Rozdział LXIII
Cecil wydawał się smutny po odejściu Ronana. Nie był jednak zrozpaczony. Musieli dojść do jakiejś zgody. Ulżyło mi trochę. Nie chciałem, by rozstali się w złych okolicznościach. Próbowałem trochę go pocieszyć i wydaje mi się, że szło mi to dobrze.
Podczas gdy Cecil czuł się coraz lepiej, ja zaczynałem czuć się coraz gorzej. Zbliżała się bowiem moja ruja. Trzy dni zmieniły się w dwa, a później w jeden.
Z każdym dniem czułem coraz większy niepokój, a nawet strach. Musiałem pogodzić się z tym, że nigdy od tego nie ucieknę. A przynajmniej przez najbliższe kilkadziesiąt lat. Jednak to było trudne. W końcu nie da się przygotować na coś takiego. Nie w pełni.
Odebrałem leki od Andrei. Starałem się jeść więcej już na kilka dni przed. Miałem wszytko co będzie mi potrzebne. Oprócz odwagi. Ta z każdym dniem się kurczyła.
Cecil oczywiście dostrzegł, że nie czuje się zbyt dobrze. Próbował pocieszać mnie i dodawać mi otuchy tak jak wcześniej ja jemu.
A gdy przyszła pełnia całkowicie zapomniałem o Ronanie, o Kainie i innych problemach. Po południu dostałem gorączki. Cecil siedział przy mnie cały czas i razem z mamą na zmianę okładali mi czoło zimnymi kompresami.
Noe zabrał ze sobą Lena na czas mojej rui. Obaj mieli przenocować u wujków. Mówili nawet coś o polowaniu. Chcieli zabrać maluchy z wioski, by trochę się wybiegały w wilczych formach. Tak więc w domu zostaliśmy tylko we trójkę. Trzy omegi.
W końcu zaczął się ból. Na początku nie był zbyt silny. Ja jednak już drżałem, na myśl o tym, jak bardzo się zwiększy.
W pewnym momencie bliżej wieczoru zacząłem czuć bolesne skurcze. Wtedy zacząłem brać leki. Wiedziałem już co będzie dalej. Zdążyłem dobrze poznać moje ruje.
Cecil bardzo się martwił. Dostrzegałem troskę na jego twarzy. Mama już poniekąd się do tego wszystkiego przyzwyczaił. To znaczy... nie widział tego pierwszy raz. Wiem, że wciąż za każdym razem przeżywa to tak samo, ale wiedział czego się spodziewać. Cecil natomiast wydawał się coraz bardziej przestraszony. Gdy skurcze stały się tak silne, że przy każdym mimowolnie kuliłem się z bólu, pobiegł do mamy, jakbym właśnie umierał na jego oczach. Słyszałem, jak mama go uspokaja, mówiąc, że to... normalne. Przynajmniej w moim wypadku.
Gdy ból stał się ciągły i silny, Cecil siedział na podłodze przy moim łóżku i trzymał mnie za rękę lub głaskał po głowie. Pomagał mi we wszystkim. Z czasem częściej widziałem jego niż mamę. W pewnym momencie zamknąłem oczy.
***
Poczułem, jak coś skręca mnie w środku. Gdybym nie znał tego bólu, pomyślałbym, że właśnie zostałem pchnięty nożem. Wiedziałem jednak, że to tylko skurcz. Wyjątkowo silny. Jednak nie pierwszy i nie ostatni.
Otworzyłem oczy i zamrugałem, ale wciąż słabo widziałem. To dlatego, że było ciemno. A leki nieco przytępiają zmysły.
Przekręciłem się na bok i zobaczyłem Cecila. Dalej siedział na podłodze, ale głowę ułożył na brzegu łóżka. Też zasnął. Naprawdę siedział przy mnie cały ten czas.
Znów poczułem skurcz i tym razem wyrwało mi się ciche jęknięcie. Cecil poderwał głowę do góry i zamrugał szybko oczami.
