Rozdział XIII

[To jest rozdział z dedykacją dla kogoś kto ma urodziny, ale nie zasłużył na pełną detkację 😌

Dlatego PanzerWS otrzyma tylko połowiczną dedykację. Wszystkiego naj i wgl.

Przede wszystkim jednak detykuję ten niezapowiedziany, dodatkowy rozdział wszystkim, którzy jebią PiS. Pamiętajcie, jebać i się nie bać!

Miłej lektury ^^]




- Mamo?

Odwrócił się, przerywając zmywanie naczyń i spojrzał na mnie. Po chwili na jego ustach pojawił się przepełniony miłością uśmiech.

- Tak skarbie?

- ... Chyba tym razem przenocuję u wujków.

Uśmiech momentalnie zniknął z jego ust, zastąpiony przez wyraz zmartwienia.

- Skarbie nie musisz. Wiesz, że...

- Nie chcę, by Noe znów musiał sobie szukać noclegu.

- To dla niego żaden problem. Wiesz przecież, że ma wiele opcji. Właściwe to on może przenocować u Nasira.

- Powinniście spędzić pełnię razem. Właściwie to... może mógłbym pójść do tego domku...

- Noach chyba oszalałeś, że pozwolę ci zostać samemu w jakimś domu na odludziu. A co jeśli ktoś... podejdzie za blisko? O nie. Zresztą twój ojciec też się na to nie zgodzi.

- ... Nie chcę stwarzać problemów.

- Nie stwarzasz problemów. Problem byłby, gdybyś nie miał rui, bo to znaczyłoby, że jesteś chory i wtedy byłoby źle. Teraz jest dobrze.

- Ale gdybym nie był omegą, tata nie musiałby...

- Noach przestań. To nie twoja wina. To tylko instynkt. Noe o tym wie. Na początku on też źle się z tym czuł. Wiesz o tym. Ale on cię kocha. Chce dla ciebie jak najlepiej. Przede wszystkim pragnie zapewnić ci bezpieczeństwo. Gwarantuję ci, że spędzenie trzech dni poza domem to dla niego żadna tragedia. Siedzi z kolegami. Chodzi na ryby. Biega z nimi po lesie. Nic złego mu się nie dzieje. To ty cierpisz.

Dalsza dyskusja nie miała sensu. Już kilka razy wcześniej poruszałem ten temat i wiedziałem kiedy jestem na przegranej pozycji.

- ... Dobrze. Zostanę w domu.

- Oczywiście, że zostaniesz.

- Czy Andrea... przygotowała już leki?

- Jutro pójdę je odebrać.

- Mówiła, czy czegoś potrzebuje? Muszę jakoś się jej odwdzięczyć.

- Nie martw się tym kochanie. Myślę, żeby ugotować więcej pieczeni i zanieść jej porządną porcję.

- Ale ja też powinienem jakoś jej podziękować.

- Hmm... Jest u niej dość ponuro. Może wyszyjesz dla niej coś ładnego?

- ... Spróbuję. Chociaż nie wiem, czy lubi takie rzeczy. Jest dość... pragmatyczna.

- ... Ale na pewno przyda jej się fartuch, prawda? Ten, który ma teraz jest już brązowo szary. Uszyjemy jej ładny nowy fartuszek, a ty go jakoś ozdobisz.

- To... może być dobry pomysł. Zrobię jakiś prosty i stonowany wzór. Może jakieś pnącza i delikatne listki na brzegach.

- No widzisz? Kolejny problem z głowy.

- ... Tak. Dziękuję.

***

Przechodzę ruję już od trzech lat. Przez ten cały czas liczyłem, że z czasem będzie to dla mnie łatwiejsze. Nie było. Za każdym razem myślałem, że umrę. Płakałem i błagałem, by ktoś skończył moje cierpienie. A później po dwóch czy trzech dniach wypierałem to z mojego umysłu, by na tydzień przed kolejną rują sobie o tym przypomnieć.

To było ciężkie. Przestałem już też mieć nadzieję, że będzie lepiej. Jedynym co mogłoby uśmierzyć mój ból, jest... alfa. Ta myśl nie poprawiała mi humoru.

Przez pierwszy rok... Może półtora roku po pierwszej rui było to dla mnie coś niejasnego. Bo w końcu wiedziałem tylko, że obecność alfy może pomóc. Że gdy obok będzie alfa, wtedy ból nie będzie taki silny, a może nawet całkowicie zniknie.

