Rozdział szesnasty
3/4, łapcie kolejny z moich ulubionych rozdziałów! <3
_______________________________
Budzę się w środku nocy z gwałtownie bijącym sercem.
Przez chwilę wpatruję się w sufit nad sobą, próbując się uspokoić. Jesteś w swoim mieszkaniu, Jones, powtarzam sobie. Pilnuje cię wilkołak. Jesteś bezpieczna.
Nie, to nic nie daje. Nie potrafię powstrzymać drżenia całego ciała.
Odrzucam kołdrę i zsuwam nogi z materaca, uznając, że może odrobina ruchu sprawi, że przestanę czuć potrzebę ucieczki. Od tamtego momentu, gdy uwolniłam się z więzów w magazynie, wszystko jest jakby rozmazane. Niby pamiętam, co robiłam, ale nie potrafię sobie przypomnieć, jak do tego doszło. Jakim cudem udało mi się wyskoczyć przez okno, zanim wszystko poszło z dymem? Skąd wziął się tam Remy i jak go znalazłam? Kiedy wspominam tamte chwile, mam wrażenie, jakby ktoś inny przejął wtedy kontrolę nad moim ciałem.
Robiłam w życiu naprawdę głupie rzeczy. Nie bez powodu noszę pistolet, zdarzyło mi się go w przeszłości używać. Miałam wizje, w których umierali ludzie. Ale to, co przeżyłam przez ostatnią dobę, to coś innego. Coś...
Ups.
Zamiast natrafić stopami na chłodne deski podłogi, zagłębiają się w coś miękkiego. Palcami trącam czyjeś ciepłe ciało. Co, do...
Ach, tak. Przecież mam w domu wilkołaka.
Z rozbawieniem zerkam w dół, by stwierdzić, że Remy w wilczej formie śpi przy moim łóżku. Budzi się i zerka na mnie czujnie jasnożółtymi oczami. Ostrożnie pochyla łeb i trąca mnie zimnym nosem w stopę.
W zdziwieniu rozchylam usta. W panującym w sypialni półmroku dostrzegam jego lśniące szare futro i masywny pysk. Jako wilk jest sporych rozmiarów. Jest też piękny, o czym absolutnie nie zamierzam mu mówić. Chociaż na jego widok moje serce bije jeszcze szybciej, równocześnie w jakiś sposób się uspokajam. Przestaję odtwarzać w kółko w głowie niczym makabryczny film tamte chwile z magazynu.
– Co ty tutaj robisz? – pytam ochryple.
Remy przekrzywia łeb, jakby zastanawiał się nad odpowiedzią. Albo raczej, w przeciwieństwie do mnie, zdawał sobie sprawę, że ta odpowiedź wymagałaby jego transformacji i za chwilę znalazłby się tu przede mną nagi.
Może to nie jest najmądrzejszy pomysł.
Chowam nogi z powrotem pod kołdrę i wracam na łóżko. Jakoś nie mam już ochoty uciekać.
Waham się, ciągle się na niego gapiąc. Pewnie byłoby mądrzej, gdybym kazała mu wracać do salonu, gdzie z niezrozumiałych dla mnie przyczyn postanowił spać. Z drugiej jednak wcale nie chcę, żeby wychodził. Czuję się przy nim bezpieczniej. Może zwariowałam albo wybuch uszkodził mi mózg, ale to on mnie stamtąd wyniósł. Nie puszczał mnie ani przez chwilę, gdy jechaliśmy do domu, jakby wiedział, że tego potrzebowałam.
Remy podnosi się, po czym kładzie przednie łapy na materacu. Patrzy na mnie pytająco. Wiem, o co mu chodzi, ale nie mam pojęcia, jak zareagować.
– Nie kręci mnie zoofilia – uprzedzam stanowczo.
Wilk znowu przekrzywia łeb. Wydaje mi się, że w jego oczach błyszczy rozbawienie, ale może to tylko moja wyobraźnia. Wyciąga się do przodu i trąca nosem moją dłoń.
– Poważnie – mówię, zanurzając palce w jego futrze. Remy mruży oczy, kiedy zaczynam go głaskać po łbie, i wydaje z siebie miękkie warknięcie. – Jeśli zrobi się dziwnie, wykopię cię z łóżka, jasne?
To już jest dziwne, że chcę wpuścić przemienionego wilkołaka do mojego łóżka, ale niech będzie. Zasłonię się chwilową niepoczytalnością po wybuchu bomby.
