Rozdział XIV
Miesiąc później
Zimny, śnieżny płatek spadł na czubek mojego nosa i błyskawicznie się rozpuścił. Spojrzałem w niebo i dojrzałem spadający powoli biały puch. Pierwszy śnieg tej zimy. Usłyszałem wycie. Wiele wilczych głosów tworzących jedną pieśń. Nasi mniejsi, wilczy bracia przez krótką chwilę stali się jakby jednością. Byłem dość daleko od wioski, a jednak doskonale ich usłyszałem. Możliwe, że wiele wilkołaków dołączyło do tej pieśni. Sam po części miałem na to ochotę.
Powstrzymałem się jednak i wycisnąłem wodę z koszuli. Następnie porządnie ją wytrzepałem i wrzuciłem do kosza. Ona była ostatnia. Dziś to ja robiłem pranie i trochę mi się z tym zeszło. W końcu jednak mogę wrócić do domu.
Wziąłem kosz i ruszyłem ścieżką w stronę wioski. Śnieg wciąż delikatnie pruszył. Niedługo zaczną się prawdziwe śnieżyce, ale na razie mogłem się nacieszyć łagodną zimą. Nie spieszyłem się, zwłaszcza że szedłem z ciężkim wyładowanym po brzegi koszem.
Gdy wróciłem do domu, ręce mnie już trochę bolały. Mama słysząc, że wchodzę, wyszedł z sypialni.
- Noach skarbie dziękuję. Postaw to a ja rozwieszę.
- Mogę to zrobić. Żaden problem.
- Już wystarczająco pomogłeś. Odpocznij. Albo porób coś dla siebie.
- No dobrze. Chociaż... nie wiem co. Trochę mi się nudzi. Więc naprawdę z chęcią pomogę.
- Nudzi ci się, mówisz... Może... przejdziesz się po Lena? Jest u wujków. Bawi się z chłopcami. Dałbym mu jeszcze trochę posiedzieć, ale muszę sprawdzić, czy zimowe ubrania są jeszcze na niego dobre. Jeśli z czegoś wyrósł, to muszę zrobić pomiary i szybko brać się za szycie. Chodzą słuchy, że zima niedługo uderzy ze swoją prawdziwą siłą.
- Dobrze mamo. Zaraz wracam.
Wujowie mieszkają blisko, więc w jakieś dwie minuty stałem pod ich drzwiami. Zapukałem, ale nikt nie otworzył. Dlatego sam wszedłem do środka. Drzwi prawie zawsze są otwarte a ja, tata i mama mamy pozwolenie, by wchodzić, kiedy zechcemy. Czasem wujkowie nie słyszą pukania albo są zajęci. Jeśli nie życzą sobie gości, drzwi są zamknięte. A więc teraz zwyczajnie pewnie nie mieli czasu otworzyć.
Od razu usłyszałem głosy dochodzące z jadalni, więc tam się udałem. Zapukałem w drzwi, a gdy usłyszałem pozwolenie, wszedłem do pomieszczenia. Ku memu zaskoczeniu oprócz wujów byli tu... obcy. Siedzieli przy stole i jedli kanapki. Wuj Nasir stał oparty o ścianę za swoim zwyczajowym miejscem u szczytu stołu i przyglądał się nieznajomym. Był czujny ale rozluźniony, więc nie uważał obcych za zagrożenie. Dyara natomiast właśnie podawał im wodę i coś do nich mówił. Postawił dzban na ławie i spojrzał w moją stronę. Na powitanie posłał mi szczery uśmiech.
- Noach witaj skarbie.
Ci obcy... Podróżni z innego stada. Zwyczaj nakazuje, by wilki odwiedzające stado zwróciły się od razu do Alfy nieważne czy przybywają w konkretnym celu, czy są w trakcie dłuższej podróży. Skoro wuj zaprosił ich na posiłek, znaczy, że zostali przyjęci. A więc musieli zrobić dobre wrażenie.
Przyznam, że byłem ciekaw, co może ich sprowadzać. To nie były wilki ze Wschodu. To nasi Północni bracia. Byłem tego pewny. Głównie przez ich typowo Północny ubiór.
