Rozdział LXIV

Gdy jeszcze trochę pospałem i poczułem się gotowy, by wrócić do żywych, dołączyłem do reszty mojej rodziny na obiedzie. Byłem strasznie głodny i przez sam zapach jedzenia skręcało mnie w żołądku. Prawie się na nie rzuciłem. Miło było być w stanie normalnie funkcjonować. Poza tym mogłem zjeść posiłek z bliskimi.

Noe i Len w końcu wrócili do domu. Chociaż z tego, co mówili, wynika, że dobrze się bawili. Zwłaszcza Len, który wybiegał się z kolegami i koleżankami. Ponoć Sira i Linadel nawet upolowali wspólnie królika. Powiedzieli Lenowi, że bardzo im pomógł wypłoszając go z krzaków. Tak więc mój brat był bardzo z siebie dumny. Chociaż jestem pewien, że cokolwiek zrobił, zrobił to przypadkiem, a kuzyni zwyczajnie chcieli dać mu powód do radości.

Było miło i sympatycznie. Właśnie jadłem drugą dokładkę, gdy Cecil jakby od niechcenia rzucił dość istotną informacją.

- Gdy byłeś chory, dostaliśmy odpowiedź od mojego ojca.

Przełknąłem to, co już miałem w ustach i zaprzestałem jedzenia. Bałem się, że stanie mi w gardle. Dopiero po chwili udało mi się wykrztusić cokolwiek.

- Co... Co napisał?

- W skrócie... że bardzo mu się to nie podoba i mam natychmiast wrócić do domu. Zaznaczył, że jak tak mi zależy, mogę przyprowadźcie swojego wybranka i pomyśli co ze mną zrobić. Przez większość listu pisał jednak, jakiego to wspaniałego alfę dla mnie wybrał, więc podejrzewam, że nie zaakceptowałaby mojego kandydata. Zresztą to nieistotne. W naszym liście i tak były same kłamstwa. A za jakieś pięć dni Ronan dotrze do domu i powie ojcu, jaka jest prawda.

- Będzie... wściekły.

- Tak. Jednak... tutaj jest teraz mój dom. Tutaj nic mi nie zrobi.

Noe przysłuchiwał się wszystkiemu w ciszy, chrupiąc warzywa, ale najwyraźniej w tym momencie nie mógł się powstrzymać.

- Może próbować. Dawno nie miałem okazji postrzelać do większej zwierzyny.

- Tato przestań grozić ojcu Cecila.

- Ja nikomu nie grożę. Mówię tylko, że z chęcią skorzystałbym z okazji.

- Cecil nie słuchaj go.

Brunet zachichotał tylko i wrócił do jedzenia. Dziś chyba wyjątkowo zjadł mniej niż ja.

***** ***

Przyznam, że się zdziwiłem, gdy odwróciłem się i zobaczyłem za sobą Rossa.

Karmiłem właśnie kozy. Marta poprosiła mnie o pomoc a w zamian miałem dostać trochę mleka i sera. W naszej społeczności to normalne, że pomagamy sobie nawzajem w zamian za drobne podarki. Jeśli zależy ci, by zdobyć trochę jaj, zapytaj, czy możesz pomóc przy kurach. Praca i zapłata. Równa wymiana.

Cecil całymi dniami chodzi po wiosce i pyta, czy mógłby jakoś pomóc. Próbuje uzbierać co nieco by móc być bardziej... na swoim. W innych okolicznościach, gdybym był alfą a nasz związek byłby zaakceptowany, Cecil mógłby zabrać z domu swój posag. Coś co pomogłoby mu zacząć nowe życie u boku partnera. Poradzimy sobie bez tego, ale Cecil zabrał ze sobą w podróż niewiele rzeczy i teraz to jego jedyny dobytek. A bardzo chce być samodzielny. Zwłaszcza że wujek Dyara powiedział nam, że wynosi rupiecie z naszego starego domu. To znaczy... wujek Nasir wynosi. A więc w sumie możemy już się tam przenieść, jeśli byśmy chcieli. Moglibyśmy zacząć żyć razem. Jako... para.

W każdym razie mieliśmy pomoc od mojej rodziny. Więc poradzimy sobie. Niczego nam nie zabraknie. Wykonywałem swoją pracę, gdy nagle znikąd pojawił się znajomy alfa. Przyznam, że mnie trochę przestraszył.

- Ross... Hej.

- Hej.

- Przestraszyłeś mnie trochę.

- Och... Nie chciałem. Po prostu pomyślałem, że nie będę ci przeszkadzał i poczekam, aż skończysz.

- Nie przeszkadzasz. O co chodzi?

- Więc... Ronana nie ma. A Cecil biega od domu do domu i szuka pracy. Więc domyślam się, że plan się powiódł.

