Rozdział 18

Alex pov.

Wstałam i spojrzałam na zegarek. 6.20 okej. Dziś poniedziałek idę do szkoły. Obok mnie leży Aaron. Piszę kartkę że ide do szkoły. Biorę ciuchy czyli to:

Weszłam do łazienki. Ubrałam się uczesałam włosy i umyłam zęby. Wyszłam z łazienki. Zaczęłam szukać wzrokiem plecaka. Jest! Podeszlam do biurka i schylilam się. Wyciągnęłam plecak. Włożyłam książki z pamięci. Wyszłam z pokoju z plecakiem w dłoni. Poszłam do kuchni. Zrobiłam na szybko kanapkę. Zjadłam i poszłam założyć buty. Jeszcze trochę a się spuznie pomyślałam. Weszłam do swojego auta i pojechałam pod szkołe. Momi że mam mate i stado to chodze do szkoły. Bo gdzienest napisane że ci którzy mają watahe i mate nie mogą chodzić do szkoły? No nigdzie. Weszłam do szkoły. Napsialm do mojej psiapsi gdzie jest. Napisała że lezy w domu chora. Trochę się zasmucilam bo będę tu siedzieć sama ale no coz. Lecimy z lekcjami. Pierwsza lekcja. To był polski. O dobrze się składa bardzo go lubię pani jest fajna a ja mam dobre oceny. Więc dobrze jest. Ale niestety po tym jest matematyka pani nie fajna i ja mam złe oceny. Dobra idziemy pod sale 30 gdzie mam mieć lekcje polskiego. Zadzwonił dzwonek. Weszłam do klasy tak jak reszta klasy. Gdy tylko pani mnie zobaczyła uśmiechnęła się przyjaźnie.

- O moja ulubiona uczennica wróciła do mnie tak? Gdzie byłaś? - spytała przyjaźnie tym swoim melodyjnym głosem.

- Wie pani sprawy rodzinne itp. - Po widziałam bo lepszej wymówki nie miałam. Teraz mi się coś przypomniało. W sobotę nie pojechałam do moich 'rodziców'. Pewnie są na mnie źli. Dobra teraz trwa moja ulubiona lekcja więc nie będę się tym zamartwiac. Lekcja minęła bardzo szybko. Za szybko. Wyszłam z sali i poszłam na stołówkę. Wzięłam jedzenie które swoją drogą jest nawet smaczne i usiadłam tam gdzie zawsze czyli w kącie stołówki. Na środku stał najleprzy i największy stolik gdzie siedziała już całą elita. Zaraz nie nie cała. Brakowało dwóch osób. Największego przystojniaka i bad boy'a jak to syzscy mówią i największego plastika w szkole. Mhm Wiem już co robią. Pewnie wy też się domyślacie. dobra zjadłam już to idę z tąd. Gdy wstawałam akurat do stołówki weszli dumnym krokiem zaginiona dwójka w pomietolonych ubraniach. Mhm robili to co podejrzewałam. Wzięłam plecak i wyszłam z stołówki. Poszłam pod sale matematyczną i usiadłam w oczekiwaniu na dzwonek. Już po nie całych 6 minutach zadzwonił. Weszlam do klasy. Czekałam na nauczycielkę. Gdy już myślałam wchodzi zamiast niej wszedł dyrektor.

- Dzień dobey dzieci. Jestescie zwolnieni z tej jak i innych lekcji. Idzecie do domów. - Powiedział spokojnie i poważnie. Normalnie skacze z radości bo nie ma matematyki. Czyli teraz do domku jej. Szybko się pakuje i wychodzę z klasy tak jak i reszta. Wyszłam z przekletego budynku i wsiadłam do swojego auta pojechałam do domu watahy. Weszłam do środka. Poszlam do siebie. Tam zrobiłam polski. Który zszedł mi zbyd długo. Nawet nie zaowazylam że Aarona nie ma. Jezu jestem tam zmęczona. Hm wsumie tak pomyślałam o oznaczeniu. Jestem na to gotowa. Wiec.

Aaron gdzie jesteś? Mam do ciebie ważną sprawę.

Już biegnę. - Tak jak powiedział już chwilę później stał przy mnie.

- Co się stało? - Zapytał trochę zaniepokojony.

- Możesz mnie oznaczyć. - Powidziałam pewna swoich słów.

- Napewno? - Zapytał dla upewnia się. Przytaknełam głową a on nachylił się nad moją szyją. Zatrzymał się pomiędzy szyją a obojczykiem. Zaczoł tam ssać i przugeyzac skore. Nagle wbił tam swoje kły. Na początku poczulam ból. Ale już po chwili zalała mnie fala przyjemności. Aaron wyciągnął sowje kły z mojej szyji a ja zrobiłam się senna. Podeszłam do łóżka. Położyłam się i już po chwili odplynełam.

*****************************************

Słów =594

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top