Remy wskakuje na materac, a ja przesuwam się, żeby zrobić mu miejsce. W jakiś sposób mam wrażenie, że kiedy jest w formie wilka, to całkowicie zmienia sytuację. Gdybym znalazła pod swoim łóżkiem faceta, wykopałabym go z sypialni, ale wilk to co innego. Mogę udawać, że wcale nie jest tym aroganckim, pewnym siebie samcem alfa, który na co dzień tak mnie wkurza.
Ciekawe, czy o tym wie, i dlatego się przemienił?
Otulam się kołdrą, a Remy kładzie się na wierzchu, nie zostawiając między nami ani centymetra przestrzeni. Zwijam się na boku i tulę do jego ciepłego futra. Czuję jego zimny nos na skroni, gdy opieram policzek na jego ciele.
– Nie wiem, dlaczego to robię – mamroczę. – Powinnam cię stąd wyrzucić. Ale nie chcę. Zastanowię się nad tym jutro.
Wilk wydaje z siebie warknięcie, zupełnie jakby się śmiał. Wyginam usta w uśmiechu.
– Nie ciesz się tak. To tymczasowa sytuacja, bo ktoś był w moim domu, a potem ledwie uszłam z życiem z wybuchu i nie czuję się teraz zbyt bezpiecznie. Jeśli mnie nie ugryziesz, to myślę, że akurat tobie mogę zaufać.
Remy liże mnie po skroni. Opędzam się od niego dłonią, ale nie przestaje.
– Ej! – drę się. – Uspokój się, głupi zwierzaku, bo zadzwonię po hycla.
W końcu oboje układamy się z powrotem do snu, ale jeszcze przez jakiś czas trzęsę się ze śmiechu.
Dopiero potem powoli zapadam z powrotem w sen.
***
Budzę się, kiedy promienie słońca padają na moją twarz.
Chyba zapomniałam wczoraj zasłonić rolety. To jednak nic dziwnego, biorąc pod uwagę, w jakim byłam stanie. Dobrze, że udało mi się chociaż trafić pod prysznic.
Jest mi przytulnie i wygodnie. Leżę na czymś ciepłym, a ciężka kołdra opatula mnie szczelnie. W moim umyśle nie ma żadnych pozostałości po niepokoju, który zbudził mnie w nocy. Koniec z bezrozumną paniką, dzisiaj moje myśli są dużo spokojniejsze i bardziej klarowne; jeszcze zanim otworzę oczy, w głowie już układam listę zadań na dziś. Zmienić zamki. Sprawdzić, co z babcią. Porozmawiać z Hardym. Dowiedzieć się, czy nikt nie ucierpiał w tamtym wybuchu. Przejrzeć nagrania z kamer. Znaleźć skurwysynów, którzy mnie porwali.
Otwieram w końcu oczy, dochodząc do wniosku, że nie mam czasu na wylegiwanie się w łóżku, i moim oczom ukazuje się dziwny widok.
Obok mnie w łóżku leży Remy. Całkowicie nagi, bardzo skąpo przykryty Remy.
Przez sekundę albo dwie gapię się na niego w bezruchu z otwartymi ustami, bo ten facet ma takie ciało, że przynajmniej tyle mu się z mojej strony należy. Właściwsze byłoby wielbienie go wzrokiem godzinami i zamówienie mu gipsowego odlewu, ale nie upadłam jeszcze na głowę. Ręce mnie świerzbią, żeby dotknąć tej wspaniale zbudowanej klatki piersiowej, przesunąć palcami po podbrzuszu i zobaczyć, czy naprawdę ma tak mocne uda, na jakie wyglądają. Jego przerzucone przez moją talię ramię nie pozwala mi się ruszyć z łóżka.
Zsuwam wzrok tam, gdzie przykrycie zasłania jego najbardziej intymne części ciała, i rozszerzam oczy. Czy to jest... Czy on...
– Tak się czasami dzieje, kiedy podczas snu klei się do mnie seksowna dziewczyna, papryczko – słyszę nagle jego zachrypnięty głos.
Pospiesznie przenoszę wzrok na jego twarz i orientuję się, że Remy na mnie patrzy. Ma zaspane spojrzenie, w którym czai się dziwne zadowolenie. Serce podskakuje mi gwałtownie i próbuję się uwolnić z jego uścisku, ale mnie nie puszcza. Wręcz przeciwnie – przyciąga mnie jeszcze bliżej do swojej klatki piersiowej.
