Rozdział 4 Wszystko zależy od mojego szczęścia

– Talia –

Moje ciało dziwnie podskakiwało. Co się dzieję? Przecież ziemia nie potrafi się ruszać – no chyba, że jest trzęsienie. Zaspana otworzyłam oczy i zaczęłam się rozglądać. Wokół mnie leżała część moich towarzyszy, wszyscy byli nieprzytomni. Chciałam wstać, lecz moje ciało odmówiło mi posłuszeństwa. Czułam się odrętwiała, a moje powieki samoistnie opadały. Z trudem walczyłam z sennością. Byłam w jakimś wozie, tego mogłam być pewna. Ale jak się tutaj znalazłam? Przecież nie usłyszałam żadnego alarmu podczas swojego snu, więc jak to możliwe, że jestem w takim miejscu?

– Beto, jesteś naprawdę utalentowanym aktorem – rzekł jakiś nieznany mi głos.

Beto? Przecież to stopień społeczny w wilczej rasie! Czyżbyśmy zostali złapani? To wręcz nieprawdopodobne! Przecież niczego nie słyszałam! A co jeśli któryś z wilkołaków dołączył do naszej grupy w celu schwytania nas? Może to któryś z strażników albo jeden z dowodzący. Mój wzrok przeskakiwał z twarzy do twarzy. Musiałam się dowiedzieć, kto był szpiegiem. A co jeśli i Maria stała się ofiarą jego intryg? Możliwe, że to właśnie przez tego wilka, moja siostra została złapana! Zagryzłam wargę. Jak tylko dowiem się, który z tych pchlarzy to wszystko zrobił to... Przeklęłam w duchu swoją słabość.

Usłyszałam śmiech. Moje źrenice się rozszerzyły, kiedy rozpoznałam osobę, do której mógł należeć. To niemożliwe! Dlaczego ktoś taki...?! Ale to by nabrało sensu. Jeden z nich stał się naszym liderem, po czym, poprowadził nas wprost do paszczy lwa. Cholerny staruch! Już od chwili, w której zaczął bronić wilków, czułam, że coś z nim jest nie tak. Teraz już wiem, dlaczego tak się zachowywał.

– Mówiąc szczersze, ludzie nie są tak tępi jak uważaliśmy – przynajmniej część nich.

Przekręciłam oczami, chcąc zmusić swoje ciało do ruchu. Tak, teraz gadaj jak to wspaniale było nami dyrygować! Walczyłam z tym, co kontrolowało moje ciało. Wkładałam w to wszystkie swoje siły, lecz nie byłam pewna czy zdołam zwyciężyć. Zacisnęłam usta w wąską kreskę. Musi mi się udać! Jeśli polegnę już tutaj, to kto uratuje Marię? Muszę się wydostać i opracować plan. Wiem, że porzucanie ludzi, z którymi do tej pory podróżowałam jest dość chamskie, lecz oni nic dla mnie nie znaczą. Zależy mi tylko na Marii.

– Naprawdę? – spytał z niedowierzaniem ktoś inny.

Uniosłam dłoń do góry, uśmiechając się. Wreszcie! Jestem wstanie się w jakiś sposób się poruszyć. Mając już sprawne ręce, zaczęłam rozwiązywać więzy na moich nogach. Mówiąc szczerze, nie rozumiałam, dlaczego związali nam nogi, a nie ręce. To tak jakby byli pewni, że nie obudzimy zbyt wcześnie.

– Tak, spotkałem jedną dziewczynę, która wydawała mi się w jakiś sposób skrzywdzona. Mimo, że tęskniła za bliską jej osobą, walczyła dalej. Talia jest człowiekiem o wielkiej odwadze i upartości, lecz i zarazem jest bardzo lekkomyślna i impulsywna. Można powiedzieć, że bardziej przypomina mi wilkołaka niż człowieka... – wyznał cicho.

Ja wilkołakiem? No chyba sobie żarty stroi! Jestem człowiekiem w stu procentach. Badania, które przeprowadzano przed naszym upadkiem, udowadniały to. Nie ma we mnie ani kropli wilczej krwi i bardzo się z tego powodu cieszę. Rodzice Marii zostali zabici przez wilkołaki i gdybym była w jakiś sposób z nimi spokrewniona, to bym się sobą brzydziła.

Odrzuciłam linę na bok i na czworaka zaczęłam zmierzać ku miejscu, w którym nie było żadnej plandeki. Wiedziałam, że Beta i paru jego towarzyszy znajduje się gdzieś na moimi plecami. Jednak nie miałam żadnej pewności, że ktoś nie pilnuje przyczepy z tyłu.

