Rozdział XX

Przyjrzałem się swojemu odbiciu w lustrze. Po chwili wahania jeszcze raz rozczesałem niesforne włosy. Dzisiaj były wyjątkowo puszyste, co nie pomagało. Ostatecznie poddałem się i stwierdziłem, że i tak założę czapkę. Nie zamierzam odmrażać sobie uszu. Poza tym pod czapką może trochę się uspokoją.

A może wcale nie było z nimi tak źle, tylko ja jestem odrobinę przewrażliwiony. Denerwuję się nieco... Nigdy nie byłem na... To chyba randka. Tak myślę. Ronan zaprosił mnie na spotkanie. We dwójkę. Więc... To chyba to. Nie bardzo wiem jak się w takiej sytuacji zachować.

Zgodziłem się. Nie miałem powodów, by się nie zgodzić. To przecież nic takiego. A jednak teraz gdy szykuję się do wyjścia, czuję się... dziwnie. Cóż... Ronan jest alfą. A ja omegą. To normalne. Właściwie to chyba jestem już w tym wieku, że powinienem próbować sobie kogoś znaleźć. Tak myślę... No a Ronan wydaje się miły.

Jest przystojny. Maggie i Betty potwierdziły moje spostrzeżenia. Były też strasznie podekscytowane tym, że zamierzam się z nim spotkać. A to przecież nie tak, że pierwszy raz będziemy sam na sam. Dziewczyny jednak nie zwracały na to uwagi. Jakby dzisiejsze spotkanie miało być wyjątkowe. Podczas gdy my po prostu pójdziemy na spacer. Już to robiliśmy. Tylko tym razem nie jest to przypadek a zaplanowane spotkanie. To tyle. Porozmawiamy... może poznamy się trochę lepiej. Z chęcią dowiem się czegoś o Ronanie.

No i... wszyscy oczekują, że prędzej czy później zwiążę się z jakimś alfą. Chyba powinienem zacząć szukać. Skoro wiem, że Ross i Julien mnie nie interesują, to chyba powinienem korzystać z każdej okazji poznania alf spoza stada. Kto wie. Może, gdy lepiej poznam Ronana, to go polubię.

Tylko że czułem odrobinę presji. Na tego typu spotkaniu powinno się chyba ładnie wyglądać. A trudno ładnie wyglądać, gdy na zewnątrz jest zimno i trzeba ubrać się przede wszystkim ciepło.

Dziewczyny mówią, że w takim wypadku trzeba się poświęcić i wybrać urodę nad wygodę. Cóż... Ja nie do końca się z nimi zgadzam. Dlatego przede wszystkim zadbałem o to, by było mi ciepło. Oprócz grubych skarpet i ciepłej bielizny założyłem jedne z moich cieplejszych spodni (były też dopasowane, więc nie uważam, by były złe), sweter, cienką, futrzaną kamizelkę a na to ciemnoszary płaszcz. Właściwie to nawet tak bardzo nie przypominałem puchatej kulki. Na głowę tak jak planowałem, nałożyłem wełnianą czapkę. Po chwili wahania owinąłem sobie wokół szyi Wschodni szal, który nie tak dawno kupiłem. Był cienki i nie dawał wiele ciepła, ale był ładnym dodatkiem.

Gdy przyjrzałem się sobie ostatni raz, stwierdziłem, że nie wyglądam tragicznie.

- Noach! Ktoś do ciebie!

Noe nie powiedział kto to ale nie musiał. Wygląda na to, że Ronan jest punktualny. Wziąłem jeszcze rękawiczki i schowałem je do kieszeni, po czym wyszedłem z pokoju.

W głównej izbie Noe rozmawiał z Ronanem. Mój ojczym nie wydawał się zachwycony jego widokiem, ale Ronan zachowywał się... no cóż... grzecznie. Miał ze sobą jakiś kosz. Jakby... piknikowy. Pewnie ma coś do jedzenia. W sumie to dobry pomysł. Co prawda... piknik w środku zimy nie brzmi zachęcająco. Chociaż wygląda na to, że nie tylko ja ubrałem się ciepło, więc może nie będzie tak źle.

- Tato wrócę przed zmrokiem.

- Jak nie wrócisz, to was wytropię. Nie żartuję. Wezmę łuk.

- Tak wiem.

Pocałowałem ojczyma w policzek, po czym złapałem Ronana za ramię i wyciągnąłem go z domu, nim zdążył się czymś narazić. Noe bywa nadopiekuńczy. Mama mówi, że to dlatego, że czuje się trochę winny że pozwolił mojemu biologicznemu ojcu na krzywdzenie nas. Nie uważam, by miał powody, aby czuć się za to winnym... ale taki już jest. Poza tym lubię to, że się o mnie troszczy.