- Tak... To znaczy... może nie wszystko poszło zgodnie z planem, ale ostatecznie wyszło dobrze. Przepraszam sporo się działo, więc nie miałem kiedy powiedzieć ci, że to już koniec.

- Nic się nie stało. Grunt, że cel został osiągnięty. To świetnie. Mam nadzieję, że jakoś udało mi się pomóc.

- Tak Ross. Byłeś bardzo pomocny. Będę ci wdzięczny do końca życia.

- To się cieszę. Lubię być pomocny. Tylko... chciałem się o coś dopytać.

- Słucham.

- Bo tak sobie pomyślałem... że w sumie Cecil to miły chłopak. Taka... cicha woda. Ale na swój sposób jest słodki. I dość miły.

- ... I co w związku z tym?

- Jest omegą. Całkiem fajną omegą. Lubię go. Na początku trochę go... zignorowałem i teraz jest mi głupio. No wiesz.

- .... Cecil jest... Cecil... ja...

- Spokojnie. Nic nie planuję. W sensie... nie jestem nim zainteresowany. Nie w ten sposób. Po prostu uważam, że jest sympatyczny. Poza tym... zastanawiam się... Bo wy... Może mi się tylko wydaje, ale... Czy wy przypadkiem nie... No wiesz.

- Słucham?

- Chodzi mi o to, że... jakoś tak dziwnie na siebie patrzcie. Zastanawiałem się, dlaczego aż tak ci zależy, by został. Bo szczerze mówiąc, wydawałeś się bardzo zaangażowany. No i... całujecie się za twoim domem. Przyznam, że to ostatnie było sporą wskazówką.

- ... Widziałeś?

- Akurat przechodziłem. Tylko... zastanawiałem się, czy to przegrany zakład, ciekawość czy coś... więcej.

- ... A jeśli powiem, że coś więcej?

- To ja powiem, że szkoda mi Juliena. Wczoraj się cieszył jak głupi, że Ronan stąd odszedł, a ty zostałeś i najwyraźniej rozstaliście się w dość nieprzyjaznych warunkach. Chłopak ma cały ambitny plan, jak cię pocieszy po burzliwym rozstaniu.

- Ty nie uważasz, że to... niewłaściwe?

- Znaczy... no nie mogę chłopakowi zabronić. Podryw na pocieszenie nie jest może do końca moralny, ale słyszałem, że działa.

- Nie... Nie chodzi mi o Juliena. Pytam o to, czy... czy nie przeszkadza ci, że ja i Cecil... że jesteśmy razem.

- ... Niekoniecznie. Znaczy... przyznam, że na początku pomyślałem, że to trochę... sam nie wiem. W sensie... gdy zobaczyłem, że się całujecie, pomyślałem sobie, że to trochę dziwne... takie... no wiesz... z jednej strony coś tu trochę nie pasuje. Jednak nie byłem w stanie powiedzieć, co w tym właściwie złego, więc stwierdziłem, że w sumie to nic takiego. A z drugiej strony pomyślałem, że to trochę...

- Niesmaczne?

- O nie... Wręcz przeciwnie. Bardziej... seksowne. Znaczy... No coś w tym było...

- Ross czy ty... Chwila co?

- To trochę jak dwie całujące się dziewczyny. Przyjemnie się patrzy. Nie, żebym kiedykolwiek widział.

- ... Jesteś... W sumie teraz nie wiem co o tobie myśleć.

- Że jestem zdrowym, młodym mężczyzną.

- Pfff. Głupek.

- Noach od zawsze rozbudzasz we mnie moje samcze instynkty.

- O nie... w tobie też?

- Julien chce, żebyś mu przez resztę życia gotował zupę. Ja bym na to nie narzekał, ale nie jestem zainteresowany. Stwierdzam tylko, że jesteś dobrym stymulantem.

- Chyba nie rozumiem.

- Pamiętasz, jak kiedyś wrzuciłem cię do rzeki.

- Tak.

- A wiesz, że wtedy przez jakiś kwadrans siedziałem w wodzie po szyję, żeby nikt nie zobaczył, że mam namiot w spodniach.

- ... Jesteś... głupek.

- Tak działasz na alfy. Jestem pewien, że na Juliena też. Więc lepiej uważaj i powiedz już temu nieszczęśnikowi, że musi poszukać innej żony.

- Ja... powiem mu. W końcu i tak wszyscy się dowiedzą. Ja i Cecil najwyraźniej niezbyt dobrze się ukrywamy.

- Jak dla mnie możecie ukrywać się nawet mniej. Z chęcią popatrzę.

- Głupek.

Alfa wyszczerzył się w uśmiechu, prezentując swój złamany ząb w pełnej krasie. Zaśmiałem się, bo nie dało się tego nie zrobić. Ross to głupek... ale w sumie nie jest taki zły.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top