Rozdział XLII
Cecil rozmawiał z Ronanem. Ponoć brat był na niego zły, ale zdawał się wierzyć w nasze kłamstwa. Nie powiedział, że Cecil może zostać, ale wydawał się pogodzony z taką możliwością. Przez kolejne trzy dni o tym nie wspominał.
Ross kilka razy spotkał się z Cecilem tak, by wszyscy to widzieli. Zazwyczaj wchodzili razem do lasu, gdzie rozdzielali się. Ross szedł łowić lub porobić coś innego a Cecil i ja spotykaliśmy się i zajmowaliśmy... sobą. A o umówionym czasie alfa i omega znów się spotykali, by wspólnie wrócić z "ich" spaceru.
Nadal denerwowało mnie, gdy Ross... okazywał zbyt duże zaangażowanie. Zdawałem sobie sprawę skąd to uczucie. To była zazdrość. Bo w końcu... Ross jest alfą. Omegi zostały stworzone dla alf a alfy dla omeg. Więc... on mógłby... ukraść mi go. A ja nie miałbym sił, by go zatrzymać. Dlatego tak bardzo denerwowało mnie, gdy alfa go dotykał. To było... nie do zniesienia. Na szczęście, gdy zostawaliśmy sami, Cecil był tylko mój.
Byłem pewien, że za trzy dni Ronan opuści moje stado... a Cecil zostanie ze mną. Porozmawiam z wujkiem Nasirem, by zorganizować dla niego jakieś miejsce. Coś na stałe. Lub przynajmniej na dłuższy czas. Jestem pewien, że jeśli poproszę to stanie po mojej stronie. Powiem tylko, że Cecil miał być zmuszony do zostania czyjąś omegą. Tak... wujek to zrozumie i stanie po stronie Cecila. W końcu nadal ma wyrzuty sumienia za to, co spotkało mamę. Nie skazałby kolejnej omegi na taki los.
Wszystko miało szansę skończyć się dobrze. Snułem już plany na przyszłość. Myślałem o tym, jak zapewnić nam byt. Myślenie o tym było na swój sposób... wspaniałe. Wiedziałem, że nie będzie lekko i że czeka nas zapewne wiele trudności... ale mieliśmy być razem. Jakiejkolwiek decyzji byśmy nie podjęli i gdziekolwiek byśmy się nie udali, bylibyśmy razem. Samo myślenie o tym sprawiało, że byłem szczęśliwy. Nawet teraz.
Siedziałem przy mojej niewielkiej toaletce z kartką papieru i piórem w ręku. Zapisywałem to, co przyszło mi do głowy. Tylko takie... myśli. Nasze plany na przyszłość. Mieliśmy wiele opcji. Na przykład Wschód. Do tego jednego słowa zapisałem luźne notatki. Bo miało to pewne plusy i minusy. Z jednej strony znałem wiele wilków ze Wschodu. I byłem pewien, że ojciec wuja Dyary mógłby wziąć nas do swojego stada. Ale z drugiej strony... to daleko. I podróż mogłaby być niebezpieczna. Nie mieliśmy też pewności czy tamtejsze wilki nas zaakceptują. Może lepiej odpuścić sobie życie w stadzie. Może najlepiej jeśli odejdziemy. W końcu... trudno zaakceptować coś takiego.
Cała kartka zapisana była moimi myślami, a ja kreśliłem kolejne. Przerwało mi dopiero pukanie do drzwi.
- Proszę!
Mama zajrzał do środka nieco niepewnie. To jednak nic niezwykłego. Szanuje moją prywatność.
- Noach skarbie masz gościa.
- Naprawdę? Nie spodziewałem się nikogo.
- Przyszedł Cecil.
- Och... To powiedz mu, żeby wszedł.
Słyszałem, jak mama zwraca się do chłopaka i już po chwili drzwi otworzyły się ponownie. Omega zamknął je za sobą i przez chwilę stał, opierając się o nie plecami. Nie odezwał się ani słowem... był jakiś... smutny.
- Cecil... coś się stało?
Spojrzał na mnie i wydawał się taki... zagubiony. Zagubiony i przestraszony. Zerwałem się z miejsca i zrobiłem niepewny krok w jego stronę.
- Cecil?
Oczy mu się szkliły... a dolna warga drżała lekko. Nagle podbiegł do mnie i przytulił mnie mocno... uczepił się mnie niczym tonący i czułem, że potrzebuje mnie teraz. Nie wiem, co się działo, ale potrzebował mojego wsparcia.
