Rozdział XXX
- Dlatego nie powinieneś lekceważyć łosi.
- Przede wszystkim nigdy nie przyszłoby mi do głowy atakować łosia.
- To dobra zwierzyna. Tylko tak jak mówiłem, trzeba wiedzieć jak ją upolować.
- Na zachodzie jest chyba więcej łosi. My polujemy głównie na jelenie.
- Tak. Najwięcej jest ich na północy, ale dość często spotykamy je na naszym terytorium.
- Jadłem chyba kiedyś łosia. Wydaje mi się, że smakuje jak jeleń.
- Rzeczywiście dość podobnie.
Rozmowa o łosiach może nie była najciekawsza, ale przynajmniej odwiodła moje myśli od innych tematów. Na przykład od mojego przyjaciela, który zataił przede mną bardzo ważne informacje. Miałem teraz taki mętlik w głowie, że cieszyłem się, że Ronan jest tutaj i sprawia, że skupiam się na czymś innym.
Nie chcę teraz o tym myśleć. Czuję, że potrzebuję nieco... oczyścić umysł, by to wszystko najpierw jakoś samo uporządkowało się w mojej głowie. Poczułem zbyt wiele na raz i połowy tych emocji nie potrafię nawet rozpoznać. Więc najpierw muszę chyba odetchnąć. A gdy wrócę do domu, przemyślę to sobie na spokojnie. Na razie na chwilę odsunę to wszystko na bok. Skupię się na lesie, na świeżym, zimowym powietrzu, na Ronanie i jego łosiach. Na wszystkim tylko nie na tych dziwnych uczuciach, które sprawiają, że trudno mi oddychać.
- Czy to dom?
Zerknąłem w kierunku, w którym patrzył Ronan. Nie zdawałem sobie sprawy, że zawędrowaliśmy w te strony. Kolejny znak, że jestem zbyt nieobecny.
- Tak. Ale nikt tam nie mieszka. Jest pusty.
- Pusta chata z dala od wioski?
- Tak... Podejrzewam, że ktoś mógł tam kiedyś mieszkać.
- Idziemy?
- Do środka?
- Tak. Ogrzejemy się trochę. Chyba że jednak ktoś tam mieszka. Jakieś driady? Wiedźmy?
- Nie wydaje mi się.
- No to chodźmy.
Nim zdążyłem coś powiedzieć, alfa już ruszył w stronę domu. Nie wiedząc, co innego miałbym zrobić, ruszyłem za nim. Ten nawet się nie krępował i bez wahania wszedł do środka.
- Ronan! A gdyby ktoś był w środku?
- Mówiłeś, że nikt tu nie mieszka.
Sposób, w jaki to powiedział i ten dziwny uśmiech na jego ustach powiedziały mi, że on chyba wie co to za chata. Nie wiem, czy w jego wiosce jest podobna, czy usłyszał coś od kogoś ze stada, czy może po prostu się domyślił. W każdym razie byłem pewien, że zdaje sobie sprawę z tego, że czasem kogoś można tu spotkać.
- Patrz, są drwa. Możemy rozpalić w palenisku.
Alfa od razu wziął się do roboty, na co w sumie nie mogłem narzekać. Zrobiło się strasznie zimno i nawet przez rękawiczki drętwiały mi palce. Ogień nie zaszkodzi.
Usiadłem na niedźwiedzim futrze rozłożonym naprzeciw paleniska i obserwowałem, jak Ronan zręcznie rozpala ogień. Zdjąłem rękawiczki, czapkę i szal. Nie były już potrzebne.
Gdy płomień w końcu urósł i zaczął pożerać drwa, mężczyzna usiadł obok mnie.
- Zaraz zrobi się przyjemnie i ciepło.
- Może zacznę na powrót czuć stopy.
- Mogłeś powiedzieć, że jest ci zimno. Czy może tak bardzo skupiłeś się na mnie, że nie zauważyłeś, że zaczynasz tracić czucie w kończynach?
- ... W zasadzie coś w tym jest.
Nowina, którą przedstawił mi Ronan, rzeczywiście sprawiła, że przez dobre pół godziny straciłem kontakt z rzeczywistością. Ale...
Nie... Miałem o tym nie myśleć. Nie będę myśleć o tym, że Cecil odejdzie i zwiążę się z jakimś alfą. Muszę myśleć o tym, co dzieje się teraz. Tak. Ja. Ronan. Ogień. Jego ręka na mojej. Kiedy złapał mnie za rękę?
- Widzisz? Już jest cieplej.
- Tak...
- Jesteś cały czerwony od mrozu. Wyglądasz uroczo.
- To... Zaraz zniknie.
- A ty nadal będziesz wyglądał uroczo.
- Bez przesady. Nie jestem... Nie wyróżniam się za bardzo.
- Żartujesz? Jesteś śliczny. Gdybym przyprowadził cię ze sobą do stada, wszyscy by mi zazdrościli. Nigdy nie widziałem takiej piękności.
