Rozdział LXI
Gdy wróciliśmy do domu mama i Noe byli dość... zdenerwowani. Głównie dlatego, że słyszeli o tym, że biegliśmy jak szaleni przez wioskę i trochę się martwili. A gdy nas zobaczyli, było jeszcze gorzej. Ja wciąż miałem wyraźny ślad po rozcięciu na czole i sporego siniaka. A po Cecilu co prawda nie było widać żadnych obrażeń zewnętrznych, ale nie wyglądał zbyt dobrze.
Tak więc moi rodzice (a nawet mały Len) zaczęli zasypywać nas pytaniami. Musiałem ich uspokoić i powiedzieć mniej więcej co się stało. Oczywiście nie obyło się bez długiej tyrady, mnóstwa uścisków i małego Lena uczepionego mojej nogi krzyczącego, że odda temu, kto mnie uderzył. Nie wątpię w to, że Len może próbować więc dopóki Ronan nie odejdzie, muszę lepiej pilnować swojego młodszego brata.
Ostatecznie pozwolili nam iść do pokoju. Miałem wrażenie, że Cecil tego potrzebuje. Odrobiny spokoju. Mi też zresztą przydałby się odpoczynek.
Przyglądałem się, jak omega siada na łóżku. Ramiona miał skulone a plecy lekko zgarbione. Jakby nosił na sobie jakiś ogromny ciężar. Jego ciemne brwi marszczyły się delikatnie. A usta od czasu do czasu lekko drżały, jakby miał się zaraz rozpłakać. Nie wiedziałem, czy chce teraz mojej obecności. Nie mogłem jednak patrzeć i nic nie robić, podczas gdy osoba, którą kocham cierpi.
Usiadłem obok niego i złapałem go za rękę. Chciałem dodać mu trochę otuchy. Omega popatrzył na mnie smutnymi, szarymi oczami błyszczącymi od łez. Ułożył głowę na mojej piersi i załkał cicho. Objąłem go ostrożnie. Wydawał mi się teraz taki niezwykle delikatny. Nawet bardziej niż zwykle.
Pozwoliłem mu płakać. Miałem wrażenie, że tego właśnie potrzebuje. Ja też czasem potrzebuję się wypłakać. To naprawdę pomaga. Gładziłem jego ciemne włosy. Szeptem uspakajające słowa. Miałem nadzieję, że moja obecność choć trochę ukoi jego serce.
***
Rano obudziłem się przed Cecilem. Miałem więc doskonałą okazję, by poleżeć i popatrzeć jak słodko sobie śpi. Jego włosy zazwyczaj były dość... nieujarzmione. Jednak zawsze po nocy wydawały się żyć własnym życiem. Uważam, że są słodkie.
Moje z rana są po prostu rozczochrane i skołtunione. Tak że muszę spędzić chwilę, by dokładnie je rozczesać. Jednak gdy Cecil tu jest, to on się tym zajmuje. Właściwie to obraża się, jeśli obudzę się wcześniej i sam to zrobię. Mówi, że uwielbia czesać mi włosy. A ja... lubię, gdy on to robi. Więc zamierzam poczekać, aż wstanie.
Nie będę go budzić. Zasługuje na odrobinę odpoczynku. Wczoraj długo nie mógł zasnąć. Zamartwiał się. Grunt, że wszystko zaczyna jakoś się układać. Moja rodzina nas zaakceptowała i czuję, że z ich pomocą damy sobie jakoś radę. Wujek Nasir zajmie się Kainem. W każdym razie... Cecil zostanie tutaj. Ze mną.
Oczywiście nadal pozostają pewne... obawy. Nie mogę go oznaczyć. Ani on nie może oznaczyć mnie. A to sprawia, że zawsze będę się trochę bał. A co jeśli Cecil znajdzie swojego przeznaczonego partnera? Takie rzeczy dzieją się rzadko... ale się przytrafiają. Wujek Nasir i Dyara to jedyna przeznaczona sobie para, jaką znam. Był jeszcze Jaspar. On też miał przeznaczonego. Jakie jest prawdopodobieństwo, że któryś z nas znajdzie swojego? O ile w ogóle istnieją. Poza tym... przecież nie będziemy ich szukać.