Nagiej klatki piersiowej!
W końcu się uspokajam. Panika na niewiele mi się zda w kontakcie z nim. Wolę postawić na mój ostry język.
– To znaczy wkładasz sobie między nogi kij, kiedy śpisz z seksowną dziewczyną? – dopowiadam niewinnie.
Remy mruży oczy.
– Dotknij mnie, to zobaczysz, co to za rodzaj kija.
On chce cię tylko zszokować, idiotko, powtarza mój skołowany mózg. Nie mówi tego poważnie!
A ja nie rozważam poważnie, żeby rzeczywiście to zrobić, prawda?
– Och, daj spokój, Remy – prycham lekceważąco. – Nie musisz sobie przy mnie kompensować niczego sztucznym fiutem. I tak nie docenię takiego potwora.
Wilkołak wygląda, jakby z trudem walczył z wesołością.
– Prawdopodobnie pożałuję, że zapytałem, ale dlaczego, papryczko?
– Bo coś takiego do niczego się nie przydaje. – Macham ręką w kierunku namiotu między jego nogami. – Obcowanie z czymś takim nie jest ani przyjemne, ani nie dostarcza więcej wrażeń. Wręcz przeciwnie, jest bolesne i frustrujące, jak się nie mieści cały. Wszystko powyżej dwudziestu centymetrów jest bez sensu. Więc serio, nie masz się czym stresować.
– Ja się nie stresuję – protestuje spokojnie, na co posyłam mu sceptyczne spojrzenie. – I żadna nigdy nie narzekała, papryczko. Doskonale wiem, co robić z moim potworem.
Ponownie zerkam w dół i marszczę brwi. Zaraz. To nie jest jakiś jego głupi żart? Naprawdę ma penisa TAKICH rozmiarów?
Remy porusza się błyskawicznie, zanim zdążę choćby pisnąć. Zawisa nade mną, przykrycie z niego spada, ale nie odważam się już odwrócić wzroku od jego twarzy. Wydaje się dziwnie zadowolony, kiedy jego twardy fiut ociera się o moje udo. Wstrzymuję oddech.
On zdecydowanie nie ma między nogami niczego sztucznego.
Całe moje ciało zalewa żar, przez który mam ochotę rozchylić nogi i wpuścić tego faceta między nie. Próbuję wziąć się w garść, chociaż podniecenie sprawia, że robię się wilgotna. Jakim cudem wystarczy mu kilka sekund, żeby tak mnie rozpalić?!
Natychmiast muszę to przerwać!
– Złaź ze mnie, troglodyto, i przestań mnie szczuć swoim kutasem! – krzyczę, uderzając go w klatkę piersiową, żeby się odsunął. Oczywiście nie rusza się nawet o centymetr. – Co ty w ogóle robisz w moim łóżku? Pozwoliłam do niego wejść miłemu mięciutkiemu wilczkowi, a nie jakiemuś samcowi alfa z kijem baseballowym między nogami!
Remy się śmieje, a ten ochrypły dźwięk posyła dreszcz przez mój kręgosłup. Odsuwa się posłusznie, dzięki czemu mogę się odczołgać i stoczyć z łóżka. Dyszę przy tym tak, jakbym właśnie przebiegła maraton.
Dopiero po chwili uświadamiam sobie, co właśnie się stało.
Czy Remy naprawdę się ZAŚMIAŁ?!
Spoglądam na niego w szoku. Ma usta wygięte w górę, jakby się uśmiechał. Myślałam, że on nie jest do tego zdolny!
Wow. Naprawdę mu z tym do twarzy. Jest dzięki temu jeszcze bardziej seksowny niż zwykle. Chyba powinnam mu zrobić zdjęcie.
– To może być dla ciebie szokujące, ale mięciutki wilczek i samiec alfa to ta sama osoba – odpowiada z rozbawieniem. – Tak jakby dostajesz nas w pakiecie.
Oskarżycielsko wyciągam w jego stronę palec.
– Zrobiłeś to specjalnie – mówię z pretensją. – Wkradłeś się do mojego łóżka podstępem. Wiedziałeś, że nie odmówię puszystemu, mięciutkiemu wilczkowi, który w dodatku, w przeciwieństwie do ciebie, milczał.