- Noach... coś się dzieje?
- Nie... Nic takiego.
Omega przyglądał mi się i z każdą sekundą wydawał się coraz bardziej rozbudzony. Rozejrzał się, po czym wstał.
- Dam ci leki. Wydaje mi się, że już czas na kolejną dawkę.
Nie zamierzałem protestować. Potrzebowałem kolejnej dawki. Czułem już, jak ból rośnie. Jak rozchodzi się po moich mięśniach i kościach. Cecil podszedł do mojej toaletki, a po chwili wrócił z łyżką i buteleczką wypełnioną ciemnym i gęstym płynem. Usiadł na brzegu łóżka i odmierzył odpowiednią ilość. Skrzywiłem się, gdy podsunął mi łyżkę do ust. Płyn miał nieprzyjemny i bardzo intensywny zapach. Wiedziałem jednak, że uśmierzy nieco mój ból. A także przytępi zmysły i zdolność myślenia.
Przełknąłem go z lekkim trudem, ale ból coraz bardziej się nasilał, więc bardzo tego potrzebowałem. Cecil po chwili dotknął mojego czoła wierzchem dłoni. Wiedziałem, że było rozpalone, ale wyraz twarzy bruneta tylko mnie w tym utwierdził.
- Śpij Noach. Będę obok, jeśli będziesz czegoś potrzebował.
- ... Połóż się obok.
- Nie będzie ci za gorąco? Za ciasno?
- Nie... chcę się przytulić.
- ... Jasne. Już idę.
Chłopak odsunął kołdrę i wsunął się pod nią, zajmując miejsce tuż obok mnie. Rzeczywiście było trochę ciasno. Jednak to nie miało znaczenia. Czułem, że zaczynam panikować. Byłem już zmęczony, a ból stawał się powoli nie do zniesienia. Bałem się i chciałem, by to się skończyło.
Wtuliłem się w omegę, tak jak zawsze wtulałem się w mamę. Poczułem się trochę lepiej, gdy zaczął głaskać mnie po plecach. Próbowałem skupić się na jego zapachu, cieple jego ciała, jego dotyku i głosie. Przez chwilę pomagało. W końcu jednak ból zdominował wszystko inne. Załkałem i mocniej wtuliłem się w Cecila. Płakałem, dopóki leki nie zaczęły działać, a więc póki nie zasnąłem.
***
Cecil tulił mnie i szeptał uspokajające słowa. Starał się, jak tylko mógł, by przynieść mi ulgę. Choć odrobinę. Jego obecność, choć w pewnym stopniu pomagała, nie mogła powstrzymać bólu. Cecil nie był alfą. Nie był moim partnerem. Nie w takim znaczeniu.
Starałem się znosić ból. Być dzielnym by on nie musiał aż tak się martwić. Jednak były momenty, gdy już nie mogłem tego wszystkiego znieść. Omega nie odstępował mnie jednak na krok. Zawsze, gdy otwierałem oczy, on był obok.
Miałem wrażenie, że ruja ciągnie się w nieskończoność. Nie wiedziałem, czy to wciąż drugi dzień, czy może już kolejny. Niewiedza także mi doskwierała. Wolałabym wiedzieć, jak długo może to jeszcze potrwać.
Aż w końcu obudziłem się. Czułem się zmęczony i obolały. Nie czułem już jednak tego okropnego bólu brzucha. Miałem jedynie obolałe mięśnie. Czułem suchość w gardle i miałem wrażenie, że jestem za słaby, by chociażby się ruszyć. Nie musiałem jednak nawet się odzywać.
Poczułem, jak ktoś łapie mnie pod pachy i pomaga mi usiąść, a już po chwili ta sama osoba podsuwała mi kubek, z czymś, co pachniało... smacznie. Cecil uśmiechnął się do mnie delikatnie a ja, mimo że nie miałem sił, odwzajemniłem ten uśmiech.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top