A później stałem się wystarczająco duży, by dowiedzieć się czegoś więcej. Nie rozmawiałem o tym z mamą ani tatą. Wydaje mi się, że tata za bardzo się wstydził. A mama... Wujek Nasir mówił, że nikt z mamą nie przeprowadził takiej rozmowy. Wszystkiego dowiedział się dopiero z doświadczenia. Uważam, że to przykre i trochę straszne. Właściwe to byłem szczęśliwy, że mi o tym wszystkim powiedziano.

To wujek Dyara wszystko mi wytłumaczył. Jak zbudowane są ciała alf i omeg. Na czym polega ta różnica między nami, której to nie widać na pierwszy rzut oka. Wiem już też, dlaczego spędzanie rui z partnerem sprawia, że ból znika. Wiem też, co trzeba robić, by ból zniknął. To było dość... szokujące. Tym bardziej byłem wdzięczny, że mam tę wiedzę.

Dowiedziałem się, dlaczego żaden alfa nie może być w pobliżu mnie, gdy mam ruję. Wiem, co może mi zrobić. Zrozumiałem też wówczas, dlaczego Noego nie ma w domu podczas mojej rui.

Noe nie jest moim biologicznym ojcem. Nie jest też partnerem mamy. Nie jest nim... fizycznie. Kocha go i są razem i chcą być razem do końca życia. Jednak... to, że nie ma oznaczonej przez siebie omegi, a także to, że nie łączą nas więzy krwi, sprawia, że... że ja jestem po prostu nieoznaczoną omegą a on niezwiązanym z nikim samcem. Wujek Nasir nie reaguje na moją ruję, bo jesteśmy zbyt blisko spokrewnieni. A wujek Dyara jest omegą. Dlatego oni mogą ze mną być, a tata... Noe nie może, bo... może mi zrobić krzywdę wbrew swojej woli.

Pamiętam, że na początku przez to wszystko... przeze mnie... było trochę... dziwnie. Między mamą a Noe. Na szczęście już po kilku tygodniach wszystko wróciło do normy, a po mojej drugiej rui to niepokojące napięcie między nimi nie pojawiło się ponownie.

W każdym razie ruja była dla mnie pasmem nieszczęść. Część mnie próbuje uczepić się myśli, że przecież chcę mieć kiedyś rodzinę. Dzieci. Zawsze chciałem mieć dzieci. Bo... Po prostu tego pragnę. Tak myślę. Może dlatego, że jestem omegą. Sam nie wiem. A przecież, by mieć dziecko, potrzebuję rui... i alfy. Lub bety. Jednak tylko alfa może sprawić, że ruje przestaną być takie straszne. Poza tym... Andrea twierdzi, że moje ruje na pewno staną się łagodniejsze po oznaczeniu przez alfę.

A jednak... myśl o byciu oznaczonym wcale nie wydawała mi się przyjemna. Mama jest oznaczony przez innego alfę. Nie przez swojego obecnego partnera. Został oznaczony przez mojego ojca Ravena i już tego nie cofnie. Jest teraz szczęśliwy, ale wiem, że bardzo chciałby, by blizna na jego karku zniknęła i zastąpiła ją ta zrobiona przez Noego. Wujek Dyara natomiast jest szczęśliwy i z dumą nosi swoją bliznę. Mówi, że to dowód na to, że on należy do wuja Nasira, a wuj Nasir należy do niego. A więc oznaczenie może być czymś dobrym lub czymś złym. Zależy czy zostanie zrobione przez właściwą osobę.

Tylko że... Zawsze, gdy wyobrażam sobie tę doskonałą przyszłość, widzę siebie i dzieci. Nigdzie nie widzę alfy. Może dlatego, że nie spotkałem tego jedynego, o którym mówił wuj Dyara.

Jednak... Kiedyś był ktoś, kogo mógłbym wyobrazić sobie obok siebie. Ktoś, kogo uważałem za więcej niż po prostu miłego. Gdybym kilka lat temu miał wskazać kogoś, kto jest najbliższy tej "specjalnej" osobie to byłby on. Tylko że... to nie mogło być do końca to. To... nie zgadzało się z tym co mówili inni. Myślę, że to byłoby... dziwne... i nie na miejscu. Dlatego stwierdziłem, że muszę poczekać.

W końcu znajdę jakiegoś odpowiedniego alfę. Na pewno. Poczuję to coś. I wtedy myśl o spędzeniu rui z alfą nie będzie już wydawać mi się taka nieprzyjemna.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top