Pierwszy mężczyzna był chyba starszy. Zapewne ma koło dwudziestu lat. Jego włosy miały głęboki, ciemnobrązowy kolor i układały się w sięgające ramion fale. Był zdecydowanie wysoki i dość postawny. Potrafiłem to stwierdzić, mimo że siedział. Miał raczej szerokie ramiona i byłem niemal pewien, że pod ubraniami znajdowały się wyraźnie zarysowane mięśnie. Miał przystojną, męska twarz z wyraźnie zarysowaną linią szczęki. Jasna karnacja, prosty nos, pełne usta i jasnoszare oczy. Tak. Zdecydowanie był przystojnym mężczyzną. I alfą.
Drugi wydawał się nieco młodszy. Możliwe jednak, że tylko tak młodo wyglądał. Podejrzewam, że jest moim rówieśnikiem. Także miał jasną cerę i jasnoszare oczy. Tylko to łączyło go z pierwszym mężczyzną. A jednak jestem pewien, że są ze sobą spokrewnieni, mimo że są praktycznie swoimi przeciwieństwami. Mężczyzna... a może raczej chłopiec był bardzo szczupły. Miał duże oczy, zadarty nos, wąskie usta i ostre rysy twarzy. Ponadto nigdy nie widziałem, by ktoś miał aż tyle piegów. Pokrywały całą jego bladziutką twarz. Jego włosy natomiast były czarne, jednak wpadały w ten chłodny granatowy odcień. Wydawały się dość sztywne, a to przez to, że praktycznie sterczały we wszystkie strony. To zapewne przez to, że były dość krótkie. Chłopak przypominał mi trochę... szpaka.
Wypadał dość blado przy pierwszym mężczyźnie. Nie można było nazwać go przystojnym. Chociaż w stosunku do omeg używa się raczej słowa "ładny". Jednak taki też nie był. Tak. Drugi z nich był omegą.
Ich zachowanie także się różniło. Alfa wydawał się rozluźniony i pewny siebie. Uśmiechał się i zdecydowanie zdawał się panować nad sytuacją. Nie krępował się i każdy jego ruch zdawał się naturalny. Emanował pewnością siebie.
Omega natomiast wydawał się nerwowy. Czuł się chyba nie na miejscu. Rozglądał się nerwowo i wykonywał inne mimowolne ruchy, które zdradzały jego zdenerwowanie. Często zerkał na alfę, jakby szukając jakiegoś oparcia.
W każdym razie... żaden z nich nie stanowił zagrożenia. Dlatego wszedłem głębiej do pokoju. Głowy nieznajomych odwróciły się w moją stronę. Alfa wydawał się zainteresowany. Omega natomiast chyba był przytłoczony kolejną nową twarzą.
- Witajcie wujowie. Nie wiedziałem, że macie gości. Przepraszam jeśli przeszkodziłem.
- Nic się nie stało skarbeńku. Ja też nie wiedziałem, że będziemy ich mieli.
Nie spodziewałam się, że nieznajomi się wtrącą. A jednak usłyszałem głęboki i ciepły głos alfy.
- Jeszcze raz bardzo przepraszamy. I dziękujemy, że mimo to zgodziliście się nas ugościć.
- No już się tak nie podlizuj. W każdym razie... To wilki ze stada, z którym ostatnio kontaktował się Nasir. Do tej pory nie było między nami żadnych stosunków, ale jak wiesz, twój wujek stara się nawiązać kontakty z innymi. Ta dwójka to dzieci alfy tego stada. Przybyli do nas, by bliżej poznać nasze stado. Przebyli bardzo długą drogę i zostaną u nas parę tygodni. Co prawda jeszcze nie wiem gdzie znajdę im lokum, ale coś się załatwi... Właściwie... Noach dobrze się składa, że przyszedłeś. Ja i Nasir musimy zająć się tym i paroma innymi rzeczami. Mógłbyś oprowadzić naszych gości po wiosce i pokazać im co i jak?
- Ja... Cóż... mogę. Tylko obiecałem mamie, że odprowadzę Lena do domu.
- Zajmę się tym. Ty zajmij naszych gości. Poopowiadaj im trochę. Godzinka czy dwie, aż znajdę kogoś kto ich przygarnie.
- Dobrze. Postaram się godnie reprezentować nasze stado.
- Nie wystrasz ich za bardzo.
- Postaram się.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top