Rozdział 15
Sophie.
Kolejne dni były bardzo trudne i dziwne. Rzadko wychylałam nos z pokoju, nie umiałam po prostu spojrzeć Lucasowi w oczy a on również nie kwapił się do rozmowy ze mną. Zaniedbałam przez to treningi, chociaż aż do nich tęskniłam gdy oglądałam przez okno niebieskie kwiaty na jabłoni. Jedzenie przynosiła mi Mimi i byłam jej za to ogromnie wdzięczna bo inaczej chyba umarłabym z głodu. Cały czas coś czytałam, musiałam odgonić moje czarne myśli. Wciąż czułam się okropnie, takie odrzucenie pamięta się chyba całe życie. Mimo wszystko uczucie do Lucasa nie wygasło w moim krwawiącym sercu.
Pewnego poranka zostałam obudzona w dość brutalny sposób. Lucas wpadł do mojego pokoju i ściągnął ze mnie kołdrę. Pisnęłam i skuliłam się, miałam na sobie tylko koszulkę i majtki. Jego to jednak nie speszyło.
- Skończ już te swoje fochy dziewczyno! - Warknął.
- Wynoś się z mojego pokoju! - Krzyknęłam.
Chłopak skrzywił się, no tak. Musiał spełnić mój rozkaz, wychodził z bardzo zdenerwowaną miną. Trudno... Na sam widok Lucasa aż ścisnęło mnie w żołądku, postanowiłam wyjść z domu. Musiałam pobyć z dala od niego przez chociaż krótką chwilę. Ubrałam się w ulubione dżinsy i czarną koszulkę na krótki rękaw. Włosy związałam w kucyk i wyszłam do salonu. Lucas siedział w fotelu, teraz to on był obrażony. Nawet na mnie nie zerknął. Ominęłam go i złapałam za klamkę, jednak w tym samym momencie na mojej dłoni pojawiła się dłoń Lucasa. Cholerka, szybki był.
- Gdzie idziesz? - Spytał a w jego głosie wyłapałam nutkę strachu.
- Przejść się, może wpadnę do Mike'a. - Odparłam sucho nie patrząc w jego stronę.
- Mogę iść z tobą?
- Nie. Masz zostać tutaj. - Warknęłam wiedząc, że będzie musiał spełnić i ten rozkaz.
- Wrócisz?
- Chyba tak. - Bąknęłam i wyszłam na zewnątrz.
Może byłam zbyt okrutna, Lucas nie wiedzieć czemu strasznie bał się że odejdę ale jakiś cichy głosik z tyłu głowy przekonywał mnie, że Lucas na to zasłużył. Idąc w stronę domu Mike'a zastanawiałam się dlaczego mój sługa nigdy mnie nie pokocha. Chodziło o mój wygląd? Zdawałam sobie sprawę, iż nie zachwycałam wybitnym pięknem ale... Hmm. A może bardziej o charakter? Bywałam upierdliwa, to miałoby sens. Z każdą taką myślą robiłam się coraz smutniejsza. Gdybym tylko wiedziała o co chodzi, zmieniłabym to w sobie tylko po to by Lucas mógł spojrzeć na mnie tak ja patrzyłam na niego.
Mike ucieszył się z odwiedzin, od razu jednak zauważył że coś jest ze mną nie tak. Posadził mnie w fotelu i zaparzył herbaty. Kiedy siedzieliśmy razem wpatrzeni w jakiś marny serial w telewizji poczułam się nieco lepiej.
- Powiesz mi co się stało, czy lepiej nie pytać? - Spytał Mike, gdy odkładał na stolik pusty kubek.
- Nie wiem czy powinnam ci się zwierzać, nie chcę cię zanudzać.
- Ależ Sophie, jesteśmy przyjaciółmi! Mów i to prędko.
- Lucas...
- Co ci zrobił? Mam go zabić? - W oczach chłopaka pojawił się radosny błysk.
- Nie, w sumie nic mi nie zrobił. Wyznałam mu miłość a on zjechał mnie od góry do dołu...
- Rozumiem... To chyba czas abym ci coś opowiedział. Jednak nie mów Lucasowi, że wiesz bo inaczej będzie ze mną źle.
- Nie pisnę mu słówka.
- Więc słuchaj... Lucas dawno, dawno temu kochał pewną kobietę. Piękną długowłosą blondynkę, wyglądała jak anielica bez skrzydeł. Była naprawdę nieziemsko śliczna, dobra i wesoła jak nikt inny. W każdym widziała dobro, nie znała takich uczuć jak ; złość, chciwość czy zemsta.
