Rozdział 24.




Sophie. 



Wychodziłam z księgarni, gdy poczułam że nagle moja torba stała się dziwnie ciężka. Położyłam ją na chodniku i zajrzałam do środka. Zdziwiłam się nie na żarty, gdy ze środka łypnęły na mnie czerwone oczyska. 

- Kirlbry? Co ty tutaj robisz mały? Umiesz się teleportować? 

Demon przekręcił łepek, jakby nie rozumiał czemu jestem zaskoczona i wyskoczył z torby. Rozciągnął się, ziewnął i usiadł. Cóż... Stałam teraz obok demona w centrum miasta. Szybko porwałam go na ręce i skręciłam w ciasną uliczkę, która wydawała się być na szczęście pusta. 

- Nie rób tak nigdy więcej. - Szepnęłam odkładając liska na ziemię. - Miasto to nie miejsce dla ciebie. 

Kirlbry podskoczył nagle i rozejrzał się. Wydawał się być zaniepokojony. Dopiero po chwili ja również poczułam coś dziwnego. Nieczysta siła zbliżała się do nas dość szybkim tempem. Niebo pociemniało a wokół nas pojawiła się gęsta mgła sięgająca do kolan. Oparłam się o ścianę starego magazynu i złapał dwa głębsze wdechy. Nie mogłam pozwolić aby opanował mnie strach, nie w takiej sytuacji. Musiałam pozostać skupiona, mały błąd mógł kosztować życie. Pochyliłam się lekko i odrzuciłam torbę, wolałam mieć obie ręce wolne. 

Najpierw usłyszałam huk, dopiero po chwili zza ściany bloku wylazł ogromny... Pająk... Mimowolnie jęknęłam cicho, nienawidziłam robactwa. Demon pod postacią pająka był dla mnie chyba najgorszym przeciwnikiem, no i był większy od samochodu. Jakim cudem tu się dostał? Musiał przejść główną ulicą miasta. Chyba, że też umiał się teleportować. Skup się Sophie, to będzie najcięższa walka w twoim życiu. Zacisnęłam pięści i zrobiłam kilka niepewnych kroków w stronę przeciwnika. Kirlbry warknął i zaszedł mi drogę. 

-Wiem, że mogę sobie nie poradzić ale muszę spróbować. - Szepnęłam do niego.  - Demonie, jestem Strażnikiem Północnej bramy, ostrzegam cię. Nie znam litości! - Dodałam nieco głośniej. Miałam nadzieję, że brzmiałam choć trochę przekonująco. 

Pająk nie cofnął się, wprost przeciwnie. Uniósł przednie kończyny i zaczął biec wprost na mnie. Wyciągnęłam ręce przed siebie i skupiłam wokół nich swoją aurę. Demon odbił się ode mnie i uderzył w ścianę. Umiałam stworzyć barierę! Lucas kiedyś mi o tym wspominał, dzięki niej powinnam być nie do ruszenia. Teraz musiałam zapieczętować w czymś tego robaczka. Rozejrzałam się, obok mnie na ziemi leżało pudełko zapałek. Ryzykowne, ale zawsze coś podobnego do liścia. Zbliżyłam się nieco i złączyłam dłonie jak do modlitwy, potem szybko kucnęłam i przyłożyłam je do ziemi. Świetlisty szlaczek natarł na pająka i oplótł go. Uśmiechnęłam się i skierowałam dłonie na pudełeczko. Niestety w tym samym momencie demon wyrwał się spod mojej pieczęci i ryknął złowieszczo. Byłam zbyt słaba na tak potężnego demona... Mogłam się tego spodziewać.  Poderwałam się jednak zbyt późno... Pająk uderzył we mnie z taką siłą, że poleciałam w tył dobre kilka metrów nim zaryłam o ziemię i przeturlałam się jeszcze kawałek. Zamroczyło mnie na tyle, że nie mogłam się podnieść. Zamknęłam oczy i przyłożyłam obolałą głowę do zimnego chodnika. Ciało bolało mnie tak mocno, że zaczęłam mieć to wszystko gdzieś, chciałam oddać się błogiej nieświadomości. Jeden dźwięk sprawił, że szybko otrzeźwiałam. Kirlbry warknął głośno a jego futro zapłonęło żywym ogniem. Nie mogłam uwierzyć w to co widzę. Mój lisek urósł nagle do rozmiarów konia, cały czas wyglądał jak żywa pochodnia i wyrosły mu dwa dodatkowe ogony. Uniosłam się na łokciach zapominając na chwilę o bólu. Lis i pająk złączyli się w walce, nie wiedziałam kto wygrywa. Kirlbry co rusz rzucał w przeciwnika kulą ognia z ogona, pająk odbijał je zręcznie oba demony skakały wokół siebie jak rozjuszone małpy. 

