Rozdział dziewiętnasty
No dobra, to zaczynamy nasz sylwestrowo-noworoczny maraton od kolejnego fajnego rozdziału :) Z urodzinową dedykacją dla Natalii! Wszystkiego najlepszego! <33
______________________________________
Budzę się, kiedy słyszę jakiś podejrzany dźwięk.
Zamieram w łóżku i dyskretnie rozglądam się po sypialni. Jest w niej całkiem ciemno, bo zasłoniłam rolety na noc, i potrzebuję chwili, żeby mój wzrok przyzwyczaił się do tych warunków. Serce wali mi jak szalone.
Wciąż mam w pamięci, jak zostałam porwana z tego mieszkania, dokładnie z tej sypialni. Bez trudu przypominam sobie, jak się wtedy czułam, jaka byłam przerażona i jak bardzo pragnęłam się stąd wydostać. Z trudem zasnęłam we własnym łóżku, tak niepewnie się po tym wszystkim czułam.
A teraz jestem przekonana, że słyszałam dźwięk, jakby ktoś chodził po mieszkaniu. A ten cień przy fotelu... Czy tam przypadkiem ktoś nie stoi?!
Powolnym ruchem sięgam pod poduszkę, gdzie od czasu porwania trzymam mój pistolet. Tym razem nie pozwolę się porwać. Zabiję tego gnoja, choćbym miała potem przez to kłopoty. Nie zabierze mnie znowu.
Cień się porusza i mam już pewność – to człowiek. Ktoś jest w mojej sypialni!
Adrenalina uderza mi do głowy i działam bez wahania. Podrywam się z łóżka w ciągu sekundy, rzucam na przeciwnika i zwalam go z nóg. Razem upadamy na podłogę, a ja wbijam mu lufę pistoletu między żebra.
– Zaraz cię zajebię, skurwysynu! – krzyczę, bardziej po to, żeby się poczuć pewniej, niż żeby on się wystraszył.
Nieludzko szybkim ruchem mężczyzna wybija mi z ręki pistolet. Siłujemy się przez chwilę, aż w końcu on przerzuca mnie nad sobą i ląduję na podłodze na plecach. Zamieram, gdy skacze na mnie, a po ekscytacji, która znienacka ogarnia całe moje ciało, jak tylko jego biodra ocierają się o moje, natychmiast się domyślam, kto to jest.
– Remy?! – drę się z niedowierzaniem.
Chcę go uderzyć, więc unieruchamia mi ręce nad głową. Pochyla się, aż czuję na skroni jego gorący oddech.
– Chciałaś mnie zastrzelić, papryczko? – pyta zachrypniętym głosem.
Szarpię się, ale osiągam jedynie tyle, że mocniej przyszpila mnie do podłogi. Moje piersi ocierają się o jego klatkę piersiową, a mam na sobie tylko skąpy podkoszulek. Żadnej bielizny.
Zaraz poczuje, że twardnieją mi sutki, i będę skompromitowana.
– Należało ci się – warczę. – Co robisz w moim mieszkaniu, do diabła?!
– Pilnuję cię – odpowiada spokojnie. – Żeby nie powtórzyła się taka sytuacja jak z tamtym porwaniem.
Nie pozwalam sobie na roztrząsanie tamtej sytuacji. Znacznie bardziej wolę się zająć obecną i trzymającym mnie w mocnym uścisku mężczyzną.
– Nie potrzebuję opieki – protestuję. – I nikt cię tu nie zapraszał!
– Poprawka, papryczko – mówi z rozbawieniem. – Twoja babcia mnie zaprosiła.
Nie. Po prostu w to nie wierzę.
Czy wszyscy w tym mieście sprzysięgli się przeciwko mnie? Nawet moja jedyna prawdziwa sojuszniczka, babcia?! Przecież nawet nie mogę jej nagadać. Ta kobieta ma osiemdziesiąt lat, jeszcze by mi zeszła na zawał w trakcie!
