Rozdział XV

Nie byłem pewien co właściwie miałem im pokazać, czy opowiedzieć. Oczywiście mogłem po prostu pokazać im najważniejsze miejsca w wiosce... ale z drugiej strony skoro byli dziećmi przywódcy innego stada, to przydałoby się pokazać naszą społeczność z jak najlepszej strony. Gdy wyszliśmy z domu Alfy, postanowiłem poprowadzić ich najpierw w prawą stronę, gdzie znajdowały się nasze uprawy i hodowle.

Wuj Dyara sprawił, że przez ostatnie lata nie tylko się powiększyły, ale hodowaliśmy teraz nowe gatunki zwierząt, roślin i ziół. Jeśli chodzi o zwierzęta, to do tej pory ograniczaliśmy się do kur i owiec. Teraz mamy też kozy i kilka krów. Właściwie nasza wioska zaczyna przypominać ludzką osadę.

Wuj Nasir chce jeszcze bardziej umocnić naszą pozycję, byśmy nie znaleźli się w sytuacji, w której będziemy musieli to wszystko porzucić i ponownie uciec przed ludźmi. Dlatego zdecydował się zbliżyć do innych stad i zawierać z nimi sojusze. W takim wypadku tym bardziej powinienem zrobić na tej dwójce dobre wrażenie.

Na początek chyba powinienem się przedstawić. Tego wymaga grzeczność. Poza tym muszę chyba z nimi porozmawiać. Na razie tylko w ciszy za mną idą. A to na pewno nie zostawi dobrego wrażenia.

- Ym... Jestem Noach. Nasir to mój wuj.

- Więc należysz do rodziny Alfy. Bliskiej rodziny jak mniemam?

Zerknąłem na szatyna i napotkałem przyjazny uśmiech. Cóż... wydają się sympatyczni. Może oprowadzanie ich nie będzie takie straszne.

- Tak. Mój biologiczny ojciec był poprzednim Alfą i bratem Nasira. Natomiast mój ojczym jest przyjacielem obecnego Alfy.

- Czyli... W twoich żyłach płynie krew Nasira.

- Cóż... Tak. Właściwie jestem jedynym członkiem stada poza jego dziećmi, z którym wiążą go więzy krwi. Ma jeszcze bratanicę, ale nie wiemy gdzie teraz jest. Więc zostaję ja. Niemniej wuj Nasir wszystkich bliskich traktuje jak członków rodziny.

- Rozumiem. Ja jestem Ronan, a to mój młodszy brat Cecil. Jesteśmy jedynymi dziećmi Alfy naszego stada.

- Gdzie właściwie żyje wasze stado?

- Nasza wioska znajduje się na zachód. W okolicach Wielkiego Jeziora.

- Och... To dość daleko. Dwa tygodnie drogi?

- Dziesięć dni. Przynajmniej tyle nam to zajęło. W ludzkiej postaci. Musieliśmy też zatrzymać się na dwudniowy postój. W każdym razie... Tak. To dość daleko.

- Rozumiem. Wasze stado jest duże?

- Podobne do waszego.

- Czy wuj chce nawiązać z wami kontakty handlowe, czy może odwiedził was z innego powodu?

- Nie wiesz?

- Wuj niczego nie ukrywa przed stadem a tym bardziej przed rodziną. Jednak w ciągu ostatnich lat odwiedzał wiele stad i to z różnych powodów. Nie wspominał o stadzie znad Wielkiego Jeziora, więc jestem ciekaw.

Nigdy nie byłem w pobliżu Wielkiego Jeziora. Właściwie to nigdy nie opuściłem naszego terytorium. Niemniej tak jak wszystkie młode wilki uczyłem się o Północnych terenach. Gdybym miał mapę, potrafiłbym się nią posłużyć i podać nazwy najbardziej charakterystycznych miejsc. Wielkie Jezioro to po prostu największe jezioro na Północnych terenach. Znajduje się jednak bardziej na zachód od nas, a nie w głębi puszczy. Podobno, gdy stanie się na brzegu jeziora nie jest się w stanie dostrzec drugiego brzegu.

Próbowałem przypomnieć sobie, co jeszcze wiem o tym miejscu. Ostatecznie do mojej głowy wpadła jedynie myśl, że tak jak my jesteśmy narażeni na atak ludzi od południa, tak stado Ronana zapewne jest odsłonięte od zachodu. A więc... Niejako zabezpiecza nas od tej właśnie strony. Ludzie najpewniej najpierw natknęliby się na ich stado. Musieliby przeprawić się też przez jezioro, lub nadłożyć sporo drogi.