- Ja... przecież nie jestem zbyt... wyjątkowy. Mam raczej... pospolite cechy.
- A czy to źle? Masz piękne brązowe oczy. Może wielu ma brązowe oczy, ale niewielu takie jak ty. Jesteś... taki subtelnie piękny. Nie wyróżniasz się, a jednak przyciągasz wzrok. Jest w tobie ten... subtelny urok. Tyle drobnych zalet, które nadają ci wdzięku.
Mówił... szczerze. Widziałem to w jego oczach. Pociągam go. Uważa, że jestem... atrakcyjny. Patrzył mi w oczy, ale po chwili jego wzrok przesunął się niżej na moje usta. Coś zmieniło się w jego spojrzeniu. Przysunął się bliżej a ja... nie odsunąłem się. Stwierdziłem, że nie powinienem tego robić. To mogłoby go urazić. Nie chcę go urazić...
Gdy mnie pocałował, nie zaskoczyło mnie to. Chyba się tego spodziewałem. Tym razem był nieco bardziej... nachalny niż za pierwszym razem. Czy to dlatego, że mu się to podobało? A może dlatego, że od ostatniego razu minęło tyle czasu? W każdym razie... Coś było inaczej.
Objął mnie w pasie i mocno przyciągnął. Poczułem jego dłoń na swojej talii... bezpośrednio na skórze. Wsunął ją pod mój płaszcz i bluzkę. To... zaskoczyło mnie. Nie wiedziałem, co powinienem zrobić.
Gdy skończył pocałunek, przysunął twarz do mojej szyi i zaczął przygryzać delikatnie moją skórę. Jego usta i język były takie gorące... Teraz poczułem, że jego zapach stał się silniejszy.
Przesunął dłoń wyżej, zahaczył kciukiem o mój sutek i westchnął. Poczułem jego ciepły oddech na szyi i uświadomiłem sobie, że... że jest... podniecony. To dlatego jego zapach stał się silniejszy.
Ronan chce... seksu? Tutaj? Teraz? Co... Co powinienem zrobić? Czy to nie za wcześnie? A może... może to normalne. W końcu już długo... zabiega o mnie. A ja do tej pory nie odrzuciłem jego zalotów...
Zsunął płaszcz z moich ramion, a ten upadł na podłogę. Zawahał się na chwilę, po czym na moment odsunął się ode mnie i ściągnął swój. Gdy na powrót się do mnie przysunął, dłoń ułożył na moim udzie, po czym znów mnie pocałował.
Był coraz bardziej... gwałtowny. Czy ja... powinienem? Bo przecież... Ronan jest... jest dobrym alfą... dla mnie. Jest odpowiedni. I... zabierze mnie do swojego stada. Jeśli z nim to zrobię to... wtedy na pewno mnie ze sobą zabierze. A wtedy... Cecilowi będzie łatwiej. Ja też... ja też będę miał rodzinę. Będziemy przyjaciółmi jak mama i wuj Dyara. A jeśli odmówię... odpuści? Co jeśli... nie będzie już chciał mnie zabrać?
Ronan zdjął mi bluzkę. Odruchowo chciałem zakryć pierś dłońmi, ale alfa mnie powstrzymał. Przyglądał mi się... z głodem w oczach. Jestem... zwierzyną.
Puścił mnie i zdjął koszulę, odsłaniając przede mną swoje ciało. To było... inne. Teraz rozumiałem. Ciała alf są... inne. Duże. Twarde. Jakby... wykute z kamienia. Nie ma w nich niczego miękkiego ani subtelnego czy delikatnego. Ciało Ronana było umięśnione, tak jak myślałem. Było takie inne od mojego. Takie... silne.
Złapał mnie za ramiona i położył na ziemi. Poczułem ciepłe i miękkie futro pod plecami. Ale nade mną był alfa. Duży... silny alfa, w którym nie było niczego miękkiego i delikatnego. Jego dłonie na moim ciele były duże i jakby... szorstkie. Mimo że nie używał dużo siły to gdy złapał mnie za udo, miałem wrażenie, że zrobił to za mocno. Nawet jego usta wydawały się szorstkie, gdy dotykały moich.
Jego ciało było coraz bliżej mojego. Czułem się... przytłoczony. Zaczęło być mi ciężko oddychać. Ronan otarł się o mnie. Przycisnął mnie lekko swoim ciałem, a ja uświadomiłem sobie, jaki jestem przy nim drobny i kruchy.
Odsunął się, a ja odetchnąłem głęboko. Gdy był tak blisko miałem wrażenie, że brakuje mi powietrza.
To jest... Nie lubię tego... Nie podoba mi się to... Co powinienem zrobić?