– Zaraz. – Nadal wydaje mi się, że to jakieś nieporozumienie. – Moja babcia dała ci klucze do mojego mieszkania? Tak tu wszedłeś?!
Kiwa głową. Nie wygląda na ani odrobinę winnego.
– Owszem – potwierdza. – Miałem dobre intencje.
– Jakie, przyglądanie mi się, jak śpię, jak jakiś świr?!
Kiedy nie odpowiada, znowu szarpię się w jego uścisku. Podrywam głowę, aż czołem walę go w nos, a Remy odsuwa się z sykiem. Kiedy jednak próbuję się spod niego wydostać, mocniej przygważdża mnie swoim cielskiem. Czy ten facet musi tyle ważyć?!
– Złaź ze mnie!
– Przestań mnie bić, do diabła – syczy. – Pilnowałem cię. Tylko tyle. Nie miałem żadnych niecnych planów.
– Czyli nie robiłeś tego pierwszy raz? – Zamieram. – Dała ci klucze, gdy się poznaliście, i włazisz mi do mieszkania od tego czasu?!
Remy milczy, zaciskając mocno szczęki. Chyba wreszcie się zorientował, że rozmawiając ze mną, tylko się pogrąża.
Nagle wpada mi do głowy coś jeszcze.
– Gdzie jest mój jasiek?
– W moim łóżku – odpowiada odruchowo, po czym się krzywi. – To znaczy...
– No po prostu w to nie wierzę! – drę się. – Wynoś się z mojego domu, stalkerze! Jutro zmieniam zamki i nie dam babci ani jednego kompletu kluczy!
Próbuję znowu go uderzyć, ale tym razem skutecznie mnie unieruchamia. Jego twarz znajduje się tak blisko, że gdybym odrobinę się przechyliła, mogłabym go pocałować. Nie robię tego jednak, bo jestem wściekła i zostały we mnie jeszcze resztki samokontroli.
– I tak tu wejdę, jeśli będę chciał – mówi spokojnie. – Klucze nie są mi potrzebne.
Przecież mnie zaraz szlag trafi!
– Nie waż się...
– Robię to dla twojego bezpieczeństwa, papryczko – przerywa mi stanowczo. – Już raz uprowadzono cię z własnego mieszkania. Nie chcę, żeby to się powtórzyło. A jasiek zabrałem, bo... – waha się wyraźnie, ale wreszcie dokańcza: – lubię mieć w łóżku twój zapach.
Och.
Czy to się dzieje naprawdę?
Przez chwilę obserwuję go w milczeniu, nie wiedząc, jak się zachować. A choć Remy ma pokerową twarz, wiem, że te ostatnie słowa sporo go kosztowały. Przyznaje się, że coś do mnie czuje. Że mnie chce. Jasne, już pod domem Neve oświadczył, że mnie sparuje, ale to co innego. Jeszcze nie wiem, jak sobie z tym poradzić.
– Co jeszcze zabrałeś? – pytam w końcu nieswoim głosem.
Wzrusza ramionami.
– Twoją koszulkę. Wyjadłem sajgonki z lodówki. Nic takiego.
Wiedziałam, że nie zjadłam wszystkich! Przez niego myślałam, że dostaję sklerozy!
– Jesteś po prostu... – waham się, bo brakuje mi słów – ...niemożliwy! Jesteś niemożliwy, Remy Becketcie! Złaź ze mnie i wynoś się z mojego domu!
– Spałem na twoim jaśku – informuje mnie spokojnie, zupełnie jakby nie dosłyszał moich słów. – A wiesz, co robiłem z koszulką?
Nie wiem. I chyba nie chcę wiedzieć.
– Kiedyś ci powiem, ale jeszcze nie teraz. – Jego spojrzenie zsuwa się na mój dekolt i wyraźnie ociepla. – Kiedy mnie zaakceptujesz, papryczko.
Nie wiem, co dokładnie ma na myśli, ale to się i tak nie stanie.
– Dlaczego tak się opierasz? – Remy marszczy brwi. – Wiem, że masz za sobą trudny związek...
