Rozdział 26





Sophie. 


Nie wiem skąd Mike wytrzasnął samochód, jednak byłam mu za to wdzięczna. Co prawda nie bardzo wychodziło mu prowadzenie ale starałam się nie narzekać kiedy zahaczał co chwila o jakieś krzaki. Na szczęście jechaliśmy głównie lasem. Denerwowałam się za to myśląc o Lucasie, czy ta wiedźma dobrze go traktowała? Może upokorzyła? Aż wbiłam sobie paznokcie w rękę, gdy pomyślałam o czymś takim. Mike uspokajał mnie, że Martha od dawna chciała przygarnąć Lucasa więc nie zrobi mu krzywdy, ale to wcale mnie nie przekonało. Czekały nas zapewne ,,gorące negocjacje''. Po godziniejazdy krajobraz za oknem zaczął się nieznacznie zmieniać, czułam że robi się coraz zimniej. Gdy Mike odpalił ogrzewanie spojrzałam na niego pytająco. 

- Martha zawsze lubiła zimno, pasuje do niej -  Mruknął nie odciągając oczu od drogi. 

- Czy mi się wydaje, czy zbliżamy się do granicy z Kanadą? 

- Dobrze ci się wydaje, Martha mieszka jeszcze dalej. Na Alasce. 

- Będziemy tam jechać wieki. - Jęknęłam żałośnie. 

- Istnieje o wiele krótsza droga, Lucas pewnie nie mówił ci o tak zwanych portalach Strażniczych prawda? 

- Ee.... Niestety nie. 

- Otóż Strażnicy mieszkają zbyt daleko od siebie. Co prawda Północna i Zachodnia brama są dość blisko siebie jednak Wschodnia, Południowa i Centralna już niezbyt. W razie poważniejszego kryzysu przy którejś z Bram pozostali Strażnicy powinni się zjawić z pomocą. Żeby nie trwało to Bóg wie ile pierwsi Strażnicy stworzyli portale które skracają czas dotarcia na miejsce do maksymalnie dwóch godzin. Szczególne przydatne ponieważ Południowa Brama znajduje się aż w Japonii. Portale nie są widoczne dla zwykłego człowieka, nasza ma postać starego dębu na skraju granicy z Kanadą. Tylko Strażnik i jego sługa mogą dotrzeć, że owo drzewo emanuje złotym blaskiem. 

- Fakt, przydatna sprawa. Więc jeśli Strażnik z Japonii wejdzie w swój portal...

- Tak, wyjdzie ,, naszym drzewem. '' - Mike uśmiechnął się do mnie. 

- Nie rozumiem jeszcze dlaczego nasze Bramy tak się nazywają. Moja nie jest na północy a ta Marthy na Zachodzie...

- Cóż, to już trudno wytłumaczyć. Powiedzmy, że nie były nazywane przez wzgląd na ten ludzki świat. 

- Skąd tyle wiesz? W sensie... 

- Byłem kiedyś sługą, ale nie chce o tym rozmawiać. - Mike nagle się zachmurzył. 

Więc nie pytałam, wiedziałam że zbliżamy się do portalu więc nawet nie było na to czasu. Liczył się tylko Lucas. 


Zatrzymaliśmy się na polanie, na jej krańcu stał potężny wiekowy dąb i rzeczywiście dało się zauważyć przy nim złotą łunę. Mike wyskoczył z samochodu i spojrzał na nie ponaglająco, podążyłam więc za nim. Stanęliśmy tuż przy drzewie, Mike nic nie tłumacząc po prostu w nie wszedł czym ogromnie mnie zadziwił. Wzięłam kilka głębszych oddechów, zamknęłam oczy i również dałam duży krok w przód. Nagle w moje policzki uderzył mroźny powiew wiatru. Gdy otworzyłam oczy ujrzałam zaśnieżony las. 

- Niesamowite - Szepnęłam. 

- A to dopiero początek. - Mike złapał mnie za rękę. - Uważaj tu są spore zaspy nie chcemy abyś się wywaliła. W sumie mogłem ci powiedzieć żebyś założyła coś cieplejszego. 

No fakt. Miałam na sobie bluzę ale marnie się czułam w minusowej temperaturze. Z przerażeniem spojrzałam na Mike'a przecież był w koszulce na krótki rękaw. 

- My nie czujemy zimna aż tak jak wy. - Rzucił szybko i ruszył przez śnieg. 

Po dobrej godzinie marszu straciłam czucie w nogach, chyba nigdy tak nie zmarzłam jednak starałam się tego po sobie nie pokazywać. Dumnie parłam na przód ogrzewając się myślami o Lucasie, który przecież niedługo miał znów być przy mnie. 

- Jesteśmy blisko. - Mruknął nagle Mike i zwolnił. 

Wyszliśmy z lasu i ujrzeliśmy wieki biały pałac otoczony gęstym żywopłotem. Mimo mrozu w ogrodzie posiadłości kwitły kwiaty. Nie spodziewałam się takiego widoku, patrząc na moją skromną chatkę. Gdy tylko nasze stopy znalazły się na pięknej zielonej trawie dworku ze środka wyszedł wysoki mężczyzna odziany w jasne szaty, takie same jak kiedyś nosił Lucas. Mike warknął cicho i zatrzymał się raptownie. 

- To Simon brat Strażniczki Marthy - Szepnął mi na ucho. 

- Kimże jesteście i czego chcecie? - Spytał Simon robiąc krok w naszym kierunku. 

- To Strażniczka Północnej bramy, moja pani Sophie. Przyszliśmy po jej drugiego sługę, Lucasa. 

- Lucas należy teraz do Marthy, więc spokojnie możecie wrócić do domu. 

- Wejdziemy po Lucasa czy ci się to podoba czy nie więc lepiej nas przepuść ty chuju! - Krzyknął Mike. 

- Dokładnie, nie wracamy bez niego paskudna świnio! - Udzielił mi się gniew przyjaciela. 

- Sophie! - Mike spojrzał na mnie zniesmaczony do cna - Trochę szacunku, to jest jednak Brat Strażniczki Zachodniej Bramy!

-Hę? Ale....

-  Słyszałeś chuju?! Nie wracamy bez Lucasa! 

Wraz z Simonem spojrzeliśmy na siebie z minami wyrażającym więcej niż tysiąc słów. Simon pokiwał głową a ja wzruszyłam ramionami. Mike aż dyszał, tak się wciekł. Przez chwilę staliśmy wszyscy w dość krępującej ciszy. 

- Nie, wiecie co...Nie... Ja...Wasze argumenty są zbyt mocne, wchodźcie - Simon nagle machnął ręką czym jeszcze bardziej mnie zadziwił. - Ja się do tego nie nadaje - Mruknął pod nosem.

Mike posłał mi zwycięski uśmiech i dziarskim krokiem ruszył w stronę Simona który wpatrywał się tępo w ścianę i dukał coś pod nosem jakby wciąż nie dowierzał nie dowierzał w to co się przed chwilą stało.

 Szliśmy słabo oświetlonym korytarzem, Simon nas prowadził. Z ciekawością przyglądałam się obrazom na obu ścianach. Wciąż nie wierzyłam, że tak łatwo udało nam się dostać do środka jednak próbowałam zdusić w sobie niepokój. Gdy prawie dotarliśmy do wielkich wrót prowadzących prawdopodobnie do komnaty w której znajdowała się Martha nagle zgasło światło. 


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top