9. Wilki

Dziękuję za wszystkie gwiazdki i komentarze:* 

Maja POV:

Obudziłam się słysząc czyjś śmiech. Z pewnością należał do kobiety. Ciekawość zaczęła mnie zżerać kto na odwiedził i dlaczego ma taki dobry humor. Zajrzałam do szafy i na szczęście było tam mnóstwo ubrań, które na mnie pasowały. Wybrałam jeansy, do tego gruby czarny sweter, bieliznę, oraz rajstopy. Teraz przynajmniej nie będzie mi zimno. Z tym zestawem udałam się do łazienki, gdzie po szybkim prysznicu, ubrałam się i uczesałam. Wyszłam na korytarz, następnie skierowałam się w stronę salonu. Wyjrzałam zza ściany i tak jak myślałam na kanapie siedziała piękna brunetka w towarzystwie Scotta. Poczułam ukłucie zazdrości, ale zignorowałam je, w końcu nie jesteśmy parą. 

- Tęskniłam za tobą. Myślałam, że wyprowadziłeś się na stałe, co cię skłoniło do powrotu, a raczej kto?- Uśmiechnęła się do niego kokieteryjnie, a ja miałam ochotę wyrwać jej te czarne kłaki. - Zgaduje, że te ubrania, które kazałeś mi przywieźć nie są dla ciebie. Czyżbyś wreszcie znalazł swoją mate?- Znowu to słowo-mate-co ono oznacza?

- Masz rację, musieliśmy wyjechać, tam mogliby nas rozdzielić.

- Rozumiem, czyli teraz już nie będziemy mogli się spotykać? Nie chcę, żeby ta dziewczyna była zazdrosna.- Zrobiła smutną minkę i przysunęła się do niego, tak, że stykali się ramionami. Odsuń się od niego wywłoko. 

- No coś ty, zawsze będziesz dla mnie ważna, Maja, na pewno to zrozumie.- Objął ją ramieniem i pocałował w czoło. No nie, tego już za wiele. Czy on myśli, że będzie ze mną i z nią jednocześnie?! Co za dupek! Nie zamierzam się dać tak traktować. Przemknęłam cicho korytarzem do przedpokoju. Ugh, są rzeczy tylko tej szmaty. Trudno, jak mus to mus. Założyłam jej trapery, dla mnie trochę za małe, ale wytrzymam, kurtkę, czapkę i szalik. Wyszłam najciszej jak się da. Rozejrzałam się po okolicy. Świetnie, wywiózł mnie na jakieś pustkowie. Jak można żyć na takim odludziu? Znajdowałam się na małym wzniesieniu. Wokół nie było nic, jedynie za mną znajdował się las. Postanowiłam, że tam się udam. Może znajdę kogoś, kto mi pomoże. Muszę wrócić do Polski, do domu. Taa...patrząc na to gdzie jestem,będzie to trudne. 

 Szłam już jakiś czas, zaczynało się powoli ściemniać. Jak na razie nikogo nie spotkałam na swojej drodze, co nie wróży dla mnie nic dobrego. Do tego od jakiś dwóch godzin pada śnieg, zaczęłam trząść się z zimna, gdyż temperatura zaczęła gwałtownie spadać. Ta ucieczka to chyba nie był mój najlepszy pomysł. 

W oddali usłyszałam wycie wilków. Cholera, jeśli wyruszyły na polowanie to już po mnie. Zaczęłam biec, mimo zmęczenia, starałam się jak najszybciej znaleźć jakąś kryjówkę. Wycie rozległo się ponownie, tyle, że tym razem bliżej mnie. W ostateczności wspięłam się na drzewo. Ten pomysł okazał się bardzo dobry, gdyż jak tylko usiadłam na gałęzi, zobaczyłam pod sobą trzy czarne wilki. Chyba mnie poczuły, gdyż  uniosły łby, dostrzegając mnie przy okazji. Dobrze, że nie umieją wchodzić po drzewach. Jeden z nich warknął, sprawiając, że po moim ciele przeszły dreszcze. Jakie było moje zaskoczenie kiedy jeden z nich zahaczył pazurami o korę i zaczął się do mnie wspinać. 

Nie wiem czemu, ale wydaje mi się, że ten rozdział nie jest za dobry:/  


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top