Ból powrócił nagle ze zdwojoną siłą, poczułam krew spływającą po mojej skroni, na policzek i szyję. Cholera, mocno rozwaliłam sobie głowę. Nie miałam nawet siły aby się uleczyć. Zamknęłam na chwilę oczy i skupiłam się aby nie zwymiotować. Nagle doszło do mnie żałosne piśnięcie. Pająk wgryzł się w bark liska nie zważając na płomienie. 

- Zostaw go! Błagam, zostaw! - Krzyknęłam czołgając się w ich stronę. 

Demon spojrzał na mnie swymi ohydnymi ślepiami i odrzucił Kirlbry' iego. Lisek opadł na ziemię i powrócił do swojej starej formy. Nie wiedziałam nawet czy żyje. Pająk ryknął i zaczął biec w moim kierunku. Uniósł ostro zakończone łapsko, zdążyłam pożegnać się z życiem gdy...




Lucas. 



Umarłem....

Umarłem piętnaście razy nim dobiegłem do demona i w ostatnim momencie złapałem jego odnóże tuż nad głową mojej Sophie. Dziewczyna mocno krwawiła ale uśmiechnęła się na mój widok a moje serce zabiło szybciej. 

- Sophie...

- Lucas...

- Jestem. 

- Wiem, dziękuje. 

Odwzajemniłem uśmiech i skupiłem się na demonie. Penox, jeden z ,, piesków '' Itake. Mogłem się tego spodziewać. Król Tamtego Świata nie zamierzał pozwolić Sophie nabrać sił, podstępny skurwysyn. Musiałem przeanalizować sytuację. Walka pod postacią wilka nie wchodziła w grę, byłbym co prawda silniejszy i szybszy ale o wiele za mały dla takiego bydlaka. Więc pięści? Dość ryzykowne... Nagle kątem oka dostrzegłem metalowy pręt. Leżał sobie i wyglądał na tyle zachęcająco, że aż go podniosłem. Demon odskoczył i zamachnął się na mnie, szybki unik, potem kolejny. Byłem dla niego zbyt dobrym przeciwnikiem. Wiedział to. 

- Teraz możemy zatańczyć. - Warknąłem i bez zbędnych ceregieli wbiłem pręt w łeb bestii. 

Pająk ryknął żałośnie i upadł na plecy, idealnie. Wyciągnąłem pręt i wbiłem go tym razem o wiele mocniej. I znów, i znów...Przestałem na długo po tym jak przestał się ruszać. Ośmielił się skrzywdzić moją panią... On... On....

- Lucas... Kirlbry... - Usłyszałem cichutki głos Sophie. 

Zerknąłem pod ścianę bloku, ulubieniec mojej pani leżał bez życia na chodniku. Tak wiele mu zawdzięczałem. Lisek musiał wiedzieć, że Penox jest dla niego zbyt silny... Wiedział również, że już biegnę i atakując go kupi mi trochę tak cennego czasu. Odważny skubaniec, ryzykował życiem dla Sophie.  Podszedłem do niego i uklęknąłem. Demon łypnął na mnie czerwonym oczkiem i zamerdał ogonem. Podniosłem go delikatnie i podszedłem do Sophie. 

- Żyje? 

- Tak, wyliże się ale co z tobą? Możesz się wyleczyć? 

- Teraz...Teraz chyba tak. Podaj mi go. - Poprosiła. 

Ułożyłem liska w ramionach Sophie, dziewczyna wyciągnęła dwa palce i przyłożyła je do czoła a jej ciało zaczęło emanować delikatnym złotym blaskiem. Po chwili Kirlbry biegał żwawo wokół nas. Sophie wyleczyła go całkowicie zapominając o sobie. Jej rana krwawiła co prawda dużo mniej ale wciąż wyglądała paskudnie. 

- Jestem bezużyteczna. - Mruknęła cicho. 

- Nieprawda, dopiero się uczysz. Za jakiś czas będziesz w stanie uleczyć kilka osób wliczając w to siebie. Obiecuje. Mogę cię zanieść do domu? 

- Chcesz mnie nieść przez miasto? 

- Czmychniemy szybko bocznymi uliczkami i przez park. No chodź. 

Nie czekając na odpowiedź porwałem dziewczynę w ramiona. 

- Skąd się tu wziąłeś? 

- Cóż.. Szukałem cię, myślałem że opuściłaś nas bo nie mogłaś mnie znieść. Dopiero w mieście wyczułem niebezpieczeństwo, ten mały wiedział o wiele szybciej ode mnie. To pies na demony. 

- Mówiłam, że się przyda. - Uśmiechnęła się i wtuliła się we mnie z zamkniętymi oczkami. 

Kurwa....

Co...

Co teraz? 

Jedno jest pewne. Gdy wrócimy do domu znów stanę się zimnym draniem, a Sophie znów będzie na mnie zła. 



Proszę bardzo, dłuższy rozdział :D 

~LP


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top