Rozdział XIX

[Rozdzialik bo mamy święto i trzeba to jakoś uczcić. Pamiętajcie, żeby jebać PiS, bo tak możecie się przysłużyć. Może jest jeszcze jakaś nadzieja dla tego kraju. A jak coś to ponoć Holandia jest bardzo ładna.

W każdym razie... Miłego czytania 🖤🇵🇱🏳️‍🌈]





- Patrzcie, zjada go!

- Fuuuuuj!

- Ale fajne... Szturchnę go patykiem.

- Nie! Zostaw!

- Nie bądź mazgaj. Nie zje cię. Chyba.

Przypatrywałem się temu małemu kółeczku adoracji insektów i zastanawiałem się, czy powinienem zareagować. Przed chwilą znaleźli jakiegoś zdechłego ptaka i robala, który najwidoczniej zjadał padlinę. Dzieci... chyba nigdy ich nie zrozumiem. A przynajmniej tej ekscytującej się tym części moich podopiecznych.

To Sira właśnie kłócił się z Erisem. Starszy z braci był zachwycony znaleziskiem. Eris był lekko ciekawy, ale głównie obrzydzony. Len przyglądał się temu ze sporą ciekawością, ale jednocześnie nie był taki odważny jak Sira, by cokolwiek zrobić. Linadel natomiast obserwował to wszystko z obojętnością, ale mam wrażenie, że gdyby to bydle, które obserwują, zaczęłoby latać, to bardzo szybko zabrałby Erisa na drugą stronę polany. Po czym wyjaśniłby Sirze, dlaczego nie wolno szturchać takich rzeczy patykiem i zrobiłby to tradycyjnie za pomocą braterskiej miłości i kilku siniaków.

Chłopcy ostatnio strasznie dużo się biją. Na początku wszyscy próbowali ich od siebie odciągać i potępiali takie zachowanie. W końcu chłopcy od zawsze byli nierozłączni i gdy zaczynali się tak poważnie kłócić, nikt nie wiedział co robić. Po jakimś czasie jednak zrozumieliśmy, że dla nich to w sumie... nic takiego. Biją się o jakąś pierdołę i jeszcze zanim obaj wstaną z ziemi, rozmawiają jakby nigdy nic.

Mam wrażenie, że czasem robią to dla zabawy. Nie wiem, co jest fajnego w turlaniu się po ziemi i waleniu w siebie pięściami... ale muszą to lubić.

W sumie nikt już nie zwraca na to uwagi. Gdy zaczynają się bić albo wszyscy to ignorują, albo robią zakłady, bo walka zazwyczaj jest wyrównana. Jeszcze nigdy żadnemu z chłopców nie stało się nic poważnego. Zazwyczaj kończą z zadrapaniami, kilkoma siniakami a czasem z kilkoma ugryzieniami... ale to wszystko.

Poza tym tak chyba rozwiązują konflikty między sobą. Jeśli Sira zrobi coś, co według Linadela zasługuje na "nauczkę" to zaczyna się bójka, która zazwyczaj kończy się Linadelem gryzącym brata w ucho i Sirą przepraszającym za to, co zrobił. A czasem to Sira zaczyna bójki, gdy brat czymś go wkurzy. Młodszy z braci zazwyczaj kończy swoją zwycięską walkę, przyciskając brata do ziemi i krzycząc coś w stylu "poddaj się" i nie puszcza, póki przeciwnik nie przyzna się do porażki. Albo, dopóki Dyara nie uzna, że mają przestać.

Eris nie podzielał chęci braci do bójek. Zazwyczaj starał się ich rozdzielić. Chociaż jak się zdenerwuje to ich szczypie i gryzie. Trochę mi ich wtedy szkoda, bo w życiu nie podnieśli nawet głosu na młodszego braciszka, więc nie bardzo mogą się bronić.

Mój mały Len natomiast... Ma sześć lat a chłopcy dziewięć. Wydaje mi się, że czasem chciałby się z nimi bić, bo to mu imponuje, ale z drugiej strony nie jest taki głupi i wie, że nie ma szans. Każdej bójce przygląda się z niemym zachwytem, ale z bezpiecznej odległości. À propos obserwowania z bezpiecznej odległości...

- Na pewno się nie nudzisz?

Cecil oderwał wzrok od stojących kilkanaście metrów od nas malców i spojrzał na mnie. Uśmiechnął się, a na jego policzkach pojawiły się wyraźne dołeczki. Ostatnio nie zwróciłem na to uwagi, ale dziś uśmiechał się dużo częściej i trudno było to przegapić, zwłaszcza że były bardzo wyraźne.

- Nie. Jest fajnie. Twoi kuzyni są zabawni. Twój brat też. No i są uroczy.