- Cecil... jestem tu. Już dobrze... powiedz, co się stało?
Chłopak załkał i ścisnął mnie mocniej. Próbował się uspokoić. Dałem mu tyle czasu, ile potrzebował. Gładziłem go po plecach i starałem się, jak mogłem, by dodać mu otuchy. Nagle odsunął się ode mnie. Tylko trochę. Tak by móc spojrzeć mi w oczy.
- Noach ja... odchodzę.
- ... Słucham? Ale... Jak to?
- Ronan powiedział, że... że mam z nim wrócić do domu.
- Ale dlaczego!? Przecież... Przecież uwierzył, że ty i Ross... Uwierzył wam... Więc dlaczego?
- Pytałem go o to samo... On mówi, że... że to za późno. Że ojciec się wścieknie, jeśli wróci sam i bez żadnego uprzedzenia. Mówi, że... że mam wrócić z nim do domu i samemu tłumaczyć się przed ojcem. Jeśli mi pozwoli, to będę mógł wrócić do Rossa, a jeśli nie to... To... będę miał innego alfę. A ja wiem, że ojciec... wolałby, żebym związał się z Rainem, bo... Bo to jego przyjaciel i już mu mnie poniekąd obiecał. Będzie robił wszytko, by dotrzymać obietnicy. Jeśli wrócę do domu... nie uda mi się go przekonać. On mnie już nie wypuści... Noach ja... ja nie chcę... nie chcę odchodzić. Nie chcę... Nie... nie mogę bez ciebie... Nie dam rady... Nie dam rady bez ciebie.
Był taki... Taki roztrzęsiony. Ledwo wypowiadał kolejne słowa. Trzymał mnie tak mocno. Jego palce wbijały się w moje ramiona, sprawiając mi ból, ale... ja go nie czułem. Czułem tylko ból w sercu, gdy patrzyłem na to, jak cierpiał... Tak bardzo się bał...
- Nie... Nie odejdziesz.
- Ronan nie da mi wyboru! Gdybyśmy... gdybyśmy zrobili to wcześniej... ale on mówi, że musimy iść za dwa dni. Później pogoda się pogorszy...
- Ronan nie chce osobiście informować waszego ojca o fakcie dokonanym... Więc niech wyśle mu wiadomość.
- Ale to zajmie dłużej niż dwa dni... Jeśli wyślemy list, to dotrze za kilka dni. A później musielibyśmy czekać jeszcze kilka na odpowiedź ojca...
- Przez te kilka dni moglibyśmy zdziałać wiele. Potrzebujemy więcej czasu... więcej niż dwa dni.
- Ronan nie zgodzi się zostać... rozgniewałby ojca.
- Wasz ojciec faworyzuje Ronana. On na pewno jakoś się wykręci, jeśli tylko zechce.
- Ale on nie ma powodu, by ryzykować! Nie ma po co tu zostać. On chce jak najszybciej wracać do domu! Ja... Noach ja nie wiem co robić... Ja... nie wrócę tam... Nie wrócę... Nie będę czyjąś własnością... Nie będę żyć bez ciebie....
Obraz stanął mi przed oczami... niezwykle wyraźny. To było jak... jak wspomnienie. Mama ze spuszczoną głową... usługujący ojcu. Smutek w jego oczach.
Pamiętam, jak ojciec przychodził do naszego domku... tego, co nazywaliśmy domem... Kazał mi wyjść i bawić się na dworze. Mama prosił, żebym nie wracał, dopóki po mnie nie przyjedzie. Gdy ojciec wychodził, wołał mnie... a ja wracałem. Uśmiechał się. A jednak... był smutny. Widziałem siniaki na jego rękach. Zwracałem uwagę na to, jak pochyla głowę i unika mojego wzroku. Jakby się wstydził. Zmieniał pościel na nową... czystą... A gdy myślał, że śpię, czasem płakał.
Dopiero może z rok temu zrozumiałem, co się działo. Że ojciec przychodził i żądał od mamy, by wypełnił swój obowiązek... jako omega. Mimo że miał Sene... mama musiał... nie miał wyboru. Zobaczyłem Cecila... w tej samej sytuacji. Upokorzonego, bo musiał... wypełnić swój obowiązek.
- Nie wrócisz tam... Nie będziesz niczyją własnością.
- Nie mam... Nie mam wyboru... Noach ja...
- Spokojnie. Załatwię to. Usiądź... zdrzemnij się... uspokój się... Ja... zajmę się tym.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top