy zgasły światła momentalnie przytuliłam się do Mike'a  gotowa na krwiożerczą walkę. Chłopak warknął wściekle i szepnął do mnie:

- Wiedziałem, że to jest zasadzka. 

Nagle na nasze twarze błysnęło światło latarki. Spojrzeliśmy na zawstydzoną z jakiegoś powodu twarz Simona. 

- Wybaczcie chyba znów wywaliło korki, to się ostatnio często zdarza. Myślę, że to wina nowej lokówki mojej siostrzyczki. Tyle razy mówiłem, że to prądożerna bestia.  - Simon pokiwał głową i westchnąwszy ciężko otworzył mała skrzyneczkę tuż za nim i rozbłysło światło. 

Spojrzałam na Mike'a, także wydawał się być zdziwiony ale wzruszył tylko ramionami. Nasz gospodarz uśmiechnął się smutno i otworzył nam drzwi do jak się okazało gustownie urządzonego salonu. Na kanapie przy oknie siedziała chudziutka dziewczyna w dwóch niebieskich warkoczach przełożonych przez ramiona. Ku mojemu zdziwieniu w ręku trzymała dużego iPhone. Patrząc na cały wystrój domostwa oraz na strój Simona, tak nowoczesna rzecz w ręku Marthy wydawała się trochę dziwna. 

- Co oni tu robią? - Syknęła dziewczyna wstając i ukazując swój... Powiedzmy seksowny strój. 

- Przyszli po Lucasa siostrzyczko. 

- I tak po prostu ich wpuściłeś kretynie? 

- Ten tu - Simon wskazał na Mike'a- Ma -  Wyzwał mnie od chuji. 

- No i co z tego? - Marta była coraz bardziej zdenerwowana. 

- Nie mogę konkurować z takim argumentem. 

Martha otworzyła usta jakby chciała coś powiedzieć, ale szybko je zamknęła i przyłożyła palce do skroni. 

- Matka ostrzegała mnie, że nie wywalenie cię z tego domu nie wyjdzie dla mnie korzystnie. 

- Ale...

- Ojciec za to zaproponował, że może utopić cię w studni ale bałam się, że gdy pęknie mi rura zostanę bez wody na kilka dni bo w jedynym jej źródle wcześniej moczyłoby się twoje brudne dupsko. 

- Nie no, żarty sobie robisz nie? - Simon zaśmiał się niepewnie. - Nigdy w to nie uwierzę. 

- Simonie, wynoś się z tego pomieszczenia. Najlepiej wyjdź mi z ogóle z domu. 

- Przestań, wiem że to żarty. 

Zerknęłam na Mike'a. Wydawał się być niecierpliwy. Podszedł nagle bliżej Marthy i wyciągnął w  jej stronę palec. 

- Posłuchaj suko, nie mamy na to czasu. Mów gdzie jest Lucas! 

- Widzisz? - Krzyknął Simon machając na Mike'a z oskarżycielską miną. 

- Och, mocne słowa. Nie czujesz się dziwnie obrażając swoją byłą Panią? - Martha uśmiechnęła się szeroko. 

- Byłą panią?  - Spytałam cicho. 

Mike warknął i cofnął się o kilka kroków. Targały nim sprzeczne emocje. Patrzył na mnie, potem na Marthe a w jego oczach widziałam coraz większy niepokój. 

- To było dawno temu. - Rzucił w końcu.  - Sama wiesz czemu odszedłem. 

- Tak bardzo cie to zabolało? Naprawdę myślałeś, że się w tobie zakochałam? W zwykłym słudze? W kimś z tamtego świata? 

Martha zachichotała i zaczęła bawić się jednym z warkoczy jak niesforna dziewczynka. Mike wyprostował się jak struna ale wzrok wbił w ziemię. Podeszłam do niego i położyłam mu dłoń na ramieniu, próbowałam chociaż odrobinkę dodać mu otuchy. 

- Jak możesz? - Syknęłam do Strażniczki. 

- Och no tak. Przecież jesteś teraz jego nową Panią Sophie, Strażniczko Północy. - Ostatnie słowa wycedziła z pogardą. 

- Zgadza się.  Sophie jest moją nową Panią i nie pozwolę ci mówić do niej takim tonem. - Mike poderwał głowę, był wciekły. 