Kocham Cecila i jestem pewien, że to z nim chcę spędzić resztę życia. Nie potrzebuję jakiejś odgórnej siły, by móc się tym cieszyć. Nie potrzebuję jakiejś dziwnej więzi narzuconej przez instynkty. Wiem, że między mną a Cecilem jest więź. Sami ją stworzyliśmy. Zaczęliśmy ją budować i wciąż ją wzmacniamy. To nasza więź. Spędzimy razem resztę życia. Żaden alfa mi go nie zabierze. Razem się zestarzejmy. On i ja razem do końca życia. Tylko on i ja...
Teraz mu to nie przeszkadza. Wydaje się o tym nie myśleć. Jednak gdy będziemy starsi to może stanowić problem. To, że nie będziemy mieli dzieci. Od zawsze chciałem mieć dzieci. Być dobrą matką. Być jak moja mama. A do tego potrzeba alfy i omegi. Lub bety i omegi. Omega i omega nie mogą spłodzić razem dziecka. To w przyszłości może stanowić problem... ale wierzę, że z tym także sobie jakoś poradzimy.
Czeka nas wiele trudności, ale wyjdziemy naprzeciw im wszystkim. Razem. Razem damy radę.
Patrzyłem na jego śliczną twarzyczkę. Nie wiem czemu, gdy pierwszy raz go zobaczyłem, nie zauważyłem, jaka jest piękna. Jak mogłem pomyśleć, że jest nijaki. Jest pod każdym względem lepszy od Ronana. Od każdego alfy, którego znam. Mógłbym patrzeć na niego godzinami. Jednak... patrzenie czasem nie wystarcza. Miałem ochotę go dotknąć. I nie mogłem się powstrzymać.
Delikatnie musnąłem jego policzek. Nie chciałem go obudzić. Mimo że próbowałem zrobić to dyskretnie, chłopak zatrzepotał długimi rzęsami i spojrzał na mnie zaspanym wzrokiem po czym... uśmiechnął się. A ja uśmiechnąłem się w odpowiedzi.
Po chwili usiadł i przeciągnął się. Usłyszałem, jak kości mu strzelają i nie mogłem powstrzymać śmiechu.
- No co? Nic nie poradzę, że jestem zrobiony praktycznie z samych kości.
- Przecież na to nie narzekam.
Jego czarne włosy sterczały na wszystkie strony. Wyglądał jak jeż.
- Coś czuję, że dzisiaj trudno będzie zapanować nad twoją czupryną.
- Spójrz lepiej na siebie. Masz z tyłu kołtun wielkości myszy. A może to mysz...
Zaśmiałem się i szturchnąłem żartownisia w ramię. Wygląda na to, że ma już lepszy humor. To świetnie.
- Hmm... To może pomożesz mi wyczesać tego gryzonia z moich włosów?
- Jasne. O ile ty zrobisz coś z tym gniazdem na mojej głowie.
- Mam poszukać w nim jaj?
- Bardzo śmieszne Noach. Zdziwisz się, gdy jastrząb, który mieszka na mojej głowie, rzuci się na twoją mysz.
Obaj wybuchnęliśmy szczerym śmiechem. Wstałem i wziąłem z toaletki szczotkę do włosów, po czym usiadłem na łóżku za Cecilem. Z jego włosami szło szybciej. Wystarczyło przeczesać je kilka razy i zaczynały jakoś wyglądać.
Gdy skończyłem, zamieniliśmy się. Cecil moje włosy czesał dość długo. A to dlatego, że był ostrożny i delikatny. Starał się nie wyrywać mi włosów a rozczesywać kołtuny.
- Mama też mnie tak czesał, gdy byłem młodszy.
- Dla mnie mama nie miała zbyt dużo czasu. Ronan potrzebował sporo uwagi. Był jakby to ująć... Wszędzie było go pełno. A ja byłem grzeczny i cichy więc... zawsze byłem drugi.
- Przykro mi... Ja będę ci czesał włosy. Zawsze, gdy tego zechcesz.
- Wolę czesać twoje.
- Kocham cię. Więc zrobię dla ciebie wszystko. Dla mnie jesteś jedyny. Jesteś na pierwszym miejscu.
- ... Ja też cię kocham. Bardzo.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top