Rozdział II

Najpierw usłyszałem pukanie do drzwi, a gdy tata je otworzył, zaczęły się głośne krzyki radości. Len ucieszył się na widok trójki kuzynów. Natychmiast złapał Erisa za rękę i poprowadził do środka, by opowiedzieć mu o... w sumie zazwyczaj nie nadążam za tym, o czym rozmawiają.

Linadel i Sira najpierw się ze mną przywitali, a później ruszyli za młodszymi, by mieć ich na oku. Ostatni do środka weszli wujkowie. Dyara przytulił mnie mocno i ucałował w czoło.

- Noach kochanie wszystkiego najlepszego.

- Dziękuję.

- Mamy coś dla ciebie z Nasirem. No rusz się panie Alfo. Daj bratankowi prezent. Spokojnie Noach. Ja wybierałem.

Wuj Nasir wywrócił oczami i zaśmiał się lekko.

- Nieprawda. Ja też pomagałem w wybieraniu... nie mówiąc już o płaceniu. Proszę Noach. Wszystkiego najlepszego. Rośnij duży i silny i niech dobrze wiedzie ci się w życiu.

Wuj podał mi niewielkie pudełeczko przewiązane ozdobną wstążką i poczochrał mnie po głowie. Spojrzałem na nie niepewien co zrobić. Dyara jednak najwyraźniej dostrzegł moje wahanie.

- No dalej. Otwieraj. Jestem ciekaw czy ci się spodoba.

Pociągnąłem za zieloną wstążkę, rozwiązując ozdobną kokardkę, po czym otworzyłem pudełeczko. Moim oczom ukazała się cienka, złota bransoleta z trzema ozdobnymi kamieniami mieniącymi się wieloma odcieniami zieleni.

- To... Śliczne!

- Jesteś już dużym chłopcem. Czternaste urodziny to nie przelewki. Przyda ci się coś ładnego.

- Dziękuję wam! Naprawdę! Jest prześliczna!

Wyjąłem bransoletkę i z dumą pokazałem ją rodzicom, po czym spróbowałem ją założyć. Nie mogłem jednak jej zapiąć. Dyara szybko pospieszył mi z pomocą, po czym krytycznie przyjrzał się mojemu nadgarstkowi.

- Jest jeszcze trochę luźna, ale nie na tyle byś ją zgubił. Za rok czy dwa będzie jak ulał. Hmm... Musisz więcej jeść.

- Też mu to mówię.

Tata, mówiąc to, puścił mi oczko. Tak. On ciągle mi powtarza, że jestem za mały i za chudy. A wcale nie jestem taki chudy!

- To dobrze się składa, że obiad gotowy. Noach chodź, pomożesz mi. Dyara, Nasir siadajcie.

Pospieszyłem, by pomóc mamie. Talerze były już rozłożone. Musieliśmy dostawić kilka krzeseł i przynieść mały stolik dla maluchów. Było bardzo ciasno, ale dla każdego znalazło się trochę miejsca. Pomogłem podać kaczki i napoje. Zjedliśmy wszyscy razem, a później przyszedł czas na deser.

- Ascal mówiłem ci już, że kocham cię i twoją kuchnię?

Mama zaśmiał się na słowa wuja Dyary.

- Tylko z tysiąc razy.

- W takim razie mówię po raz tysiąc pierwszy.

- Noach mi pomagał.

- Och nie wątpię. Jeśli będziesz takim kucharzem jak twoja mama... Wszystkie alfy w okolicy będą się o ciebie bić.

- Ym... Nie chcę, aby ktoś się o mnie bił.

Dyara zaśmiał się głośno i posłał mi rozbawione spojrzenie.

- Tak się mówi. Chociaż nie zdziwię się, jeśli będziesz kiedyś przyczyną konfliktu. W każdym razie na razie się o to nie martw. Jeszcze przyjdzie czas na alfy.

- No właśnie Dyara! Nie gadaj mu głupot.

- Oooo Noe, jaki z ciebie opiekuńczy tatuś.

- Na razie Noach nawet nie myśli o takich rzeczach.

- Ach tak? A skąd wiesz?

- Bo... Bo tak.

- Ja jak miałem czternaście lat...

- Nikogo to nie obchodzi.

- Ojej czyżbyś nie dopuszczał do siebie myśli, że twój mały chłopiec zmienia się w mężczyznę...

Wujek Dyara dokuczał tacie jeszcze parę minut. Wuj Nasir śmiał się z nich, a mama próbował uspokoić tatę. Dyara miał przy tym wszystkim chyba bardzo dużo frajdy. Chłopcom jednak zaczynało się nudzić, więc zapytałem, czy możemy iść pobawić się na zewnątrz. Otrzymaliśmy pozwolenie, więc poszliśmy pobawić się za domem.

Przez jakiś czas bawiliśmy się w ganianego. Ja jako pierwszy opadłem z sił. Usiadłem więc na trawie i przyglądałem się moim młodszym krewnym. Nikt nie powiedziałaby, że Linadel i Sira są moją rodziną. Jestem zbyt podobny do mamy i nie mam nic ze swojego ojca. A więc nic nie łączyło mnie z wujem Nasirem.

Linadel ze swoją ciemną karnacja i białymi włosami mocno się wyróżniał. Sira i Eris już bardziej mogliby uchodzić za moich krewnych. Obaj mają jasną karnację i kruczoczarne włosy. A jednak... i tak się wyróżniają. Sira i Linadel mają jasnoniebieskie oczy Dyary a Eris złote po Nasirze.

Ja jestem raczej... nijaki. Moje włosy mają bledszy odcień niż włosy mamy. A oczy mam zwykłe. Brązowe. Nie mam też piegów ani niczego co by mnie wyróżniało. Nie rozumiem, dlaczego wszyscy mówią, że jestem ładny. Eris jest śliczny. Z tymi długimi prostymi włosami. Jak będzie większy, to o niego będą bić się alfy. We mnie nie ma niczego, o co można by się bić.

Poza tym... nie rozumiem... Dlaczego wszyscy ciągle mówią o alfach? Sira i Linadel to alfy. Len też nią jest. Tak jak tata i wuj Nasir. Mama i Dyara są bardzo szczęśliwi... ale to nie dlatego że są z alfami... prawda? Tata kocha mamę i dlatego są razem. Nie dlatego że tata jest alfą. A jednak wszyscy powtarzają, że kiedyś znajdę jakiegoś alfę... A co jeśli żaden alfa mnie nie zechce? Albo ja nie zechcę żadnego alfy? Czy będę wtedy sam do końca życia? Bo jestem omegą?

Nie jestem już dzieckiem... Wiem, że bycie omegą coś znaczy. Wiąże się z czymś. Ale... nie rozumiem tego do końca. Chyba... chyba nie lubię bycia omegą. Mama zawsze płakał z tego powodu. Bo musiał być z ojcem. Gdy go bił, nigdy się nie bronił. Gdy go przezywał, nigdy się nie sprzeciwiał. To dlatego, że jest omegą. Ojciec nie chciał mnie, bo ja też jestem omegą. Co jest dobrego w byciu omegą?

Jednak... wujek Dyara też jest omegą. A on jest... inny. Nie zachowuje się jak omega. Jest odważny i silny... zawsze mówi co myśli. Ale ja nie jestem jak on. Jestem jak mama. Boję się i... nie jestem silny. Dlaczego nie mogłem urodzić się alfą? Wtedy mógłbym chronić mamę i Lena... To byłoby lepsze. Ale nie jestem alfą i nigdy nią nie będę.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top