Rozdział LIV

- Może powinniśmy porozmawiać z Ronanem?

Spojrzałem na Cecila, który siedział na moim łóżku. Opierał się o ścianę i obejmował rękami podkulone nogi. Wydawał się zaniepokojony.

Ja siedziałem przy toaletce. Sprawdzałem zadania Lena. Ostatnio próbujemy nauczyć go pisać i liczyć. Noe daje mu różne zadania na kartce i ktoś je sprawdza. Dziś padło na mnie. A mój brat radził sobie fatalnie.

- O czym?

- O nas.

- ... Chcesz mu powiedzieć?

- Ja... sam nie wiem. To w końcu mój brat. Twoi rodzice zareagowali tak dobrze. A bałeś się o to. Pomyślałem sobie, że... że może z Ronanem też nie będzie tak źle. On jest całkiem miły. No i... lubi mnie. Na swój sposób mnie kocha i się o mnie troszczy. Tak myślę. No i... może zrozumie. Jeśli mu to wytłumaczymy.

- Nie wiem Cecil. Nie znam Ronana tak dobrze, jak ty. Jednak mam wrażenie, że on jest trochę... trudny. Naprawdę nie mam pojęcia jak może zareagować. Jest odrobinę... arogancki. Mógłby to wszystko wziąć bardzo do siebie. W końcu go oszukałem. Myślę też, że... będzie w pewnym sensie zazdrosny. Odniosłem wrażenie, że nie lubi przegrywać. Poza tym ma silny instynkt. Jego wilki jest silny. Więc... jest chyba dość wybuchowy.

- To... rzeczywiście prawda. Ronan zazwyczaj jest spokojny, ale gdy coś bardzo go zdenerwuje wtedy... jest trochę straszny. I potrafi się wściec w jednej chwili. Wystarczy, że powiesz coś nie tak.

- Jeśli chcesz mu powiedzieć, to mu powiemy. To twój brat. Nie chcę, byś czuł się źle lub czegoś żałował. W końcu i tak kiedyś się dowie.

- Tak... ale... sam już nie wiem. Po prostu... Boję się chwili, w której się tego dowie. Boję się, jak zareaguje. Mam wrażenie, że chyba wolałbym mieć to już z głowy niż czekać i żyć w niepewności. Jednak z drugiej strony zastanawiam się, czy to dobry moment. Może będzie lepszy. Masz rację, że to, co wydarzyło się między tobą a moim bratem, może pogorszyć sytuację. Więc może lepiej poczekać, aż emocje po tym opadną. Zamiast tak... zrzucać na niego wszystko na raz.

- Pomyśl nad tym Cecil. Ja będę wspierał każdą twoją decyzję.

- A ty... co myślisz? Tak... no wiesz. Ty. Chciałbym znać twoją opinię. Co twoim zdaniem powinniśmy zrobić?

- ... Jutro pójdziemy porozmawiać z wujkami. Pomyślimy razem co z tym zrobić. Może oni nam coś doradzą w sprawie Ronana. Mamy jeszcze trochę czasu i możemy nad tym pomyśleć. Nie ma co się spieszyć.

- Tak... Masz rację. Ustalmy najpierw inne rzeczy. Wtedy może problem z Ronanem sam się rozwiąże.

- No właśnie. Coś jeszcze cię martwi?

- Nie... ale... trochę mi smutno... Miło byłoby się do kogoś przytulić.

Uśmiechnąłem się i ostatni raz spojrzałem na bohomazy mojego brata. Odsunąłem kartkę na bok i wstałem. Cecil osunął się po ścianie i opadł na łóżko, nie odrywając ode mnie wzroku. Położyłem się tuż obok, a omega natychmiast skorzystał z okazji i się we mnie wtulił. Wsunąłem dłoń w jego włosy i przeczesywałem je palcami.

- Jesteś dziś jakiś taki przytulaśny.