- To gdzie idziemy?

- Niestety nie znam zbyt dobrze okolicy... ale możemy iść na jakąś polanę. Usiądziemy. Zjemy coś.

- Brzmi dobrze.

Oddaliliśmy się już nieco od domu, więc puściłem ramię alfy. Zastanowiłem się chwilę, którą ścieżkę wybrać a po odrzuceniu tych, które były zbyt zarośnięte, zasypane, zdradliwe czy za długie została mi jedna, więc wybór stał się prosty.

- Latem jest tu pewnie więcej do roboty. Jak u nas. Można popływać w jeziorze. Potarzać się po łące.

- Teraz można co najwyżej poślizgać się po lodzie i potarzać się w śniegu.

- To też jakaś rozrywka.

- Lód jest zdradliwy a śnieg... a śnieg włazi w niefajne miejsca. I jest zimny. To też jego mały mankament.

- Trudno się z tobą nie zgodzić.

- Cecil mówił, że często jeździcie po jeziorze na łyżwach.

- Tak. Znamy je na tyle dobrze, że potrafimy stwierdzić, kiedy lód jest bezpieczny. Osobiście niespecjalnie za tym przepadam. Może to dlatego, że nie jestem w tym zbyt dobry.

- No kto by pomyślał.

- Dziwi cię to?

- Szczerze? Trochę tak. Wyglądasz na takiego, co jest we wszystkim dobry.

Alfa zaśmiał się głośno i lekko szturchnął mnie w ramię.

- Czy mi się wydaje, czy wywarłem na tobie wrażenie aroganckiego?

- Trochę. Wiesz, wydajesz się taki... Doskonały. Idealny alfa. Coś w tym stylu.

- To chyba dobrze.

- Chyba tak.

- Cóż... Ty z kolei wydajesz się perfekcyjną omegą.

- A skąd taki pomysł?

- Słyszałem plotki.

- Plotki?

- Że świetnie gotujesz. Potrafisz szyć. Jesteś rodzinny i od małego pomagasz matce prowadzić dom. Dziwię się, że Julien sobie ciebie odpuścił.

Perfekcyjna omega... Może i tak. Jednak ja... nie czuję się taki. Mam wrażenie, że coś we mnie jest nie tak. Gdyby Ronan wiedział, co to jest, pewnie zmieniłby zdanie. Tylko że nawet ja nie wiem, co to jest.

A więc to mówią o mnie inni... Że dobrze gotuję, że dobrze zajmowałbym się domem... Cóż, to cechy dobrej omegi. Mam też twarz, którą alfy lubią. Delikatną urodę lalki. Powinienem chyba się cieszyć, że tak mnie postrzegają. Że uważają mnie za wartościowego.

Jednak... nie wiem, czy cieszy mnie to, że dostrzegają we mnie akurat to. Przecież... jest wiele innych rzeczy, które mnie charakteryzują... Prawda? Lubię strzelać z łuku. Czy Ronan uznałby moje umiejętności za imponujące? A może uznałby to za niepotrzebne? Czy pochwaliłby mnie, gdybym ustrzelił kaczkę? A może oczekiwałby ode mnie, że ją przyrządzę i za to dostałbym pochwałę...

Ja nie jestem tylko dobrą omegą... Lubię też tropić... i... jestem... Jestem czymś więcej niż omegą... ale... czy właściwie jest coś, co mnie wyróżnia? Czy gdybym nie był omegą... byłbym cokolwiek wart?

- Noach?

Głos mężczyzny wyrwał mnie z zamyślenia. Jak długo byłem pogrążony w myślach? Mam nadzieję, że nie odpłynąłem zbytnio.

- Tak?

- Coś się stało?

- Nie... Dlaczego pytasz?

- Jakby... zbladłeś.

- Nie... Nic się nie stało. Zamyśliłem się trochę. O czym... O czym rozmawialiśmy?

- Wydaje mi się, że stanęło na tym, że nie jestem mistrzem w jeżdżeniu na łyżwach.

- Tak... Już pamiętam... Czy Cecil jest w tym dobry?

- Mój brat? Cóż... Tak. W sumie to od małego czuje się na lodzie chyba pewniej niż na stałym gruncie.

Więc naprawdę jest w tym dobry... Mógłby mnie tego nauczyć. To byłoby coś, co dodałoby mi osobowości. Może gdybym jeździł na łyżwach, ludzie by o tym mówili. "Noach czuje się na lodzie pewniej niż na stałym gruncie"... To brzmi lepiej niż "Noach to doskonała omega".

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top