- Nie mogę zaprzeczyć. Tylko że... niekoniecznie musi ci się chcieć siedzieć tutaj i ich ze mną niańczyć.

- Nie, naprawdę. Jest fajnie. Możemy pogadać. Są dość... grzeczni.

- No nie wiem... Co do tego to bym dyskutował.

- Oj nie są tacy straszni. Jak na dzieci to są dość... prości w opiece.

- Może i tak.

- Poza tym miło mi, że mnie zaprosiłeś. Że w ogóle o mnie pomyślałeś.

- Jasne. Ostatnio bardzo fajnie nam się rozmawiało. Więc... od razu o tobie pomyślałem. Niby nic ciekawego... muszę siedzieć i pilnować by się nie pogubili. Jednak pomyślałem, że może chcesz się wyrwać z domu.

- Bardzo dobrze się bawię. Naprawdę.

- To fajnie. Ale jeśli będziesz chciał porobić coś innego to mów. Mogę pokazać ci okolicę czy coś. Mam sporo wolnego czasu więc nie krępuj się, jeśli będziesz potrzebował pomocy albo po prostu będzie ci się nudzić.

- Dziękuję. Ja... nie jestem zbyt dobry w znajdywaniu... i zdobywaniu przyjaciół , więc cieszę się, że się do mnie odezwałeś. I zaprosiłeś mnie dziś do spędzania czasu razem.

- Fajnie nam się rozmawia więc to też przyjemność dla mnie.

- Naprawdę?

- Tak. Jasne. Jesteś bardzo miły.

Chciałem powiedzieć coś jeszcze. Że jest szczery i bardzo sympatyczny. Nie było mi to jednak dane, bo nagle rozległy się wrzaski.

Sira wymachiwał patykiem, krzycząc "złaź" a Eris biegł z piskiem w naszą stronę jak najdalej od Siry. Len biegał w kółko, krzycząc "zje cię" a Linadel stał i jakby nie wiedział, czy biec za Erisem, czy pomóc Sirze, który próbował zrzucić owada z patyka.

Co prawda nie widziałem tego zdarzenia... ale domyślam się, że Sira jednak dźgnął truchło kijem i robakowi się to nie spodobało. Wskoczył na patyk, a chłopiec spanikował.

Sira jest dość... specyficzny. Jak mu powiesz, żeby nie wsadzał ręki do ognia, bo się poparzy to i tak to zrobi. Co prawda następnym razem już ręki do ognia nie wsadzi... ale będzie kombinował jak to obejść, bo dalej będzie miał chęć, sprawdzić co się stanie. Z drugiej strony jak za jakiś czas mu powiesz, żeby nie dotykał na przykład czajnika, bo się poparzy, to zrobi to, bo przecież czajnik go jeszcze nie poparzył.

Tak więc Sira był już pokąsany przez prawie wszystkie możliwe owady. Wpakował się w większość roślin, które mogą jakoś go zranić od tych ciernistych (byłem przy tym, jak wujek Dyara krzyczał na niego, wyciągając mu ciernie z... Hmm... w każdym razie przez jakiś czas nie mógł siedzieć) po te, które wywołują swędzenie czy uczulenie. Poza tym miał wiele ran bitewnych od drzew, kamieni i tak dalej.

Tak więc w tym przypadku z jednej strony Sira posiada ten racjonalny strach przed nieznanym, dużym robactwem, które może go ugryźć, użądlić czy opluć czymś nieprzyjemnym... a jednak jeśli do tej pory to go nie ugryzło, użądliło czy opluło, to wygra ciekawość i brawura.

Dlatego teraz próbował zrzucić robaka, bo nie bał się na tyle, by uciec, ale jednak trzymał patyk jak najdalej od siebie i wymachiwał nim bardzo zaciekle.

- Noach czy... Czy powinniśmy mu pomóc?

- ... Chyba nie.

- A czy... Czy te żuki przypadkiem nie gryzą, jak się je zaczepi?

- ... Gryzą. Nawet mocno.

- Och... No ale w sumie tylko tyle.

- Tak. Dlatego obserwujemy. Pozwalamy mu nauczyć się czegoś nowego.

Nagle rozległ się głośny wrzask i seria równie głośnych, ale jednocześnie oburzonych "ugryzł mnie".

Dziś wszyscy nauczyli się czegoś nowego. Jak zawsze. Linadelowi, Erisowi i Lenowi rzadko cokolwiek się dzieje. Głównie dlatego, że obserwują jak wszystko dzieje się Sirze i uczą się na jego błędach. Sira natomiast uczy się na własnych. Niektórzy wychodzą na tym lepiej niż inni... No ale każdy się czegoś uczy.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top