Rozdział XXXII
Gdy mama wrócił do domu, od razu wyczuł, że coś jest nie tak. Próbowałem go uspokoić i wyjaśnić, że nic się nie stało, ale nie chciał mi uwierzyć. Nie miałem siły ani chęci, by to wszystko mu tłumaczyć. Zwłaszcza że sam byłem w tym wszystkim zagubiony. Na szczęście ani on, ani Noe nie naciskali za mocno. Dali mi trochę... przestrzeni. Resztę dnia spędziłem w swoim pokoju. Zjadłem w nim kolację. Później poszedłem spać.
Liczyłem na to, że rano poczuję się lepiej. Czułem się chyba gorzej. To był nowy dzień... kolejny... A ja dalej nie wiedziałem co zrobić. Dalej czułem się... zgubiony.
Nie miałem ochoty rozmawiać o tym z mamą. On za bardzo się martwi. Za mocno reaguje na wszystko, co mi się przydarza. A Noe... on chyba nie zrozumie. Będzie próbował zrozumieć... ale nie zrozumie i to tylko go zrani. Nie mogę porozmawiać o tym z Maggie i Betty. Nie jesteśmy aż tak blisko. Poza tym one nawet nie będą się starały zrozumieć. Nie mogę pomówić o tym z Cecilem, mimo iż chciałbym.
W sumie... Jest ktoś, z kim mógłbym porozmawiać. Tylko... boję się nieco. Nie wiem, czy chcę dowiedzieć się, w czym leży problem. Wtedy będę musiał się z nim zmierzyć.
No ale przecież nie mogę spędzić tu reszty życia. Muszę coś ze sobą zrobić. Wziąć się w garść. Cecil pewnie się martwi. Zastanawia się, co się stało. Dlaczego go nie odwiedziłem. Dlaczego nie wychodzę z domu. Muszę... muszę wziąć się w garść. Jeśli sam nie jestem w stanie sobie poradzić... to poproszę o pomoc.
***
- Dobra wygoniłem hołotę na dwór. Możemy spokojnie porozmawiać.
- Naprawdę mi nie przeszkadzali.
- Noach skarbie nieczęsto przychodzisz do mnie z taką smutną minką i prosisz o rozmowę. Poza tym słyszałem... plotki. Przyznam, że odrobinę niepokojące. Dotyczą między innymi ciebie i pewnego wysokiego szatyna. Poza tym obaj twoi rodzice byli u mnie i wyrazili swój niepokój, co sprawia, że ja i Nasir także się martwimy. Więc zamierzam skupić się w pełni na tobie, a nie na tym, czy moje dzieci przypadkiem nie próbują się nawzajem pozabijać. Nic im się nie stanie, jak będą to robić na zewnątrz. Poza tym lepiej, aby rzucali w siebie śnieżkami niż jedzeniem czy sztućcami.
- Mimo wszystko...
- Noach spokojnie. Nic im nie będzie. Ja mam chwilę spokoju. Ty masz warunki, by się otworzyć. Jestem cały dla ciebie, tak jak powinno być. Możemy poważnie porozmawiać.
- To w sumie nic takiego...
- Tak, tak. To zawsze nic takiego. Wiesz, co się stało, gdy Ascal ostatnio przyszedł ze mną poważnie porozmawiać?
- Nie.
- Twój brat.
- ... Och.
- No dalej. Pij herbatkę i mów co ci leży na serduszku.
Wuj Dyara usiadł naprzeciwko mnie i trzymał taki sam kubek jak ja. To nie była nasza pierwsza taka rozmowa. Z wujem Dyarą zawsze czułem się dobrze. Tak... komfortowo. Potrafił słuchać... i zrozumieć. Jakby... zawsze wszystko wiedział.
Pamiętam, gdy pojawił się w naszej wiosce... Wywrócił wszytko do góry nogami. Był taki... odważny i... niesamowity. Walczył z moim ojcem i wygrał. Dla małego mnie, który drżał ze strachu przed Ravenem, był bohaterem. A w dodatku... jest omegą taką jak ja. Jak mama. W moich oczach zawsze był kimś... kimś kim ja chciałbym być. Piękny, silny, mądry i taki... wyjątkowy. I nigdy nie wstydził się swojej inności. Był z niej wręcz... dumny.
Gdy patrzy mi w oczy tak jak teraz i uśmiecha się do mnie... czuję się... w jakiś sposób onieśmielony, ale jednocześnie jakby... mam w sobie jakąś nową siłę.
- Mam wrażenie... że coś jest ze mną nie tak.
- ... Czy... Jest jakiś konkretny powód, dlaczego tak się czujesz?
To pytanie, które sam często sobie zadawałem. Nigdy jednak na nie nie odpowiedziałem.
- Myślę, że tak. Tylko... nie jestem pewien.
- Dla mnie... jesteś moim kochanym bratankiem. Uważam, że jesteś doskonały taki jaki jesteś. Jednak jeśli coś cię trapi... to wiem, że to coś ważnego. Po prostu... spróbuj mi wyjaśnić. Czy to ma coś wspólnego z... Ronanem?
- Nie... i tak. To... Skomplikowane.
- Słucham. Spróbuj mi wytłumaczyć.
- Bo... Ronan... jest naprawdę miły. Jest dobry i wydaje się... odpowiedni.
- Odpowiedni? Do... związku?
- Tak.
- ... Ale?
- ... Nie wiem, czy ja się do tego nadaję. Jestem omegą... ale trudno jest mi wyobrazić sobie siebie w roli omegi jakiegoś alfy. To wydaje się takie... sam nie wiem.