- Lubię się przytulać. Do ciebie. Poza tym martwię się... Zbliża się pełnia.

- Tak.

- Będziesz miał ruję.

- ... Tak.

- Boisz się?

- ... Boję.

- Czy one są dla ciebie aż tak bardzo bolesne? Nie da się z tym nic zrobić?

- Andrea próbowała. Biorę leki przeciwbólowe i na sen. Im więcej z mojej rui prześpię, tym mniej przecierpię. Nic więcej nie da się jednak zrobić. Może kiedyś coś się zmieni. Gdy będę starszy.

- ... Czy nie żałujesz, że... Że w takich chwilach nie ma przy tobie alfy?

- Ja... Nie. Nie żałuję.

- Ale...

- Nie ma żadnego, ale. Owszem bardzo mnie boli. Jednak jak okropnie bym się czuł po rui, gdybym spędził ją z jakimś alfą, tylko po to by mniej bolało. Powiedziałem twojemu bratu coś innego, ale wtedy kłamałem. Ja... przez dwanaście dni w roku chciałbym mieć przy sobie alfę. Rzeczywiście. Ale wtedy myślę też o tym, że chciałbym umrzeć. To po prostu... takie myśli, które przychodzą, gdy jesteś zmęczony bólem i nie do końca świadomy. Przez pozostałe dni jestem w pełni świadomy i żałowałbym podjętych w trakcie chwili słabości decyzji. Wolę męczyć się dwanaście dni w roku niż przez całą resztę. Poza tym... teraz ty będziesz ze mną... Prawda?

- Ja... Tak oczywiście. Tylko nie wiem, jak miałbym ci pomóc.

- Wystarczy, że będziesz. Mam wrażenie, że wtedy będę się mniej bał. Gdy mama jest obok mnie, czuję się lepiej. Jednak... myślę, że twoja obecność będzie nawet bardziej pomocna.

- Postaram się ulżyć ci, jak tylko będę mógł. Będę się tobą zajmował. Obiecuję.

- Wiem. Ja tobą też. Gdy przyjdzie twoja ruja.

- Moje nie są takie ciężkie.

- Co nie znaczy, że mam się tobą nie zajmować.

- ... Noach mogę cię zapytać o coś jeszcze?

- Oczywiście.

- To trochę... Nie obraź się na mnie.

- A niby o co miałbym? Pytaj.

- ... Czy ty i mój brat... Czy... Co właściwie było między wami?

- Pytasz o... o to, jak daleko to wszystko zabrnęło? Dobrze rozumiem?

- Tak... Ja po prostu... Jeśli nie chcesz, to nie odpowiadaj. Po prostu...

- Jesteś zazdrosny?

- Chciałbym powiedzieć, że nie... ale jestem. Zwłaszcza po tym, jak... chciałeś... To znaczy... Po prostu nie podoba mi się to. Nic na to nie poradzę.

- Rozumiem. Masz prawo wiedzieć. Ja i Ronan... całowaliśmy się. Później on próbował... doprowadzić do czegoś więcej. Dotykał mnie... ale nie spaliśmy ze sobą.

- Wiem o tym... ale denerwuje mnie to, że cię dotykał.

- Już mu na to nie pozwolę. Nikomu na to nie pozwolę. Tylko ty możesz mnie dotykać. Możesz... możesz robić ze mną wszystko, na co masz ochotę.

- ... Chcę cię pocałować.

- Co tylko zechcesz.

Cecil przysunął się i złożył delikatny pocałunek na moich ustach. Spojrzał mi w oczy, po czym nadął lekko policzki i mocno wtulił się we mnie. Ścisnął mnie chyba z całych sił, a twarz ukrył w mojej piersi.

- Połamiesz mnie!

- Jesteś mój... Tylko mój. Nie oddam cię.

- ... Mam taką nadzieję. Bo nie mam zamiaru cię zostawiać.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top