– Niczego o mnie nie wiesz – przerywam mu. – Nie udawaj, że mnie znasz, Remy. Niczego o mnie nie wiesz.
– Więc mi opowiedz.
Jego kolano wciska się między moje nogi. Czuję jego udo napierające prosto na moją cipkę. Jego oczy ciemnieją, więc Remy z pewnością zdaje sobie sprawę, co robi, ale nie przestaje, a mnie przyspiesza oddech.
– Po prostu... daj mi spokój.
– Nie ma takiej możliwości – mamrocze, po czym się do mnie schyla. – Jesteśmy na siebie skazani.
To nie brzmi zbyt optymistycznie.
Ta myśl jednak natychmiast wietrzeje mi z głowy, gdy czuję na szyi wargi Remy'ego. Szarpię rękami, bo chcę wpleść mu palce we włosy, ale on trzyma mnie mocno i nie puszcza. Pieści skórę na mojej szyi, składając na niej gorące pocałunki, a ja instynktownie odchylam głowę, by dać mu lepszy dostęp. Remy mruczy z satysfakcją.
– Poddaj się temu, papryczko – mamrocze. – Twoje ciało lepiej wie, czego potrzebuje.
Nie potrzebuję go!
Jego wargi zsuwają się w dół szyi aż do rowka między piersiami, a ja nadal nie mówię ani słowa, żeby go powstrzymać. Z trudem łapię powietrze, a całe moje ciało staje w płomieniach od jego najlżejszego dotyku. Remy odsuwa nieco dekolt mojej koszulki, pocałunkami znaczy górną część piersi, aż sutki mi twardnieją. Mam na końcu języka błaganie, żeby je ssał, a potem doprowadził mnie do orgazmu ustami.
Ale nie mówię tego.
Gryzę się w język, bo przypominam sobie, jak to się skończyło, gdy ostatnio dałam się tak ponieść. Gdy kompletnie zwariowałam i raptem po kilku miesiącach znajomości wyszłam za faceta, który wydawał się dla mnie idealny. Tylko że nie był. Był gościem, który uważał, że może mnie trzymać z dala od problemów i chronić przed niebezpieczeństwem, nawet kosztem naszego szczęścia.
Nie chcę nigdy więcej mieć takiego faceta. A Remy dokładnie taki jest. Gdyby nie fakt, że nie lubią się przeze mnie, pewnie świetnie dogadywałby się z Dukiem.
– Puść – wyduszam z siebie w końcu.
Remy podnosi głowę i spogląda na mnie pociemniałym wzrokiem. Nie wiem, co dostrzega w mojej twarzy, ale to każe mu wziąć moje słowa na poważnie. Odsuwa się niechętnie i chwyta mnie za ramię, by pomóc mi wstać. Serce ciągle mi wali, a skóra płonie od jego pieszczot, ale próbuję wziąć się w garść. Wzrokiem szukam mojego pistoletu, ale to Remy ma lepsze zmysły ode mnie i znajduje go pierwszy. Podnosi broń z podłogi i rzuca na łóżko.
– Rozumiem, że chcesz mnie chronić – mówię, starając się brzmieć stanowczo. – I masz rację, po ostatnim incydencie ja sama nie czuję się tu bezpiecznie. Więc możesz zostać. Ale będziesz spał na kanapie w salonie albo w sypialni gościnnej. Nie w moim łóżku, niezależnie pod którą formą. I nie będziesz zakradał się do mojego domu bez mojej wiedzy, jasne?
Remy kiwa głową. Wygląda jak zbity pies.
– Nic z tego nie będzie. – Wskazuję palcem to na siebie, to na niego. – Nie ma sensu w ogóle tego zaczynać, bo i tak by się nie udało.
– Ciekawe, skąd to wiesz. Widziałaś w którejś wizji?
Ignoruję jego uszczypliwy ton. Ignoruję też natrętne wspomnienia mojej pierwszej wizji z jego udziałem, które natychmiast mi się nasuwają.