Alfa sięgnął do paska swoich spodni i rozpiął je. Ronan jest mężczyzną jak ja. Ale... nie jest jak ja. Nigdy nie widziałem nagiego alfy. Nie... Nie dorosłego alfy. A przez bieliznę widziałem, że był... podniecony. I... zadrżałem. To był mimowalony odruch. Ronan to zauważył. Wydawał się... zadowolony. Podobało mu się... że drżę?
Sięgnął do moich spodni, zaczął je rozpinać. A ja... bałem się. Drżałem ze strachu. To jest... straszne. Boję się. Nie chcę tego. On jest... straszny. Nie chcę... Nie chcę, by znów był tak blisko mnie. Nie chcę jego ciała przy swoim. Nie lubię go. Jest za duże. Za straszne. Nie mogę... Nie chcę...
- N... Nie!
Złapałem go za ręce, gdy próbował zsunąć ze mnie spodnie i bieliznę. Mógłby to zrobić, ale zatrzymał się. Spojrzał na moje dłonie a później na moją twarz.
- Co?
- Nie chcę... Przestań.
- ... Przed chwilą chciałeś.
Był zły... Straszny. Jest duży i straszny. Patrzył na mnie tymi błyszczącymi, wilczymi oczami. Jestem taki mały... Zje mnie. Ma takie duże ręce... duże zęby...
- A-ale... nie chcę. Rozmyśliłem się. Mogę... Mogę się rozmyślić, prawda?
Patrzył na mnie tymi oczami. Marszczył brwi. Zaciskał mocno zęby. Ze złości. Jest zły. I może zrobić, co zechce. Bo jest silny.
Po chwili pościł materiał moich spodni, a gdy ja puściłem jego, odsunął całkowicie swoje dłonie. Jego ciało było wciąż napięte, ale wyraz jego twarzy lekko złagodniał. Przeczesał dłonią włosy i odetchnął głęboko, przymykając na chwilę oczy. Gdy na mnie spojrzał, jego wzrok był mniej... drapieżny.
- Tak... Możesz. Oczywiście, że możesz. To... Przepraszam. Ja... to przez pełnię. Przepraszam. Poniosło... Poniosło mnie.
Odsunął się. W końcu się odsunął. Mogłem odetchnąć. Nie czułem nad sobą jego obecności. Miałem przestrzeń.
Powoli usiadłem i odsunąłem się jeszcze trochę. Ronan siedział z podkulonymi kolanami i opartą o nie głową. Oddychał głęboko. Próbował... uspokoić się?
Ja... drżałem lekko. Nie wiedziałem, że... że tak się przestraszyłem, że aż drżę.
- Noach.
- T-tak?
- Boisz się tego?
- ... Ja... Nigdy nie...
- Wiem, że nigdy tego nie robiłeś. Ale... nie chcesz tego robić, bo się boisz czy dlatego że to ja?
- ... To... To nie...
- Zastanów się. Szczerze mówiąc... wszystko mi jedno czy mnie lubisz.
- ... Co?
- Jeśli robisz to wszystko... bo uważasz, że jestem dobrą partią... Nie przeszkadza mi to. Zabiorę cię do siebie. Zrobię z ciebie swoją omegę. Nie musisz mnie kochać. Tylko... zdecyduj się. Bo nie lubię zabawy w kotka i myszkę.
- To nie... Nie bawię się z tobą...
- Naprawdę? Nie lubisz mnie. Gdy cię całuję... nawet nie drgniesz.
- Bo ja... Ja nie wiem...
- Nie czujesz nic. W pewnym sensie to też mam gdzieś. Możesz leżeć pode mną jak kłoda drewna, jeśli ci to nie przeszkadza. Tylko zdecyduj się czy jesteś na to gotowy.
- Dlaczego... Dlaczego taki jesteś... Dlaczego tak do mnie mówisz...
Poczułem, jak łzy napływają mi do oczu. Dlaczego jest taki zimny... Dlaczego jest na mnie zły...
- Chcę, abyś był mój. Możesz mnie kochać albo możesz mnie tylko akceptować. W każdym razie będę traktować cię dobrze. Ale musisz podjąć jakąś decyzję. To nie jest kwestia tego, że jeszcze nie jesteś na coś gotowy, tak jak na początku myślałem. Nie pragniesz mnie. Nie wiem, czego chcesz. Jeśli potrzebujesz dobrego alfy i wybrałeś mnie to w porządku. Oznaczę cię, założę z tobą rodzinę i dam ci dom. Tylko uświadom sobie, że z tego już się nie wycofasz. Za niecałe dwa tygodnie wracam do domu z tobą lub bez ciebie.
- ... Jesteś... Ja... Idę do domu...
Złapałem swoje ubrania i w pośpiechu narzuciłem na siebie. Nie chciałem się przed nim rozpłakać... Nie rozpłaczę się przed nim.
Nie patrzył na mnie, gdy wyszedłem, trzaskając drzwiami. Wściekły, rozgoryczony i z łzami spływającymi po policzkach.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top