Nie raz słyszałem, jak wujowie rozmawiają z tatą o polityce. Ja zazwyczaj bawiłem się wtedy z dziećmi, ale co nieco podsłuchałem. Wuj Nasir chce by stada niejako... chroniły siebie nawzajem. Przynajmniej tak mi się wydaje. Nasze stado jest duże i w pewnym sensie jest pierwszym stadem, które stoi na drodze ludzi, gdyby chcieli ruszyć w głąb naszych terenów. Najwyraźniej stado Ronana jest podobne.

Sojusze między stadami jako takie nie są czymś nowym. Jednak wujek Nasir jako pierwszy podjął się zadania stworzenia czegoś więcej niż pojedynczych sojuszów. Już teraz jesteśmy blisko ze Wschodnimi stadami, a także wieloma małymi stadami na terenach pomiędzy nami a Wschodnią granicą. W pewnym sensie sprawiliśmy, że te tereny są dla nas bezpieczne. Nasi sojusznicy ostrzegą nas, gdyby coś się wydarzyło lub wspomogą nas jak tylko będą mogli. I vice versa. Podejrzewam, że wuj to samo stara się osiągnąć na zachodzie. Słowa szatyna utwierdziły mnie w tym przekonaniu.

- Nasz ojciec Kain jest dość... otwarty na współpracę. Twój wuj odwiedził nas kilka miesięcy temu. Proponował nie tylko wymianę handlową między nami, ale i swego rodzaju... układ. Jeśli uwzględnićby rozkład stad na naszych ziemiach... Wasze stado jest największym stadem na południu a nasze największym na zachodzie. Współpraca między nami na pewno byłaby... opłacalna. Widzisz... Ludzie żyjący przy granicy z Zachodem są dużo bardziej niebezpieczni. Kupują stamtąd lepszą broń i słuchają opowieści o łowcach czarownic i częściej są gotowi zaryzykować życie dla możliwości ubicia jakiegoś diabła. A to wszystko przez tę Zachodnią religię. Coraz więcej ludzi Północy zaczyna czytać te książki o diabłach i demonach.

- Rozumiem, że my jesteśmy takimi diabłami?

- O tak. Jak najbardziej. Więc... Czujemy się zagrożeni. Dlatego ojciec z chęcią przyjąłby dłoń oferującą pomoc. Jednak... ojciec jest z natury podejrzliwy i nieufny. Nie uwierzy na słowo, że przyjdziecie nam na pomoc, gdy będziemy jej potrzebować, a jednocześnie nie chce narażać swoich, by pomóc wam, nie wiedząc, czy kiedyś się nam odwdzięczycie.

- Rozumiem. Więc przysłał was tu, byście sprawdzili, czy jesteśmy godni zaufania.

- Godni zaufania. Owszem. A także czy jesteście tak liczni, silni i dobrze zorganizowani jak twierdził wasz Alfa. Ojciec powierzył mi zadanie. Mam znaleźć coś, co sprawi, że staniecie się dla nas wartościowymi sojusznikami.

- Postaramy się udowodnić, że jak najbardziej jesteśmy.

- Tak... Nie wątpię. Jestem zdeterminowany, by nasze stada się zjednoczyły. Właściwie to już widzę dla nas nadzieję na współpracę.

- Cieszy mnie to. Wuj Nasir jest uczciwy i honorowy. Ale o tym sam się przekonasz. Tak właściwie... długo zamierzacie tu zabawić?

- Wszystko zależy od tego, co ustalimy. A także od pogody. Nie mamy wątpliwości, że zostaniemy co najmniej trzy czy cztery tygodnie. Chcemy poznać wasze stado. Dowiedzieć się jak najwięcej.

- W takim razie, zamiast was wypytywać, sam coś opowiem. A jeśli macie jakieś pytania nie krępujcie się.

- Oczywiście. Dziękujemy.

Mężczyzna uśmiechnął się do mnie. To był przyjazny uśmiech. Odniosłem wrażenie, że był też szczery. Ronan wydaje się dobrym mężczyzną. Jednak nie znam go, więc to tylko dobre pierwsze wrażenie.

Jego brat natomiast... Nie odezwał się ani słowem, ale słuchał z uwagą. Wydaje mi się, że jest po prostu nieśmiały. A może tak to między nimi działa. To starszy brat jest pewnie tym wygadanym i towarzyskim. W każdym razie Cecil także nie wzbudził we mnie żadnych negatywnych odczuć.

Cóż... przynajmniej coś ciekawego zaczęło się dziać. Zawsze to jakiś powiew świeżości. Do tej pory odwiedzali nas tylko nasi Wschodni bracia. Większość z nich każdy już doskonale znał. A oni... Oni byli nowi i ciekawi.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top