– Jak ostatnio sprawdzałem, to w wilczej postaci nie posiadałem strun głosowych, ale pewnie oczekiwałabyś, że je dla ciebie wykształcę – stwierdza spokojnie.
Jestem na niego wkurzona, ale równocześnie mam ochotę się roześmiać. Co za palant!
– Polizałeś mnie po twarzy! – wypominam z oburzeniem. – Jesteś obleśny.
Remy marszczy brwi.
– Przecież wiedziałaś wtedy, że to ja. Czemu mi tego nie powiedziałaś od razu?
– Bo nie chciałam zranić uczuć puszystego, mięciutkiego wilczka! – krzyczę.
On tymczasem znowu zaczyna się śmiać. To totalnie fascynujący widok. Z trudem utrzymuję w sobie oburzenie wywołane przeczuciem, że zostałam w nocy rozegrana.
– Leżałeś nagi w MOIM ŁÓŻKU – dodaję z niedowierzaniem. – Powiedz mi, że chociaż przez większość czasu spałeś w nim jako wilk.
Remy z trudem się opanowuje, ale nic nie odpowiada. Spojrzeniem chce mi chyba dać do zrozumienia, że nie, nie spędził większości nocy jako wilk.
Co za podstępny drań!
– Po prostu w to nie wierzę – mamroczę, przechodząc w stronę szafy. Kiedy dostrzegam, że Remy chce się podnieść z łóżka, celuję w niego palcem. – Ani waż się ruszać! Nie będziesz biegał po moim domu z gołym tyłkiem!
W bardzo wilczy sposób przekrzywia głowę.
– Jeszcze zobaczymy.
No po prostu w to nie wierzę!
Biegnę do łazienki i zatrzaskuję za sobą jej drzwi, po czym przekręcam zamek. Wcale nie czuję się dzięki temu bezpieczniejsza. Ani trochę.
Zza drzwi dobiega mnie podniesiony głos Remy'ego.
– Ty też nie masz na sobie zbyt wielu ubrań, papryczko, wiesz?!
Spoglądam po sobie. Na Papę Legbę! Rzeczywiście mam na sobie jedynie obcisły podkoszulek bez rękawów i bokserki. Mam niemalże cały tyłek na wierzchu!
Oczywiście Remy musiał mi o tym przypomnieć, kiedy już przeparadowałam przed nim w takim stroju i zamknęłam się w łazience. Typowe.
Czuję, że się czerwienię. Dobrze, że on przynajmniej tego nie widzi.
Ponieważ nie chcę wyglądać, jakbym się nadmiernie starała, spędzam w łazience dwie minuty, czesząc włosy, myjąc zęby i twarz, a tak naprawdę używając tych czynności jako wymówki, żeby trochę się uspokoić. Mogę na niego wrzeszczeć, ile tyko chcę, ale tak naprawdę podobało mi się spanie z nim w jednym łóżku. Nawet gdy nie miał na sobie ciuchów.
A może zwłaszcza gdy nie miał na sobie ciuchów.
Wyzywam się z tego powodu od idiotek, ale fakt pozostaje faktem. Poza tym cieszy mnie jeszcze jedno.
Znowu nazywa mnie papryczką.
Kiedy w końcu wychodzę z łazienki opatulona moim szlafrokiem, Remy'ego nie ma już w sypialni. Co więcej, z kuchni dochodzą mnie głosy. Ponieważ nie sądzę, żebym już zdążyła zwariować i słyszała je w mojej głowie, dedukuję, że ktoś do mnie przyszedł i rozmawia z Remym. Który, mam nadzieję, jest już ubrany.
Gdy wkraczam do salonu, stwierdzam, że w kuchni nad kubkami kawy siedzą Remy i babcia. Na mój widok ta ostatnia uśmiecha się promiennie i przesuwa ku mnie trzeci kubek.
– Przyniosłam ci kawę, Junie.
Podchodzę bliżej i całuję ją w policzek.
– Dziękuję, ale to ja powinnam rano wstać, żeby przynieść kawę tobie, babciu.
– Jestem za stara na kofeinę, mogłaby mi wykończyć serce – odpowiada stanowczo. – Piję tylko zieloną herbatkę. Poza tym jak na starość zaczniesz zrywać się z łóżka o świcie jak ja, to zobaczysz, że też nie będziesz wiedziała, co ze sobą zrobić w tym czasie. No i powinnaś była pospać po tym, co cię wczoraj spotkało.