Muszę ignorować wiele rzeczy, jeśli chcę mieć chociaż względny spokój.
Remy podchodzi bliżej, więc odruchowo cofam się o krok i ląduję pod ścianą. Nie spuszcza ze mnie intensywnego spojrzenia.
– Myślę, że widziałaś coś innego – mówi. – Coś dokładnie odwrotnego, przed czym teraz próbujesz się bronić. Co takiego widziałaś, papryczko?
Chyba oszalał, jeśli sądzi, że mu powiem.
Sznuruję usta, a on czeka przez chwilę, a gdy nie otrzymuje odpowiedzi, odsuwa się o krok. Rusza w stronę drzwi, a ja przyglądam się temu z mieszanymi uczuciami, niepewna, czy chciałabym go stąd wyrzucić, czy raczej przy sobie zatrzymać.
– Będę w sypialni gościnnej, gdybyś czegoś potrzebowała – rzuca na odchodne. – Ty możesz spać ze mną, gdybyś chciała. Nie wyrzucę cię z łóżka, jeśli do mnie przyjdziesz.
Zamyka za sobą drzwi mojej sypialni, a ja nie jestem zdolna do wydania z siebie żadnego dźwięku. Zaskakują mnie nie tyle słowa, co ton głosu Remy'ego – sugeruje, że mężczyzna jest absolutnie przekonany, iż prędzej czy później do niego przyjdę.
Co za pewny siebie dureń. To się nigdy nie stanie.
***
Budzi mnie śmiech dobiegający z salonu albo kuchni.
Przez chwilę leżę w łóżku, gapiąc się w sufit i zastanawiając, dlaczego zostałam w ten sposób pokarana. Słyszę rozmowę Remy'ego z moją babcią i wiem, co zastanę po wejściu do kuchni – ona już stoi po jego stronie, będzie mu kibicowała i trzymała kciuki, żebyśmy byli razem. Nawet gdy oskarżę ją o oddanie mu kluczy do mojego mieszkania, nie zawstydzi się i oświadczy, że robi to wszystko dla mojego dobra. Naprawdę nie mam ochoty jeszcze opuszczać ciepłego łóżka i wstępować do świata, w którym muszę się denerwować na moich najbliższych.
Przykrywam głowę poduszką i jęczę. Niestety wilkołacze zmysły najwyraźniej to odbierają i Remy domyśla się, że już nie śpię, bo w następnej chwili słyszę jego kroki i wilkołak zagląda do sypialni.
– Twoja komórka dzwoniła – oznajmia. – To Hardy. Czego od ciebie chce?
Odrzucam poduszkę na bok i wyskakuję z łóżka, nie przejmując się, że mam na sobie tylko obcisły podkoszulek i bokserki. Rzucam się w stronę Remy'ego, który trzyma w dłoni mój telefon.
– Mam z nim jechać na przesłuchanie właściciela organizacji, dla której pracuje Dan Winston – tłumaczę pospiesznie, po czym zerkam na zegarek. – I jestem spóźniona. Lecę pod prysznic!
Ruszam w kierunku łazienki, ale Remy chwyta mnie za skraj koszulki i ciągnie z powrotem do siebie. O mało nie tracę przy tym równowagi.
– Moment – mówi. – Hardy ma partnera. Dlaczego on nie może z nim jechać?
– Duke pracuje pod przykrywką – wyjaśniam. – Spróbuje przeniknąć do tej organizacji. Nie może się tam pokazać jako policjant.
Remy marszczy brwi.
– Ale dlaczego?
– Dlaczego ma do nich przenikać? – uściślam. – Cóż, to organizacja twierdząca, że nieludzie otrzymali za dużo przywilejów i zwykli obywatele są przez to uciśnieni. Jesteśmy przekonani, że cokolwiek planują, to ma coś wspólnego z zabójstwem wampira i materiałami wybuchowymi. Musimy się dowiedzieć co dokładnie. Duke poszuka tych informacji od środka. Da sobie radę, jest w tym dobry.