Podłoga zaskrzypiała pod moimi stopami, a ja zatrzymałam się. Cholera! – przeklęłam w myślach. Przez moment nie poruszałam się, chcąc sprawdzić czy moi porywacze mają zamiar sprawdzić, co wywołało ten dźwięk. Byłam pewna, że to usłyszeli. Ich słuch jest o wiele bardziej rozwinięty niż ten ludzki i jestem wręcz pewna, że te bestie – kiedy się skupią – są wstanie słyszeć bicie serc innych istot.

– ...no i wtedy, Alfa Drugiego Sektoru odnalazł swoją przeznaczoną! – zawołał jeden z moich porywaczy.

Chyba nie mają zamiaru zareagować... Poczekałam jeszcze chwilę, lecz wilkołaki jedynie rozmawiały o tym, jak to jedna z pomniejszych Alf odnalazł swoją przeznaczoną. Była ona jedną z uciekinierek i podobno spotkali się podczas jej spotkania z Wilczym Królem. Ech... Szkoda mi tej dziewczyny. Żyć razem z takim potworem... Brr.... Aż ciarki mnie przechodzą na myśl, że jeden z nich miałby mnie dotykać.

Zbliżyłam się do odkrytego miejsca i wychyliłam się. Starałam się być bardzo ostrożna. Z szybkością światła zlustrowałam całe otoczenie i z powrotem wróciłam na miejsce, w którym się obudziłam. Podkuliłam nogi, zagryzając wargę. Z tego, co zauważyłam przyczepy pilnuje jeden wilkołak. Myśleli, że nikt z nas nie wstanie, jednak pomylili się. Ja się obudziłam i mam zamiar się z stąd wyrwać. Spojrzałam na resztę. Nie ważne jakbym się starała nie dam rady im pomóc, więc tak jak już na początku planowałam zostawię ich. Bardzo możliwe, że kiedy ucieknę reszta wilków zacznie sprawdzać czy ktoś jeszcze się nie obudził, przez co zyskam trochę czasu. Ale... Tu pojawia się pierwsze pytanie. Jak mam zamiar stąd zbiec? Z tyłu jest tylko jeden wilk, więc jeśli udałoby mi się go po cichu ogłuszyć, to może reszta nie zwróciłaby na mnie uwagę? Nie, to nie przejdzie. Wilki zareagują, ale powinnam mieć parę sekund, by choć trochę się od niech oddalić. Moje szanse są marne, ale nie mam zamiaru poddać się bez walki. Jednak muszę znaleźć coś, co pomoże mi powalić wilkokrwistego.

W rogu stało parę skrzynek. Po cichu podeszłam do niej i uchyliłam jej wieko. Uśmiechnęłam się, widząc jej zawartość. Starając się, by nie narobić żadnego hałasu, wyciągnęłam swój plecak i kamień średniej wielkości. Nałożyłam bagaż na plecy i spojrzałam na swoją broń. To na pewno gorsze niż łuk, ale powinno wystarczyć... – pomyślałam, kierując się ku końcowi plandeki. Wychyliłam się i bez zastanowienia, wyprostowałam się, dzierżąc w dłoniach kamień. Wilkołak wydawał się zaskoczony faktem, że mnie widzi. Otworzył usta, chcąc zapewne powiadomić swoich towarzyszy o nowym problemie. Nim jednak choćby jedno słowo uciekło z jego ust, rzuciłam kamieniem, a ten uderzył wprost w jego głowę. Mam nadzieję, że go to nie zabiło... Zeskoczyłam z pojazdu i podbiegłam do wilka. Sprawdziłam mu puls i odetchnęłam z ulgą, stwierdzając, że nadal żyje. Samochód nagle się zatrzymał, a ja usłyszałam krzyk, informujący o zerwaniu jakiegoś połączenia. Nie czekając, rzuciłam się w bieg. Teraz dopiero zacznie się prawdziwe wyzwanie. Muszę uciec kilkorgu wilkołakom. Zagryzłam wargę, rzucając się w jedną z kałuż. Mam nadzieję, że błoto zamaskuje mój zapach na tyle, by nie byli wstanie mnie wyczuć.

Słysząc, że staruch – wszędzie rozpoznam ten jego głos – rozkazuje złapać uciekiniera, zaczęłam biec. Teraz wszystko zależy od mojego szczęścia, ale nie mogę przegrać. Nie poddam się, dopóki nie uratuje Marii.

CDN

Przepraszam, że tak póżbo, ale ze względu na vorobę obudziłam się tak późno. Kolejny już za tydzień

(Data opublikowania tego rozdziału: 15.09.17r)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top