Na jej twarzy pojawia się zatroskanie. Odsuwam od siebie wspomnienia wybuchu, które sprawiają, że żołądek fika mi koziołka, i próbuję wziąć się w garść.
– Nic mi nie jest, babciu – zapewniam. – Wracam dzisiaj do pracy. Zadzwonię do Hardy'ego i dowiem się, kto...
– Nie – przerywa mi nagle Remy.
Przenoszę na niego zaskoczone spojrzenie.
– Słucham?
– Nie będziesz się zajmować tą sprawą – rozszerza wypowiedź. – To niebezpieczne. Już dzwoniłem do Hardy'ego i uświadomiłem go, że nie będzie więcej potrzebował pomocy medium.
Co takiego?!
– Żartujesz sobie, tak? – pytam z nadzieją. – Powiedz, że żartujesz.
Spojrzenie Remy'ego nabiera ostrości.
– To chyba ty żartujesz, jeśli myślisz, że będziesz się dalej narażać – warczy. – O mało wczoraj nie zginęłaś. Wysadziłaś w powietrze budynek, do kurwy nędzy! Poza tym czytanie nieboszczyków nie jest dla ciebie zdrowe. Ostatnio straciłaś przytomność.
– Widzę, że skończyłeś medycynę i masz doświadczenie w udzielaniu porad lekarskich – odpowiadam ze złością. – Moje wizje są całkowicie bezpieczne, a ty nie masz prawa mi czegokolwiek zabraniać czy mówić, co mam robić. Taką mam pracę, Remy, że czasami robi się w niej niebezpiecznie, a tobie nic do tego!
Ze złością zaciska szczęki.
– Uwierz, było mi sporo do tego, gdy wczoraj wynosiłem cię na rękach ledwie żywą z Elmwood.
Och, dlaczego on jest taki... taki...
Po prostu z nim nie mogę!
Odwracam się i ruszam z powrotem do sypialni.
– Dzwonię do Hardy'ego. Wyjaśnię mu, gdzie może sobie wsadzić twoje rozkazy.
– Hardy to mój podwładny, papryczko – woła za mną Remy. – Nie będzie słuchał ciebie!
– Możesz sobie nim rządzić w stadzie! – Odwracam się do niego i posyłam mu mordercze spojrzenie, z którego nic sobie nie robi. Nadal spokojnie popija kawę przy blacie, a babcia przygląda nam się w milczeniu z wyraźnym zainteresowaniem. – Ale przypominam ci, że ja nie należę do watahy. Nie masz prawa podejmować za mnie takich decyzji i omawiać moich spraw za moimi plecami! A jeśli Hardy mnie nie posłucha, to złożę na niego skargę do komendanta, bo to nie są sprawy watahy. Nie jestem jej częścią!
– Na razie – warczy Remy.
Zamieram.
Nie zamierzam udawać, że nie wiem, co ma na myśli. Doskonale pamiętam moją pierwszą wizję z Remym w roli głównej. Owszem, jeśli mnie sparuje, rzeczywiście zostanę częścią watahy.
Tylko że to się, kurwa, nigdy nie stanie!
– Nie jestem i nigdy nie będę – dodaję z naciskiem. – Bardzo ci dziękuję za pomoc wczoraj, Remy, ale poradziłabym sobie sama. Jak zwykle. Byłam sama, kiedy mnie porywali, więc i sama bym się stamtąd wydostała. Nie potrzebuję być częścią watahy i nie chcę tego. Przestań sterować moim życiem.
Uciekam do sypialni i trzaskam za sobą drzwiami. Opieram się o nie ciężko, czując, jak wali mi serce. Czy mi się wydawało, czy widziałam odrobinę wyrzutów sumienia w oczach Remy'ego, gdy wspomniałam, że byłam sama, gdy mnie porwano?
Jeśli tak, to dobrze. W końcu to on uznał, że nie będzie mnie dłużej pilnował. Jeśli chce mieć pretensje do kogoś o to, co się stało, to tylko do siebie.
– Prawda, że jest urocza? – dobiega mnie zza drzwi wesoły głos babci.
Przymykam oczy. Niech mi ktoś da cierpliwość, bo jeśli dostanę siłę, to coś rozwalę.
– Bardzo – odpowiada z przekąsem Remy. – To uosobienie łagodności.
Chyba mamy inne definicje tego słowa.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top