Epilog

Alex pov.

Raniliśmy się na wzajem walka była ostra nie było wygranego czy przegranego. Czułam że powoli opadam z sił ale nie poddawałam się nie mogę zostawić mojego stada. Tylko ta myśl powstrzymywała mnie od upadnięcia i poddania się. Mój wróg był wysokim czarnym wilkiem. Który mi kogoś przypominał tylko nie wiem kogo.

-Kim jesteś?!

-Oj Alex nie pamiętasz mnie? Nazywam się Matt Assan coś ci to mówi?- T-to on? Wiedziałam że z kądś go kojarzę. To... On był moim przyjacielem.

*wspomnienia*

- Ej zobacz! - Krzyknełam do mojego przyjaciela.

- Cooo? - Pokazałam mu mój ogromny zamek z piasku.

- Wow to jest ogromne.

- No i można wchodzić do środka! - weszłam tam ale nagle wydażyła się katastrofa... Zamek się zawalił a ja utknełam w piasku nie mogłam się ruszyć. Słyszałam szmery z świata. Po czasie gdy nie mogłam już nabierać powietrza choć i tak robiłam to ledwo ktoś mnie otkopał byłam ledwo żywa. Nagle poczułam zimna wodę na moim rozgrzanym ciele. Trochę się rozbudził choć nie bardzo.

- Proszę nie zostawiaj mnie! - Krzyczał mój przyjaciel przez płacz.

- Spokojnie nie zostawię. - Po tych słowach zemdlałam.

Ovudzilam się dopiero w sali szpitalnej. Obok mnie spał Matti tak go nazywałam.

- Ej... - Powiedziałam lecz zaczęłam kaszlec miałam tak suche gardło. Nie wiem chyba nie piłam tydzień! Przez kaszel go obudziłam.

- O wstałaś! Chcesz wody? - Szybko zapytał Matt. Pokiwałam głową a on podał mi pić. Oczywiście nie mogłam ruszać żadną kończyną.

- Dziekuje. - Uśmiechnęłam się. On za to pocałował mnie w czoło. Lekko się zarumieniłam.

- Idź spac pewnie jesteś zmęczona. - Miał rację dlatego zasnęłam...

*koniec wspomnienia*

Jak to się stało? Jak on mnie znalazł? Tyle czasu próbowałam zapomnieć. Jednak mimo tych wiadomości dalej walczyłam. Widziałam że też był wykończony. Nagle usłyszeliśmy huk nie odwracałam uwagi od walki tak jak Matt. To właśnie tego on mnie nauczył i muszę przyznać że się podszkolił zawsze ja byłam leprza w walce ale chyba się to zmieniło. Nie mogłam dużej stać rzuciłam ostatnia kule ognia i upadłam... To był mój koniec. Modliłam się aby przybiegł ktokolwiek. Jednak nic takiego się nie stało... Zadał mi ostateczny cios wycofali się... Jeszcze żyłam podbiegł do mnie Aaron byłam w ludzkiej postaci...

- Alex co ci się stało?? Proszę żyj!!- Krzyknął Aaron. Płakał.

- Aaron musisz żyć... Musisz żyć dla naszej córki... - Powiedziałam ledwo co.

- Jakiej córki?

- Jest w moim brzuchu. Zanim powinnam urodzić musi wyjść z mojego brzucha. To ślina wilczyca alfa, uda jej się. Zobaczysz. Żyj dla mnie i dla córki. - Wyszeptałam. Odchodziłam. Podtrzymywała mnie tylko moja silna wola.

- Proszę nie odchodź! Proszę! Nie! - Krzyczał. Przepraszam Aaron, przepraszam córko. Nie dałam rady.

- Proszę nazwij córkę Adelajda. To moje ostatnie życzenie. - Powiedziałam i się uśmiechnęłam.

- Tak zrobię.

- Żegnaj. - jednak nie spełnię przepowiedni. Odpłynęłam. Już się nie obudziłam...

KONIEC!!!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top