Nawet bardzo dobry. I potrafił dla pracy rozwieść się ze mną.
Remy mruży oczy.
– Myślicie, że to oni zabili wampira i zrzucili winę na wilkołaki? Żeby nas na siebie napuścić?
– To logiczne wyjaśnienie, ale potrzebujemy dowodów. – Wzruszam ramionami. – Dlatego jedziemy do właściciela organizacji. Czy teraz możesz mnie puścić?
Remy przygląda mi się z namysłem.
– Nie podoba mi się, że się w to angażujesz. To może być dla ciebie niebezpieczne.
Przewracam oczami.
– Jak to dobrze, że nie muszę robić tego, co ci się podoba.
Czasami kompletnie nie kontroluję słów, które opuszczają moje usta. Wcale nie chcę go prowokować i wszczynać kolejnej kłótni, ale nie potrafię się powstrzymać. Chociaż wiem, że Remy chce jedynie, żebym była bezpieczna, odbieram to jak atak na moją suwerenność. Jak zwykle.
Sądząc po minie Remy'ego, moje słowa mu się nie podobają. Szokujące.
– Masz przynajmniej Hardy'ego, on będzie cię pilnował – odpowiada, nie podejmując zaczepki. – A ja nie mam nic pilnego do roboty, więc pojadę z tobą.
Co takiego?!
– Nie potrzebuję cię – uprzedzam pospiesznie.
Remy szarpie za moją koszulkę jeszcze mocniej. Przyciąga mnie do siebie tak blisko, że niemalże ocieram się piersiami o jego tors. Owiewa mnie jego znajomy męski zapach, od którego kręci mi się w głowie.
– Ale ja potrzebuję ciebie, papryczko – protestuje miękko. – Zamierzasz mi odmówić swojego towarzystwa?
Dlaczego po tych słowach mam takie wrażenie, jakby serce skoczyło mi do przełyku?
Otwieram usta, ale nie wydobywa się z nich żadne słowo. To naprawdę trudna sztuka, zmusić mnie do milczenia, a jednak Remy'emu ciągle się to udaje. Jest w tym prawdziwym mistrzem.
Jego dłoń wślizguje się na moje plecy, a ja wstrzymuję oddech. Pochyla się i przesuwa nosem po moim policzku. Nadal się nie wyrywam.
Dlaczego właściwie się nie wyrywam?
– Dobra – zgadzam się. – Ale nie będziesz mi przeszkadzał. Nie chcę słyszeć, jak znowu tym swoim tonem samca alfy oświadczasz, co mi wolno, a co nie, jasne?
Posyła mi kpiące spojrzenie.
– Tonem samca alfy?
– Pepper nie będzie brała w tym udziału – naśladuję jego głos, ale celowo robię to prześmiewczo, wydając z siebie tak głębokie dźwięki, jak tylko dam radę. – Pepper zostanie w domu, gdzie będę mógł przywiązać ją do kaloryfera w kuchni, żeby gotowała kolację z tego mięsa, które przyniosę z polowania, podczas gdy ja będę się kąpał w krwi moich wrogów.
Znowu to widzę. Kącik ust Remy'ego drga, jakby chciał się podnieść, ale nie był pewien, czy powinien. Zaskakuje mnie, jak bardzo mi się to podoba. Uwielbiam doprowadzać go do stanu, w którym musi się mocno starać, by zachować powagę, bo być może chciałby się roześmiać.
– W porządku – odpowiada po chwili milczenia. – Nie będzie tonu samca alfy, o ile dasz mi coś w zamian.
Mrużę oczy.
– Co takiego?
– Pocałunek. – Jego pociemniałe spojrzenie zsuwa się na moje usta. – Tylko jeden.
Pochyla się, jakby nie zamierzał czekać na moją zgodę, ale odpycham go i odskakuję, po czym uciekam do łazienki.
– Nie całuję się z nikim przed umyciem zębów!
Gdy zatrzaskuję za sobą drzwi, wydaje mi się, że słyszę śmiech Remy'ego.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top