- ... Wiesz co Noach... Nie powinieneś tak myśleć. Ja dowiedziałem się o tym, że jestem omegą, gdy byłem... właściwie w twoim wieku. To było dla mnie coś nowego. Jednak... to wcale tak bardzo nie zmieniło mojego życia. Nadal byłem sobą. Dowiedziałem się o jakimś aspekcie siebie... ale to tylko część mnie. Przestań myśleć o sobie jako omedze. Ty to ty, a więc rób to, co ciebie czyni szczęśliwym. Spróbuj odsunąć na bok wszystkie myśli o tym aspekcie siebie. Nie myśl o tym, co powinieneś jako omega. Skup się na sobie. Co myślisz o Ronanie?
- Ronan jest miły.
- Miły.
- ... I chyba nic do niego nie czuję.
- Więc w czym problem?
- Bo mam wrażenie, że... że powinienem coś do niego czuć. Przecież wydaje się taki... doskonały.
- To nie ma znaczenia. Jeśli nic do niego nie czujesz, to po prostu nie jest to.
- Więc co? Ja nie... Nigdy nikogo nie lubiłem. Nawet... trochę. Żadnego alfy. Ja nawet nie... Fizycznie nie potrafię ich polubić. Nawet pomijając uczucia, takie jak miłość. Ronan jest przystojny. Wiem, że mnie lubi i... podobam mu się. On chciał... my prawie... my...
- Noach spokojnie. Jeśli nie chcesz o czymś mówić, nie musisz. Ale nie powinieneś się przede mną niczego wstydzić.
- ... Byliśmy w chacie sami... i on... chciał...
- Kochać się z tobą.
- Tak.
- ... Zgodziłeś się?
- Ja... nie odmówiłem. Bo... pomyślałem, że... że to normalne. Że może to polubię. Bo przecież... wszyscy to lubią. A Ronan jest dobry i przystojny. Więc... próbowałem... też to polubić. No przecież... to normalne. Ale nie potrafię tego polubić. To... dziwne. Ronan jest przystojny... ale nie podoba mi się. Nic nie czuję, gdy mnie dotyka. A przecież powinienem coś czuć. On coś czuje. A ja... nic. Widzę go i wiem, że jest atrakcyjny... ale... to dla mnie obojętne. Gdy patrzę na jego twarz czy ciało... Nic. Po prostu... Nic. Ja chciałbym... Chciałbym coś poczuć. Ale nie jestem w stanie. Jestem jakiś... pusty.
- ... Noach ja... gdy jeszcze nie wiedziałem, że jestem wilkiem... zorientowałem się, że lubię... mężczyzn. Wiedziałem, że jako mężczyzna powinienem pożądać kobiety. Czułem się z tym... dziwnie. Miałem wrażenie, że jestem dziwadłem. Że to nienormalne. Potrafię stwierdzić, że jakaś kobieta jest piękna... ale nigdy nie będzie mnie pociągała. Na początku byłem zdezorientowany. Myślałem, że lubię kobiety, tylko to uczucie jeszcze nie przyszło i że pojawi się z wiekiem. A później... uświadomiłem sobie, że czuję porządnie... ale gdy patrzę na mężczyzn. Nie czuję nic, gdy widzę kobiece krągłości, ale jest zupełnie odwrotnie, gdy widzę twarde i umięśnione męskie ciało. Gdy to sobie uświadomiłem... na początku było ciężko... ale przynajmniej wiedziałem, dlaczego wcześniej czułem się tak... inaczej.
- ... Ale ja... Ja nie... Nie lubię kobiet.... Tak myślę.
- Rozumiem. To nie zawsze... Nie zawsze jest takie oczywiste. Nie martw się tym. Nie próbuj tego wymusić. Po prostu... pomyśl nad tym. Czy może jest... albo był ktoś, przy kim czujesz się inaczej?
- ... Kiedyś chyba... byłem o kogoś zazdrosny.
- Naprawdę?
- Tak. Ja wtedy... To było dawno temu. I trochę... było mi wstyd. Po prostu... gdy ktoś całował tę osobę... albo gdy ta osoba była blisko... z... ze swoim partnerem... to czułem się tak... dziwnie. Później przestałem to czuć. Jednak... czy to mogło być... To?
- Cóż... możliwe.
- A teraz... Ostatnio poczułem coś podobnego. Pomyślałem sobie o pewnej osobie... i o tym, że ktoś inny byłby z nią. Że by ją całował... dotykał. I poczułem się... źle. Bardzo źle. Nie chcę... nie chcę, by ktoś go dotykał.
- Rozumiem. To nie musi... ale może coś oznaczać. Może... spróbuj skonfrontować jakoś te uczucia.
- Ale to byłoby... dziwne.
- Dlaczego?
- Bo to... nienormalne.
Wuj przyglądał mi się chwilę z poważnym wyrazem twarzy. Nagle złapał mnie za rękę i spojrzał mi prosto w oczy.
- Noach, jeśli kogoś kochasz... nie ma w tym niczego złego. My wszyscy chcemy, abyś był szczęśliwy. Wybierz kogoś, kogo darzysz uczuciem... i kto darzy uczuciem ciebie, a my go zaakceptujemy i pokochamy, tak długo, jak będzie dawał ci szczęście. Mogę z całą pewnością powiedzieć to za siebie, za twego wuja, za twoją mamę i za Noego, a także za twojego brata i kuzynów.
- A... a reszta?
- Kogo obchodzi reszta? Jeśli będą mieli z tym jakiś problem... mogę wyrzucić ich ze stada. Na szczęście mam wrażenie, że raczej nie będą robić żadnych problemów.
- ... Wujku... Dziękuję.
- Nie ma za co skarbie. Wypij herbatkę. Zaraz zrobię ci kanapki. Jesteś bladziutki, musisz coś zjeść. A później... zrobisz, co uznasz za słuszne.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top