- Zamilcz psie. - Marhta machnęła ręką jakby chciała odpędzić natrętną muchę. - Wynoście się stąd. 

- Nie wyjdziemy stąd bez Lucasa popaprana wiedźmo. - Warknęłam. 

Martha przestała się uśmiechać, na jej twarzy zagościł grymas niezadowolenia. Uniosła dłoń i wystawiła w moją stronę dwa palce. Wiedziałam co zamierza zrobić i chociaż nie umiałam jeszcze zbyt wiele skupiłam się na swojej aurze. W momencie, gdy z dłoni Marty  wyleciała biała smuga światła szybko odbiłam ją ręką a pocisk uderzył w ścianę. 

Strażniczka Zachodu wydawała się być ogromnie zdziwiona, wykorzystałam ten fakt i doskoczyłam do niej. Złapałam ją za warkocz, chciałam ją chwilę przytrzymać by móc unieruchomić ją kolejnym zaklęciem gdy nagle jej włosy zostały mi w dłoni a ich właścicielka odskoczyła na drugi koniec pokoju. 

- Peruka? - Spytałam cicho. 

- Ty sztamo! Nie zdążyłam zrobić zdjęcia na insta! Teraz, kiedy ją tak poczochrałaś jest do niczego! 

- Tak mi się wydawało, że coś jest nie tak. - Mruknął Mike. 

Martha wygładziła ciemne pukle, sięgające piersi i wyprostowała się dumnie. 

- Zapłacisz za to mała ladacznico. Nawet wiem w jaki sposób. Lucasie! Przybądź! -  Pstryknęła palcami. 

Do pokoju wszedł mój Lucas, wyglądał na zarówno wkurzonego i wystraszonego moją obecnością. Stanął za Marthą i skinął jej głową. 

- Wzywałaś mnie, Pani? 

- Owszem mój wierny sługo. Zanim wydam ci mój rozkaz przypomnę tylko Sophie, że zawarłeś ze mną dobrowolny pakt i teraz musisz wykonywać każde moje rządzenia. Chyba wie o co chodzi. 

Doskonale wiedziałam. Wciąż miałam w pamięci te kilka razy gdy Lucas po prostu musiał wykonywać każdy rozkaz nawet jeśli z całych sił próbował mi się przeciwstawić. Wspominał nawet coś o bólu, gdy się opierał. Lucas otworzył szerzej oczy i spojrzał na mnie blady ze strachu. 

- Tak więc drogi Lucasie. - Strażniczka pogładziła chłopaka po policzku. - Rozkazuję ci zabić Sophie. 

Mike szybko doskoczył i zasłonił mnie swoim ramieniem. Ja za to stałam jak wryta w podłogę. Miałam walczyć z Lucasem? Po pierwsze nie mogłabym, kochałam go i nie odważyłabym się nawet spróbować go skrzywdzić. Po drugie nie oszukujmy się, w walce był ogromnie ciężkim przeciwnikiem nie raz mogłam się o tym przekonać. 

- Odsuń się, on naprawdę się na nas rzuci. - Szepnął Mike. 

Posłusznie odsunęłam się w róg pokoju i ukucnęłam. Martha zaśmiała się perliście i podeszła do drzwi. 

- Chętnie bym na to popatrzyła ale przez was opóźniła się moja sesyjka a już od godziny nic nie postowałam. Lucasie, będę na ciebie czekać w mojej sypialni. 

- Martho, błagam cię. - Szepnął Lucas robiąc krok w stronę Mike'a. - Zrobię wszystko, ale zmień swój rozkaz. 

- Pytałeś jak masz zabić Sophie? Rozkazuje ci zrobić to naprawdę brutalnie i boleśnie. Miłej zabawy. - Marhta puściła mi oczko i wyszła z pokoju. 

Simon pomachał do nas i pobiegł za siostrą. Doszedł mnie dźwięk zamykanych na klucz drzwi. Skierowałam wzrok na Lucasa. Na jego skroni pojawiły się krople potu. 

- Przepraszam, ja... Boże jak tak was przepraszam. - Szeptał jak szaleniec.  - Mike, proszę... Musisz mnie powstrzymać. Zabij mnie, rozszarp na strzępy, pourywaj ręce ale nie daj mi zbliżyć się do Sophie. 

Gdy skończył mówić rzucił się na Mike'a. Rozpoczęła się walka. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top