- Och.. - Otworzyłam szerzej oczy. - A skąd to wszystko wiesz?
- Znałem ją, mieszkałem niedaleko Lucasa i widziałem jak codziennie rano wymyka się w kierunku Bramy. Wtedy Strażnicy byli dużo słabsi więc przechodzenie przez nie było dla nas czymś normalnym. Podążyłem kiedyś jego śladem, był tak zaaferowany swoją kobietą że nawet mnie nie wyczuwał. Nazywała się Eden...
- Eden... - Powtórzyłam szeptem. - Raj..
- Była jego Rajem, to pewne. Lucas był zakochany po uszy, zrobiłby dla niej wszystko. Ciągle się uśmiechał, był beztroski i wesoły. Eden stanowiła dla niego centrum całego wszechświata. Nie liczyło się nic więcej. Nigdy nie widziałem takiej miłości a żyję ponad pięćset lat.
- Co się stało?
- Itake kiedyś przyjaźnił się z Lucasem i nie podobało mu się, że traci przyjaciela na rzecz jakiejś niewiasty. Słyszałem nieraz jak się kłócili, jednak Lucas wydoroślał. Przestał fantazjować o podboju całego Tamtego Świata, a o tym marzył Itake. Twój sługa był wtedy potulny jak baranek, wybył się całego zła z serca by zrobić miejsce dla Eden. Jednak nasza piękna, kochana Eden miała jedną ,, wadę ''. Była człowiekiem....
- O rany... - Przyłożyłam ręce do ust.
- Gdy tylko Itake się o tym dowiedział zauważył dla siebie szansę. Ludzie przecież się nie obronią, jesteście delikatni, nieodporni na ból i zadawane ciosy. Wykorzystał fakt, że Lucas pojechał w dalszą podróż by zakupić idealny pierścionek zaręczynowy dla swojej wybranki. Zakradł się nocą do jej domu i wypuścił z niej życie. Gdy Lucas wrócił zastał swoją najdroższą Eden skąpaną w kałuży krwi. Miała przegryzione gardło. Podobno włożył jej wtedy pierścionek na palec. Potem przez jakiś czas był w takiej rozpaczy, że nie dało się z nim porozmawiać. Wyglądał jak duch, jakby wraz z nią i z niego wyszło całe życie. Po jakimś czasie oszalał, inaczej tego nie nazwę. Zaczął krwawą rzeź, wymordował wiele, wiele osób. Ulice naszego miasteczka spływały krwią a na samym środku, na stogu martwych ciał stał Lucas. Śmiał się... Tak strasznie się śmiał. Tego samego wieczoru opuścił na zawsze Tamten Świat. Ponoć w tym, w którym się teraz znajdujemy też mordował ale trafił w końcu na swojego Pana. Resztę już znasz.
Mike westchnął i wstał by odnieść kubki do kuchni. Ja siedziałam nieruchomo jak posąg. Teraz wszystko było jasne. Było mi tak szkoda Lucasa, że się rozpłakałam. Nie mogłam sobie wyobrazić jak bardzo cierpiał. Nic dziwnego, iż nie chciał ponownie się w nikim zakochać - tym bardziej w człowieku. Jego serce wciąż należało do Eden.
- Mike, wracam do Lucasa! - Krzyknęłam i zerwałam się z fotela.
Gdy weszłam do domu od razu doskoczył do mnie Lucas. Złapał mnie za ramiona i obejrzał całe moje ciało. Kiedy upewnił się, że wszystko ze mną w porządku odetchnął z ulgą i skrzyżował ręce na piersi posyłając mi zdenerwowane spojrzenie.
- Wybacz, że tak wyskoczyłam. Musiałam pomyśleć.
- Z Mike'em. Jasne... - Zabrzmiał jakby był zazdrosny. Pewnie mi się wydawało.
- Lucas, posłuchaj. Niech będzie między nami tak jak wcześniej, ale wiedz że nadal cię kocham i to się nie zmieni. - Prawie szeptałam.
Twarz chłopaka złagodniała trochę. Pokiwał głową i przekręcił oczami.
- Jak dla mnie super. W takim razie zapieprzaj na dwór, trening!
- W pełni gotowa! - Uśmiechnęłam się i zasalutowałam.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top